Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 44


Изменить размер шрифта:

44

– Samochod tez jest – powiedziala Tereska pospiesznie i bez wstepow. – Moj brat widzial, tu stoi, kolo Filmu Polskiego. Mozemy potem isc obejrzec.

Krzysztof Cegna wyraznie poczul, jak jego sympatia do piegowatego mlodzienca z odstajacymi uszami wzrosla. Postanowil sobie, ze w razie czego daruje mu pare wybrykow. Bardzo przejety i pelen zapalu ruszyl powoli z Tereska w glab ulicy.

– No i ktore to? – spytal cicho, usilujac patrzec na domy po drugiej stronie bez odwracania glowy.

– To – odparla Tereska. – Na trzecim pietrze, zaraz, jeden dwa, trzy… czwarte od lewej rynny. Swieci sie.

– To z ta kolorowa firanka?

– Aha. A tu na dole chyba cos bylo.

– Ten dom jest przechodni, ma wyjscie na podworze i dalej mozna sie wydostac na Pulawska. Jesli przychodza, to tamtedy. Albo przez ten dom blizej, bo tez ma polaczenie z podworzem. Trzeba by postawic kogos od tamtej strony, przynajmniej przez kilka wieczorow popilnowac.

Krzysztof Cegna nie zamierzal uzgadniac posuniec sledczych z Tereska, ale do kogos musial mowic. Wlasciwie mowil do siebie. Fakt, ze Tereska sluchala, i to uwaznie, w jakis sposob pomagal mu myslec.

– Oni cos wymyslili z tym alarmem, ale nie wiem, co – powiedziala Tereska. – Wieczorem tez moge tu postac.

– Co, pani? Wykluczone! Ludzie postoja, niech pania reka boska broni sie wtracic! To moze byc niebezpieczne i w ogole pani sie na tym nie zna.

– Ale ja widzialam tego czarnego i wiem, jak wyglada.

– My tez wiemy – wyrwalo sie Krzysztofowi. – To jest wlasciciel tego samochodu. Znamy go. Jestem pewien, ze to oni, i wreszcie bedzie mozna do nich trafic…

Urwal, bo uswiadomil sobie, ze teraz trzeba bedzie zawiadomic o najnowszych odkryciach wyzsze wladze, odpowiedni wydzial zajmie sie sledztwem i on sam straci szanse na wykazanie sie zdobyczami. Zasepil sie nieco, pospiesznie zastanawiajac sie, jak by tu osiagnac cos, zanim inni odbiora mu mozliwosc dzialania.

– Chodzmy – powiedzial stanowczo i pociagnal Tereske na druga strone ulicy. – Obejrzyjmy to z bliska.

Skrajem okien szedl z gory cienki sznureczek, nylonowa linka, na dole przyczepiona do haka przy piwnicznym okienku. Krzysztof Cegna spojrzal w gore i ujal ja w palce.

– Ostroznie – ostrzegla Tereska. – Niech pan nie ciagnie, znow co zleci.

– W ten sposob alarmuja – odparl w zamysleniu. – Ale musi ktos pilnowac… Aha, ten dozorca, co sprzatal. Chyba jest w srodku. No trudno, idziemy. Niech pani…

Spojrzal na Tereske i uprzytomnil sobie jej wiek. Propozycja udawania zakochanej pary nie przechodzila mu przez gardlo. Tereska pojela w lot.

– Moge sie do pana mizdrzyc – oswiadczyla wspanialomyslnie. – Nie lubie tego, ale trudno, przemoge sie. Tylko bez przesady.

Krzysztof Cegna zaczerwienil sie okropnie, zrezygnowal z repliki i z godnoscia objal ja w pol. Tereska dosc sztywno przytulila mu sie do ramienia, chociaz podobienstwo Cegny do jednej z jej ulubionych postaci literackich znacznie ulatwialo symulacje. W hallu klatki schodowej bylo na szczescie dosc ciemno i nie mozna bylo dostrzec wyrazu ich twarzy, ktory nader wyraznie zaprzeczal romansowi.

– Nic nie widzialam – powiedziala z niezadowoleniem, przelazac przez zakamarki podworza. – Nikogo tam nie bylo.

– Owszem, byl. Na polpietrze siedzial jakis facet. Widzial nas. Pewno pilnuje tylko tych, ktorzy wchodza na gore. Cicho! Z bramy od strony Pulawskiej wylonilo sie dwoch osobnikow, zmierzajacych pewnym krokiem wprost do interesujacego budynku. Krzysztof Cegna gwaltownym ruchem chwycil Tereske w objecia, przy czym robilo to raczej wrazenie fragmentu walki zapasniczej niz wybuchu uczuc, szczegolnie ze w pierwszym momencie Tereska odruchowo usilowala sie wyrwac.

– Niech mnie pan tak nie zaskakuje! – syknela gniewnie. – Niech pan uprzedza…

Krzysztof Cegna przytrzymal ja sila przez kilka chwil, po czym puscil.

– Pani tu zaczeka – szepnal. – Nie ruszac sie!

Tereska poslusznie zastygla w bezruchu. Krzysztof Cegna cicho ruszyl za facetami. Po dlugiej chwili, w czasie ktorej nic sie nie dzialo, osmielila sie uczynic krok do tylu i usiadla na jakichs skrzynkach. W padajacym tam cieniu byla zupelnie niewidoczna.

Z bramy na Pulawska wylonilo sie dwoch nastepnych facetow. Z okien padalo na nich swiatlo i Tereska wstrzymala oddech. Jednego z nich nie znala, ale drugim z cala pewnoscia byl zapamietany dokladnie i na wieki ow przerazliwie goscinny szaleniec. Mignelo jej w glowie niedorzeczne przypuszczenie, ze jesli ja ujrzy, przemoca zawlecze do owego budynku na gore. Tylko tu Okretki brakuje – pomyslala i usilowala nadal nie oddychac. Faceci rozmawiali polglosem.

– Sam pan widzi, ze miejsce idealnie bezpieczne – mowil ten nieznajomy. – Od tamtego czasu nic nie bylo…

– Cicho! – przerwal szaleniec niespokojnie. – Jakis tu idzie…

Jakims byl wracajacy Krzysztof Cegna. Minal dwoch panow i rozejrzal sie, nie widzac Tereski, ktora wyszla z mroku dopiero wtedy, kiedy tamci znikli jej z oczu.

– To jest jedna szajka – oswiadczyla stanowczo, wyszedlszy na Pulawska. – Nie wiem, dlaczego placza sie tu sami badylarze. Chyba dlatego, ze bogaci. Wtedy widzialam jednego, a teraz drugiego.

– Chodzmy jeszcze zobaczyc ten samochod. Kogo pani widziala?

– Tego oblakanego faceta z jakims drugim. Mowili, ze tu bezpiecznie.

Zacytowala uslyszany fragment rozmowy i Krzysztof Cegna poczul, ze bezwzglednie musi te sprawe omowic z kims i starannie przemyslec. Cos mu sie tu kojarzylo, ale nie wiedzial, co.

Na parkingu Filmu Polskiego istotnie stal podejrzany Fiat. W srodku nie bylo nikogo. W chwili, kiedy Tereska i Krzysztof Cegna ogladali go dookola, sami nie wiedzac, co wlasciwie spodziewaja sie zobaczyc, przez waska brame przecisnela sie furgonetka.

– Nic tam nie ma – powiedziala Tereska, rozczarowana, zagladajac do wnetrza.

– A co pani myslala, ze bedzie? Otwarta walizka z dolarami?

– Nie wiem. Moze zwloki?

– Tacy nie lubia mokrej roboty.

Furgonetka przejechala przez brame i kierowca dostrzegl Tereske. Rownoczesnie Tereska obejrzala sie i dostrzegla twarz kierowcy. Krzysztof Cegna dostrzegl jej radosny usmiech.

– Dobry wieczor panu! – zawolala przyjaznie.

Kierowca niechetnie kiwnal glowa i zamamrotal cos pod nosem. Zahamowal, nastepnie ruszyl, wrzucil prawy kierunkowskaz, potem lewy, potem znow prawy, potem znow zahamowal i znow ruszyl ostro skrecajac w prawo, na maly placyk. Ruchy samochodu znamionowalo wyrazne niezdecydowanie, a wyraz twarzy kierowcy swiadczyl o zaskoczeniu. Cofnal furgonetke, ruszyl do przodu i cofnal ponownie, najwidoczniej zamierzajac zakrecic i odwrocic sie przodem do Pulawskiej. Na niewielkim, ale pustym placyku mial najzupelniej dosyc miejsca, manewrowal jednak pojazdem dziwnie nerwowo. Nie zauwazyl zapewne wielkiego baniaka po smole, stojacego na skraju placyku, bo cofajac sie trafil wen tylnym zderzakiem. Trafiony baniak przewrocil sie i z przerazliwym brzekiem, podskakujac wesolo, poturlal sie w dol.

– Nie lece za nim – mruknela Tereska. – Juz lecialam za kubelkami do smieci i o malo mnie nie zlinczowali…

Krzysztof Cegna nie zwazal na baniak, zainteresowany kierowca furgonetki. Rozpoznal widzianego przelotnie na Zoliborzu osobnika o urodzie malpy, o ktorym tyle slyszal, i ciekawily go nad wyraz jego dalsze zamiary. Malpopodobny na brzek baniaka wzdrygnal sie wyraznie i gwaltownie dodal gazu. Furgonetka skoczyla do przodu, o wlos ominela naroznik bramy i wyprysnela na Pulawska.

Wowczas Krzysztof Cegna ocknal sie i splynelo na niego olsnienie.

Protestujaca wnieboglosy Tereska zostala przemoca odprowadzona do domu. Zaciekawiony zagadkowymi i nieco chaotycznymi informacjami dzielnicowy, nie mogac sie porozumiec przez telefon, wyszedl z domu i spotkal sie w komendzie ze swoim przejetym wspolpracownikiem. Na samym wstepie uczynil mu kilka wyrzutow za zbytnie wtajemniczanie w sprawe osoby postronnej, po czym poddal sie eksplozjom jego natchnienia.

44
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы