Tajemnica Pana Pottera - Hitchcock Alfred - Страница 29
- Предыдущая
- 29/32
- Следующая
Rozdzial 17. Nowe niebezpieczenstwo
Dobsonowie i Trzej Detektywi usadowili sie mozliwie najwygodniej na schodach i sluchali, jak nad ich glowami rzekomy rybak przeszukuje dom garncarza.
Z kuchni dobiegal zgrzyt szuflad i trzask drzwiczek kredensu. Spieszne kroki zatupaly w strone spizarni i po podlodze potoczyly sie puszki. Potem dalo sie slyszec opukiwanie scian.
Farrier przeszedl nastepnie do biura i rozlegl sie lomot, az kurz posypal im sie na glowy.
– Przewrocil szafke – powiedzial Pete.
Po drewnianej podlodze przesunelo sie z piskiem staroswieckie biurko garncarza. Potem znow uslyszeli opukiwanie scian.
– Czy policjanci znalezli skrytke? – zapytal Jupiter Toma.
– Nie, nie znalezli.
– Wciaz ukrywacie cos przede mna, chlopcy – powiedziala pani Dobson. – Co to za skrytka?
– Nic wielkiego, mamo – odpowiedzial Tom. – Za plyta z orlem w twojej sypialni dziadek trzyma troche starych gazet.
– Po co ukrywac stare gazety? – zdziwila sie pani Dobson.
– Zeby dac szukajacemu cos do znalezienia – powiedzial Jupiter.
Cos sie rozbilo nad ich glowami.
– Och! – wykrzyknela pani Dobson. – To musial byc ten duzy wazon w holu.
– Szkoda! – powiedzial Jupiter.
Kroki Farriera rozlegly sie w holu, potem zadudnily ciezko na schodach prowadzacych na pietro.
– To z nim wiaza sie te wszystkie plonace slady! – stwierdzila pani Dobson.
– Bez watpienia – przytaknal Jupiter. – Mial klucze i mogl wchodzic i wychodzic, kiedy chcial. Na pewno kuchennymi drzwiami, bo na frontowych jest zasuwa.
– A te slady… – zaczal Tom, ale Jupiter dal mu znak reka, zeby zamilkl.
– Sluchajcie.
Siedzieli w milczeniu. Po chwili Tom szepnal:
– Nic nie slysze.
– Ktos wszedl na kuchenny ganek – powiedzial Jupiter. – Probowal otworzyc drzwi i odszedl.
– Och, to dobrze! – ucieszyla sie pani Dobson. – Zacznijmy krzyczec!
– Nie, prosze, nie – powstrzymal ja Bob szybko. – Widzi pani, Farrier nie jest tutaj jedynym opryszkiem. Dwa naprawde wredne typy przebywaja w Domu na Wzgorzu.
– Ci podgladacze?
– Obawiam sie, ze maja bardziej niebezpieczne zamiary niz podgladanie – odpowiedzial Jupiter. – Wynajeli Dom na Wzgorzu tylko dlatego, zeby stamtad obserwowac ten dom.
Umilkl i podniosl reke, nakazujac cisze.
W holu nad nimi rozlegly sie kroki.
– Farrier zapomnial zamknac drzwi frontowe – szepnal Pete.
– Robi sie interesujaco – Jupiter wstal, wszedl na szczyt schodow i przylozyl ucho do drzwi. Uslyszal ledwie uchwytny szmer glosow. Podniosl dwa palce, pokazujac, ze przybyly jeszcze dwie osoby.
Kroki dwoch mezczyzn przeciely hol, skierowaly sie w strone kuchni i zawrocily. Z kolei zadudnily kroki na schodach prowadzacych na pietro, rozlegl sie krzyk i ostry huk.
– To byl wystrzal! – powiedzial Jupiter.
Nastapily dalsze krzyki, ale docieraly do piwnicy zbyt przygluszone, aby mozna bylo rozroznic poszczegolne slowa. Uslyszeli ponownie tupot na schodach. Ktos sie potknal. Wreszcie kroki rozlegly sie w kuchni i skrzypnelo krzeslo.
– Siedziec i nie ruszac sie – dobiegl ich glos generala Kaluka.
Jupiter cofnal sie od drzwi i zszedl o dwa stopnie nizej.
Drzwi otworzyly sie i framuge wypelnila masywna postac lapatyjskiego generala.
– Aha – powiedzial – moj mlody przyjaciel Jones. A, i panicz Andrews. Prosze, wejdzcie na gore, wszyscy.
Wyszli do kuchni. Palilo sie gorne swiatlo i pani Dobson az sie zachlysnela na widok Farriera. Dziarski rybak siedzial na krzesle, przyciskajac chusteczke do prawego nadgarstka. Czerwone rozpryski plamily jego elegancka kurtke.
– Widok krwi pania przeraza, madame? – zapytal Kaluk. – Prosze sie nie lekac, ten czlowiek nie jest powaznie ranny.
Podsunal jej krzeslo i skinal, zeby usiadla.
– Nie uznaje przemocy, chyba ze jest konieczna. Strzelilem do tego intruza, bo w przeciwnym razie on strzelilby do mnie.
Pani Dobson usiadla.
– Mysle, ze powinnismy wezwac policje – powiedziala drzacym glosem. – Przy szosie jest budka telefoniczna. Tom, moze bys…
General Kaluk uciszyl ja machnieciem reki, a mlodszy Lapatyjczyk, Dimitriew, stanal w drzwiach kuchni z bardzo przekonujacym pistoletem w reku.
– Mysle, madame, ze mozemy zignorowac te osobe – general Kaluk wskazal glowa Farriera – jako malo wazna. Gdybym wiedzial, ze przebywa w tej okolicy, podjalbym odpowiednie kroki, zeby pani nie niepokoil.
– To brzmi, jakbyscie byli panowie starymi przyjaciolmi – odezwal sie Jupiter. – Moze raczej powinienem powiedziec starymi wrogami?
General parsknal krotkim, przykrym smiechem.
– Wrogami? Ta kreatura zbyt malo znaczy, zeby byc moim wrogiem. To jest kryminalista, zwykly przestepca. Zlodziej!
Kaluk ustawil sobie krzeslo i usiadl.
– Widzi pani, madame, wiedza o takich sprawach nalezy do moich obowiazkow. Miedzy innymi nadzoruje policje w Lapatii. Mamy kartoteke tego osobnika. Wystepuje pod roznymi nazwiskami: Smith, Farrier, Taliaferro, mniejsza o to. Kradnie bizuterie. Zgodzi sie pani za mna, ze to nikczemne zajecie.
– Wstretne! – powiedziala szybko pani Dobson. – Ale… ale w tym domu nie ma bizuterii. Co on… Dlaczego pan tu jest?
– Zobaczylismy z naszego tarasu, ze ten nikczemnik napastuje pania i naszych mlodych przyjaciol. Naturalnie pospieszylismy z pomoca.
– Och! Dziekuje! – pani Dobson wstala z krzesla. Bardzo dziekuje. Teraz mozemy wezwac policje i…
– Wszystko w swoim czasie, madame. Zechce pani usiasc, prosze.
Pani Dobson opadla z powrotem na krzeslo.
– Prosze wybaczyc, nie przedstawilem sie jeszcze – powiedzial general. – Jestem Klaus Kaluk. A pani, madame?
– Jestem Eloise Dobson, a to moj syn. Tom.
– I jest pani przyjaciolka Aleksisa Kerenowa?
Pani Dobson potrzasnela glowa.
– Nigdy o kims takim nie slyszalam.
– Nazywaja go garncarzem.
– Oczywiscie, ze pani Dobson jest zaprzyjazniona z panem Porterem – odezwal sie szybko Jupiter. – Przyjechala specjalnie ze srodkowego zachodu – mowilem przeciez panu.
General spojrzal na niego groznie.
– Pozwol z laski swojej, ze pani odpowie sama – warknal i zwrocil sie ponownie do pani Dobson. – Czy przyjazni sie pani z czlowiekiem zwanym garncarzem?
Eloise patrzyla w bok, na jej twarzy malowala sie niepewnosc, jak u niewprawionego plywaka, ktory nagle znalazl sie w glebokiej wodzie.
– Tak – powiedziala cicho i zaczerwienila sie.
General Kaluk usmiechnal sie.
– Mysle, ze nie mowi pani calej prawdy. Prosze miec na uwadze, ze w tego rodzaju grze jestem ekspertem. A teraz zechce mi pani powiedziec, jak spotkala pani czlowieka, znanego jako pan Porter.
– Wiec, przez… przez listy. Widzi pan, pisalismy do siebie i…
– Garncarz prowadzi duza sprzedaz wysylkowa! – wtracil Pete.
– Tak! – poparl go Bob. – Wysylal rzeczy do pani Dobson, a ona mu odpisala i od listu do listu…
– Uspokoj sie! – krzyknal general. – Co za nonsensy wygadujecie! Spodziewacie sie, ze w to uwierze? Ta kobieta pisala listy do starego czlowieka, ktory robi garnki, i mieli sobie tyle interesujacych rzeczy do zakomunikowania, ze przyjechala do tej miesciny i wprowadzila sie do jego domu, i to w dniu, w ktorym on zniknal! Nie jestem idiota!
– Prosze nie wrzeszczec! – krzyknela pani Dobson. – Ma pan nie lada tupet, zeby tak sie tu panoszyc! Nie obchodzi mnie, co pan Farrier ukradl, chocby to byla korona angielska. Teraz potrzebuje lekarza. On… on krwawi, krew jest na calej podlodze!
General rzucil okiem na Farriera i na dwie krople krwi, ktore wlasnie spadly na podloge.
– Pani ma zbyt miekkie serce. Panem Farrierem zajmiemy sie pozniej. Teraz powie mi pani, jak poznala pana Pottera.
– To nie panski interes! – krzyknela. – Ale jesli chce pan wiedziec…
– Ja bym tego nie robil, pani Dobson – prosil Jupiter.
Ale pani Dobson dokonczyla tryumfalnie:
– On jest moim ojcem! Aleksander Potter jest moim ojcem i to jest jego dom, i pan tu nie ma nic do szukania. I niech sie pan nie wazy…
General odrzucil glowe do tylu i zaczal sie serdecznie smiac.
– To nie jest smieszne – warknela pani Dobson.
– Alez jest! – rechotal general. Odwrocil sie do swego towarzysza: – Dimitriew, prawdziwa gratka nam sie trafila. Mamy corke Aleksisa Kerenowa!
Pochylil sie do pani Dobson.
– Teraz powie mi pani to, co chce wiedziec. Zaraz potem zajmiemy sie panem Farrierem, o ktorego sie pani tak troszczy.
– Co chce pan wiedziec?
– Jest pewna rzecz, ktora nalezy do mojego narodu i ma duza wartosc. Pani wie, o czym mowie?
Eloise potrzasnela glowa.
– Ona nic nie wie – wmieszal sie Jupiter. – O niczym, o Lapatii, w ogole nie wie nic.
– Trzymaj jezyk za zebami! – ryknal general. – Pani Dobson, czekam!
– Nie wiem. Jupiter ma racje. O niczym nie wiem. Nigdy nic slyszalam o Aleksisie Kerenowie. Moim ojcem jest Aleksander Potter!
– I on nie zwierzyl sie pani ze swojej tajemnicy?
– Tajemnicy? Jakiej tajemnicy?
– Smiechu warte! – syknal general. – Musial pani powiedziec. To byl jego obowiazek. Powie mi pani, i to natychmiast!
– Ale ja nic nie wiem!
– Dimitriew! – krzyknal general, tracac zupelnie opanowanie. – Ona bedzie mowic!
Dimitriew zblizyl sie do pani Dobson.
– Ej! – wrzasnal Tom. – Nie waz sie tknac mojej matki!
Dimitriew odepchnal Toma.
– Wszystkich do piwnicy! – rozkazal general. – Wszystkich oprocz tej upartej kobiety!
– Nie! – krzyknal Pete.
Wraz z Bobem rzucili sie na Dimitriewa. Pete zamierzyl sie na jego pistolet, a Bob wykonal piekny skok w kierunku jego nog.
Z glosnym steknieciem Dimitriew zwalil sie na podloge, a jego pistolet wypalil w sufit.
Nagle rozlegl sie potezny huk. Drzwi kuchenne rozwarly sie z trzaskiem i stanal w nich garncarz, dzierzac w dloni staroswiecka i nieco zardzewiala dubeltowke.
- Предыдущая
- 29/32
- Следующая