Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 53


Изменить размер шрифта:

53

– Wcale nie wiem, czy to akurat takie zdjecia sa mu potrzebne – ciagnela, nadal w zadumie. – Czlowiek wsiada i wysiada, a samochod stoi. Powinnysmy ich raczej sfotografowac na goracym uczynku, jak sobie te paczki przekazuja albo co. I jeszcze musi sie okazac, ze w nich sa zegarki.

– Nie wymagaj za wiele – mruknela Tereska i lupnela w klocek. – Ja juz sama nie wiem, w co najpierw rece wlozyc. Dobrze, ze mi sie udalo z tym aparatem, bo wiecej korepetycji nie zmieszcze. Tych lajdakow nie wiadomo kiedy pilnowac, a jeszcze ta upiorzyca zneca sie nade mna metoda zaskoczenia i pojecia nie mam, czego sie douczac. Chyba zwariuje.

Zycie ostatnio stalo sie znow oblednie urozmaicone i szalenie meczace. Aparat fotograficzny udalo sie Teresce kupic dzieki temu, ze byla gwiazdka i polowe funduszow na ten cel dostala w prezencie. Zdobycie pomocy technicznej zmusilo ja do konsekwentnej realizacji zamierzen i obie z Okretka przemierzaly miasto wzdluz i w poprzek w poszukiwaniu interesujacych je pojazdow, na ktorych tle robily sobie liczne podobizny. Obie mialy juz cala kolekcje zdjec w najrozniejszych pozach, wszystkie na tle Mercedesa, Opla i Fiata, przy czym na niektorych do towarzystwa widoczni byli wlasciciele pojazdow. Rozrywka, zwazywszy koniecznosc robienia odbitek w zakladzie fotograficznym, byla dosc kosztowna, korepetycje zatem musialy isc swoim trybem. Szkola rowniez szla swoim trybem, a nieszczesna historia zatruwala zycie ostatecznie. Ciezko urazona Sarenka stosowala metode straszliwa, na kazdej lekcji zadajac jej niespodziewane, pojedyncze pytania, skaczac bez opamietania po tematach, krajach i epokach i przerywajac, ilekroc Tereska usilowala rozszerzyc wypowiedz i wykazac sie posiadana wiedza hurtem.

– Kiedys mi sie… wydawalo… – powiedziala miedzy lupnieciami – ze jestem… zajeta… O rany, ale sek! Dopiero teraz… widze, ze mialam… mnostwo czasu!

Okretka zdazyla wykonac unik, dzieki czemu odlupany kawalek trafil nie w jej glowe, tylko w sciane obok.

– Zabijesz mnie albo wybijesz mi oko. Rab jakos lagodniej!

– Nie moge, nie mam malej siekiery. Zleciala z trzonka. Uwazaj po prostu, gdzie pryska. Jak sie Sarenka ode mnie odczepi, bede miala rajskie zycie!

Okretka uchylila sie przed nastepnym drewnem i pokrecila glowa.

– Ja juz sama nie wiem, ktora z was sie bardziej uparla…

– Ja sie wcale nie uparlam – odparla Tereska ponuro, przerywajac rabanie i opierajac sie na siekierzysku. – Ona mnie jakos idiotycznie zobowiazala do tej kretynskiej piatki. Rozumiesz, ona wierzy, ze ja to musze umiec, zeby to szlag trafil. Bez sensu i potrzebne mi to jak dziura w moscie, ale nie moge jej zawiesc. Wcale mi na tej parszywej piatce nie zalezy, to jej zalezy, ale ja sie nie moge poddac tak bez niczego. To jest jedyna piatka z historii w obu trzecich klasach i jak ja jej nie bede miala, to nikt nie bedzie mial, bo nikt inny nie da sie tak narwac. To tylko ja sie wyglupilam przypadkiem juz dawno temu i teraz przepadlo. Sama wiesz.

– Aha. Dziwie ci sie, ze tak to wszystko pamietasz.

Tereska wrocila do rabania.

– Ja juz w ogole… nic innego… nie czytam… tylko histo… ryczne ksiazki… A jak jeszcze polapia tych bandziorow… i przestaniemy za nimi latac… To chyba mi sie… w glowie przewroci… od nadmiaru wolnego czasu!

Okretka pomyslala sobie, ze wtedy pewnie Tereska wykombinuje cos nastepnego, rownie pracochlonnego, ale na wszelki wypadek wolala tego nie mowic. Wstala z pienka i pozbierala porabane kawalki.

– W ogole glupio – rzekla po chwili.

– Byloby nam o wiele wygodniej, gdybysmy mialy samochod. Oni jezdza, a my latamy.

– Pewnie. W lecie mialysmy przynajmniej wozeczek…

– Zygmunt, jak byl na swieta, odkrecil kolka i przyczepil plozy. Powiedzial, ze mozemy sobie pozjezdzac na saneczkach z gorki. Idiota.

Tereska przerabala bardzo sekaty klocek i z troska spojrzala na malejacy stos.

– Drewno sie konczy – powiedziala posepnie. – Ojciec sie stara o jakies tam hurtem, ale chyba zabraknie, zanim sie postara. Bede musiala jechac po karcze do chlopow. Szkoda, ze nie mieszkamy pod lasem…

– Hej, tyyyy! – zawyl nagle Januszek ze schodow. – Jestes tam?

– Nie, nie ma mnie! – odkrzyknela Tereska. – Drzewo sie samo rabie! Bo co?!

– Milicja po ciebie przyszla! Chodz predko! Nie bedzie mniej niz dozywocie!

– Polglowek – mruknela Tereska. Zostawila na pienku ustawiony wlasnie klocek i ruszyla na gore, niosac w reku swoj katowski topor. Okretka, zainteresowana, poszla za nia.

W hallu czekal Krzysztof Cegna, udzielajacy wymijajacych odpowiedzi na pytania panstwa Kepinskich.

– O, dobrze, ze panie sa razem – powiedzial z ulga na widok Okretki. – Panie pojda ze mna, bo trzeba zlozyc zeznania i rozpoznac ludzi. Ze zdjec.

– Moje dziecko, czy ty bys nie mogla zostawiac tego narzedzia tam, gdzie rabiesz? – spytal rownoczesnie z rezygnacja pan Kepinski. – Musisz to nosic ze soba?

Tereska spojrzala na topor i lypnela okiem na rodzicow. Krzysztof Cegna nieswiadomie podkladal jej nie tyle moze cala swinie, ile male prosiatko. Nie miala najmniejszej ochoty wprowadzac ich w tajniki swojej dzialalnosci sledczej. Od razu zaczelyby sie komentarze, zakazy i rozmaite krzyki, a ona doprawdy nie miala teraz glowy do rodziny i przynajmniej z tej strony chciala miec swiety spokoj. Przez chwile nie wiedziala, co zrobic, nabrala bowiem obaw, ze on powie cos wiecej. Obie z Okretka musza sie ubrac, a jemu przez ten czas trzeba koniecznie zatkac gebe…

– Juz idziemy – powiedziala pospiesznie i niewiele myslac wetknela mu topor do rak. – Zanim sie ubierzemy, niech pan to zaniesie do piwnicy. Tato, drewno sie konczy, zrob cos!

Zarowno obdarowanemu, jak i panstwu Kepinskim na moment odjelo mowe. Odwrocona tylem do rodzicow Tereska konspiracyjnie mrugnela okiem i zrobila grymas tak straszliwy, ze wpatrzony w nia od przodu Januszek zachlysnal sie z podziwu. Krzysztof Cegna zareagowal prawidlowo.

– Tak jest! – powiedzial i wykonal w tyl zwrot w kierunku piwnicznych schodow.

Zanim panstwo Kepinscy zdazyli oprzytomniec i zaprotestowac, zanim Krzysztof Cegna przelamal ich opor w kwestii noszenia topora, zanim wrocil z piwnicy, Tereska i Okretka byly gotowe do wyjscia. Wypchnely go z domu, nie dopuszczajac do dalszej konwersacji.

– Januszek, co to znaczy? – spytala podejrzliwie pani Marta.

– Nic takiego – odparl Januszek obojetnie. – One sie z tym milicjantem zaprzyjaznily i on sie z jedna z nich ozeni. Tylko na razie nie wiadomo, z ktora. Nie mam teraz czasu na rozmowy, musze odrabiac lekcje…

W radiowozie Tereska wyciagnela z torebki gruby plik fotografii i z satysfakcja wreczyla go wspolnikowi.

– Przy moich rodzicach niech pan nic nie mowi – ostrzegla. – Oni sa gorsi od panskiego majora. A tu pan ma te samochody i tych facetow, ale nie trafilysmy, niestety, na zadne porzadne przestepstwo.

Krzysztofa Cegne ponownie zamurowalo, ale zdjecia chwycil lapczywie.

– O, jak rany, to przeciez wlasnie o to chodzi – powiedzial po chwili z ozywieniem, przegladajac je. – Macie tych facetow rozpoznac na zdjeciach i zlozyc szczegolowe zeznania. Niedlugo bedzie chyba koniec calej afery, bo juz ich prawie maja. Tylko jednego drobiazgu brakuje…

– A pan co? – zaniepokoila sie Tereska. – Pan jak wyglada?

– Calkiem niezle. Troche mi sie udalo zadzialac, ale wolalbym wiecej. Cala trudnosc lezy w tym, ze jest zima.

– Jak to?

– Te miejsca, gdziescie byly, to rzeczywiscie moga byc meliny. Musza tam chowac te rzeczy z przemytu, bo juz naprawde nie ma innej mozliwosci. A jezeli zakopali, to niby jak teraz znalezc, skoro ziemia zmarznieta? Po ogrodach moga chowac, gdzie popadnie, ogrodnik zawsze grzebie w ziemi i nie wiadomo, czy cos tam posial, czy zakopal. Teraz trudniej.

– To po co bylo czekac do zimy? – spytala Okretka potepiajaco. – Nie lepiej bylo znalezc na jesieni? Mysmy juz dawno mowily…

– Tak, ale nikt nie wierzyl, bo zadne slady do nich nie prowadza. Znaczy, udzial biora, ale nie dowoza. W ogole tego zrozumiec nie mozna…

53
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы