Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 51


Изменить размер шрифта:

51

Tereska, od wczoraj przejeta tematem bardziej niz dotychczas, natychmiast okazala zainteresowanie, bez pudla odgadujac, o co chodzi.

– Jaki? I gdzie?

– Ciemnozielony. Tym razem Napoleon pod Moskwa.

– Oszalalas? Jaki Napoleon?

– Bonaparte. Data. To znaczy, chcialam powiedziec, numer. I znow ta kretynska piatka z historii.

– A…! Piecdziesiat osiem dwanascie? A litery jakie?

– WF. Tak dlugo sie meczylam, zeby sobie przypomniec, kto ma takie inicjaly, ze az to w koncu zapamietalam, bo nikt nie ma. Przez ciebie zaczynam wpadac w manie dopasowywania tych numerow do dat historycznych. Duzo mi brakuje.

– Srodmiescie – powiedziala Tereska, zywo poruszona. – Gdzie byl? I skad wiesz, ze pasuje?

– Znow bylam swiadkiem czegos. Na Kruczej, przed Grand Hotelem. Stalam sobie i czekalam na autobus, to znaczy, spacerowalam. Ten z uchem podjechal tym Oplem, wysiadl jakis drugi i wsiadl do tego Napoleona pod Moskwa, a ten od razu odjechal. Bardzo szybko. A ten drugi mial w reku taka sama paczke!

Okretka byla pelna satysfakcji. Ulga, jakiej doznawala na mysl, ze ogladana scena nalezy juz do przeszlosci, ze nie bylo przy tym Tereski, ze nie zostala zmuszona do dokonywania kradziezy albo tez byc moze porywania samochodow lub faceta, sprawila, ze udzielala informacji chetnie i z zapalem. Tereska dostala wypiekow.

– Jak wygladal?

– No mowie ci, ciemnozielony…

– Ale nie samochod, tylko facet?

– Taki jakis. Nieduzy, lysy, w kurtce z kolnierzem i w okularach.

– I co zrobil?

– Nic. Wsiadl do Napoleona i odjechal.

– Poznasz go?

– Jak zobacze od tej samej strony i w tym samym ubraniu, to poznam.

Zadna z nich nie zwrocila uwagi, ze lekcja rozpoczela sie juz jakis czas temu i nauczycielka historii od dluzszej chwili nie spuszczala z nich oka. Nauczycielka historii byla wielka, gruba i nieruchawa, jasne jest zatem, ze okreslana byla wdziecznym mianem Sarenki.

– Bukatowna zechce moze uprzejmie powiedziec, co dzialo sie wtedy w Polsce – zaproponowala nagle zlowieszczo.

– Kiedy? – zdazyla szepnac rozpaczliwie pobladla Okretka, podnoszac sie mozliwie powoli.

– W tysiac osiemset trzydziestym – odszepnela ze wspolczuciem Krystyna z tylu.

Nauczycielka historii miala koszmarna metode zadawania pytan, traktujac swoj przedmiot jak cos rozciagajacego sie nie tylko w czasie, ale takze w przestrzeni. Nie sposob bylo przewidziec, czy zacznie sie domagac informacji, co dzialo sie w jakims miejscu przez jakis uplyw czasu, czy tez raczej przystapi do sprawdzania, co dzialo sie w roznych miejscach w tym samym okresie. Przerazone przypominanie sobie, jakie byly poczynania grafow niemieckich w chwili, kiedy Krzysztof Kolumb plynal do Ameryki, i ktory Wlodzislaw wyrznal do nogi rodzine ktorego Swietopelka, czy moze odwrotnie, na Rusi, wymagalo skupienia wszystkich wladz umyslowych. Rownoczesnie najglebsze przekonanie, ze raz nabyta wiedza historyczna powinna na zawsze pozostac w nafaszerowanych nia mozgach, pozwalalo historyczce czynic przedziwne skoki po krajach i epokach, bez zadnych wzgledow na to, w jakiej klasie material byl przerabiany. Przerzut z wojen punickich na powstanie listopadowe byl drobiazgiem, do ktorego klasa byla przyzwyczajona, ale ktory nieodmiennie wywolywal zrozumialy wstrzas. Mozna by rzec, ze klasa przywykla do wstrzasow.

– Z Napoleonem byl spokoj juz od pietnastu lat – powiedziala mimo woli sploszona Okretka, zbyt gwaltownie oderwana od poprzedniego tematu.

– Istotnie – potwierdzila Sarenka, przygladajac sie jej krytycznie. – Ale ja cie pytam, co sie dzialo, a nie co sie przestalo dziac.

– Powstanie listopadowe…

– W jakim to, moje dziecko, miesiacu wybuchlo powstanie listopadowe?

– W listopadzie – wyszeptala niepewnie Okretka po dlugiej chwili milczenia, w czasie ktorej zastanawiala sie, jaki tez straszliwy podstep moze byc zawarty w tym pozornie prostym pytaniu.

– Slusznie. A rok zaczyna sie kiedy?

– Pierwszego stycznia…

– Wlasnie. Pomiedzy styczniem a listopadem uplywa na ogol dosyc duzo czasu. A zatem?

Przez pierwsze chwile Tereska z uwaga sluchala odpowiedzi Okretki, zarowno po to, zeby jej w razie potrzeby podpowiedziec, jak i z obawy, ze sama moze zostac zapytana. Potem jednak ciemnozielony cesarski samochod zaprzatnal jej mysl bez reszty, zaczela sie bowiem zastanawiac nad szansa spotkania go ponownie w rownie ciekawej sytuacji, z aparatem fotograficznym w reku. Szkopul polegal na tym, ze nie miala aparatu fotograficznego. Krzysztof Cegna powinien miec sluzbowy…

– Kepinska – powiedziala Sarenka tonem niezachwianej pewnosci. – Ty nam to powiesz.

Chryste Panie, co…? – pomyslala w panice Tereska.

Bardzo wolno zaczela sie podnosic. Ze smiercia w oczach spojrzala na stojaca obok Okretke.

– Tych dwoch poslow do Dumy – mruknela polgebkiem Okretka.

Umysl Tereski zaczal gwaltownie pracowac. Nie bylo mozliwosci uslyszec cos wiecej, w klasie panowala martwa cisza. Wywnioskowala z niej, ze widocznie chodzi o cos, czego nikt nie wie, i Sarenka dala juz wyraz swojemu niezadowoleniu. Tereska powinna to wiedziec, bo ta przekleta piatka z historii zobowiazuje ja do udzielenia odpowiedzi na absolutnie kazde pytanie tak, jakby miala w glowie mozg elektronowy. Powstanie listopadowe bylo w poprzedniej klasie, ale dla tego potwora to oczywiscie nie ma zadnego znaczenia. Zdaje sie, ze byla mowa o powstaniu listopadowym, a teraz cos z tymi poslami… Aha, omawiaja pewnie bezposrednie przyczyny…

– Jedna z bezposrednich przyczyn wybuchu powstania listopadowego bylo niedopuszczenie do Dumy dwoch polskich poslow – powiedziala na chybil trafil.

Sarenka kiwnela glowa i najwyrazniej w swiecie czekala na cos wiecej. Nie majac pojecia, o co moze chodzic, Tereska zamilkla i z rozpacza utkwila w niej wzrok, nie bedac w stanie odwrocic oczu.

– Nazwiska… – wyszeptala znowu Okretka tragicznie i ledwo doslyszalnie.

Nieszczescie! Spostponowani poslowie jakos sie, oczywiscie, nazywali, Tereska nie miala jednakze pojecia, jak. Platalo jej sie po glowie, ze byli nawet chyba spowinowaceni, i juz otworzyla usta, zeby oswiadczyc, ze byli to ojciec i syn jakos na pe, na szczescie jednak powstrzymala sie w ostatniej chwili. Bledna odpowiedz byla przez Sarenke oceniana znacznie gorzej niz calkowity brak odpowiedzi i w tym wypadku pomylka mogla zbyt drogo kosztowac. Komus innemu Sarenka moze by to kiedys przebaczyla, Teresce nigdy!

Jeszcze przez dluga chwile w klasie panowalo straszliwe milczenie. Tereska zebrala cala odwage.

– Nie pamietam, jak sie nazywali – powiedziala z determinacja, tonem usilujac okazac gleboka skruche.

Sarenka, ktora, zdawaloby sie, na zawsze zamienila sie w kamien, odezwala sie wreszcie.

– To byli bracia Niemojewscy – powiedziala glosem gluchym, posepnym, pelnym bezdennego potepienia, z naciskiem godnym prasy hydraulicznej. Po czym dodala: – Twoja ocena z historii stoi od dzis pod znakiem zapytania…

Tego mi jeszcze tylko brakowalo – pomyslala Tereska, siadajac. Wiedziala, co to znaczy. W najblizszych tygodniach zostanie przeegzaminowana z calego materialu, jaki byl przerabiany od najnizszych klas az do tej pory, i musi umiec wszystko. Musi pamietac wszystkie szczegoly, ktore pewnie nigdy w zyciu nie beda jej potrzebne, a jesli na domiar zlego, nie daj Boze, Sarenka wsiadzie na synow Krzywoustego, wykonczy ja niewatpliwie. Zatruje jej zycie az do matury i w ogole Tereska nie zda matury. Nie wiadomo dlaczego, ten wlasnie okres w dziejach ojczyzny byl dla niej nie do zapamietania i synowie krola Boleslawa, ich tereny dzialania i czyny mylily jej sie ustawicznie. Z tajemniczych powodow Sarenka wytypowala sobie Tereske na piatkowa uczennice i wyduszala z niej wiadomosci rok po roku.

– Zawiodlas mnie – powiedziala jeszcze z tak wielkim rozgoryczeniem, z takim smutkiem, ze Teresce zrobilo sie glupio. Nagle poczula sie tak, jakby popelnila jakies okropne swinstwo.

51
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы