Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 43
- Предыдущая
- 43/62
- Следующая
– Dobrze – powiedzial. – Oczywiscie, ze wszystko pani powiemy. Sa bandyci, sa. Jak na nasze potrzeby, to nawet ich za duzo. No chodzmy, chodzmy, porozmawiamy sobie.
W komendzie, nie chcac ploszyc Tereski, nie usiadl za swoim biurkiem, tylko wysunal sobie krzeslo na srodek pokoju. Krzeslo Tereski ustawil naprzeciwko. Wezwany na konferencje Krzysztof Cegna, widzac nietypowe usytuowanie zwierzchnika, dostosowal sie po chwilowym wahaniu i ustawil sobie trzecie krzeslo naprzeciwko tamtych dwoch. W ten sposob trzy osoby siedzialy na srodku pokoju niejako w trojkacie i wygladaly tak, jakby zamierzaly grac w jakas gre.
Tereska wykazala nieprzejednany upor.
– Ani slowa, dopoki sie nie dowiem, o co chodzi – oswiadczyla. – Jestem niewinna, nie karana i niczego mi pan nie udowodni. Z zamkniecia mnie nic panu nie przyjdzie.
Dzielnicowy postanowil isc na pewne ustepstwa.
– No dobrze, powiemy pani. Otoz milicja juz od dlugiego czasu poszukuje pewnych ludzi. Przestepcow. Mamy rozmaite podejrzenia, ale nic nie mozemy udowodnic. Nie wiadomo, gdzie oni przechowuja te… nielegalne rzeczy. Dzieki wam zwrocilismy uwage na samochod, ktory nalezy do jednego z tych podejrzanych. Otoz ten podejrzany… to znaczy dzieki wam wiemy, ze on ma rozne znajomosci. Otoz… interesuja nas te znajomosci. Podejrzewamy, ze moze miec znajomosci na Belgijskiej. To, co pani widziala, moze byc wazne, a moze nie, ale musimy to sprawdzic.
Tereska sluchala, przygladajac sie mu nieufnie i podejrzliwie.
– W zyciu nie slyszalam rownie metnego tlumaczenia – zauwazyla z niesmakiem. – Nic z tego nie rozumiem. O co oni sa podejrzani? O morderstwa?
Dzielnicowy rowniez byl zdania, ze w zyciu nie wyglaszal rownie metnej relacji, ale nie mogl przeciez zdradzac tajemnic sluzbowych.
– Nie, o morderstwa jeszcze nie. O inne rzeczy. Chodzi o to, zeby ich zlapac na goracym uczynku.
– Na jakim uczynku?! Jesli pan nie powie, co oni robia…
– No dobrze, juz dobrze. To sa przemytnicy. I waluciarze. Czarny rynek, slyszala pani o czarnym rynku? Nie wiadomo na pewno, czy ci sami, czy inni, maja takie meliny… gier hazardowych. Na razie… na razie trzeba sprawdzic.
– Jezeli pan wie, kto to jest i co oni robia, to dlaczego ich pan nie aresztuje?
– Po pierwsze, to nie ja, tylko inna komorka. Po drugie, wiedziec to za malo, trzeba jeszcze moc udowodnic. Po trzecie, znamy tylko niektorych, a chcemy znac wszystkich.
Tereska przygladala mu sie przez chwile, po czym odwrocila wzrok ku oknu i popadla w glebokie zamyslenie. Nadal nic nie rozumiala, wiedziala tylko, ze istnieje jakas afera, do ktorej ewentualnie bedzie sie mogla przyczepic. Samodzielne odkrywanie szczegolow w trakcie kontaktow z milicja moze byc nawet ciekawsze.
Ocknela sie z zamyslenia i kilkakrotnie kiwnela glowa sama do siebie.
– No dobrze – powiedziala ku nadzwyczajnej uldze dzielnicowego. – Niech panu bedzie. Tam sie to odbylo tak…
Zrelacjonowala wydarzenie na Belgijskiej, cytujac zaslyszana, dziwaczna rozmowe. Tak dzielnicowy, jak i Krzysztof Cegna nie kryli nadzwyczajnego zainteresowania.
– Pamieta pani, ktore to bylo okno? Moze pani pokazac? – spytal Krzysztof Cegna zachlannie, nie czekajac na reakcja zwierzchnika.
– Pewnie, ze moge.
– To jedzmy tam!
– Zaraz – powiedzial dzielnicowy, i Krzysztof Cegna, ktory juz sie zerwal, usiadl z powrotem. Dzielnicowy myslal chwile.
– Opanuj sie, synu – rzekl dobrotliwie. – Nie lec tak na oslep. Jezeli tam jest melina, to przychodza do niej bardzo ostroznie, bo nic sie nie rzuca w oczy. My tez musimy isc ostroznie, zeby ich nie sploszyc. Po pierwsze, po cywilnemu. Po drugie, lepiej po ciemku. A po trzecie, trzeba sprawdzic, czy dom nie ma wyjscia na tyly.
– To mozna zaraz…
– Ma podworze – powiedziala Tereska. – A co za podworzem, to nie wiem.
– Poza tym nie wiesz, ktory to. Z tego, co pani mowi, wynika, ze wcale nie ten, do ktorego wnosili paczki, tylko ten obok. My sie z pania umowimy… Chce pani nam pomoc?
Sluchajaca z wielka uwaga Tereska kiwnela glowa tak energicznie, ze az jej cos trzasnelo w karku. Podjawszy decyzje jakiegokolwiek dzialania, byla gotowa na kazde. Nic ponizej zbrodni nie wydawalo jej sie wprawdzie dostatecznie atrakcyjne, zeby moglo oderwac mysl od spraw osobistych, ale nie skrywany zapal, widniejacy na twarzy Krzysztofa Cegny, napelnil ja niejaka nadzieja. Wszystko wskazuje na to, ze lapanie przestepcow jest trudne i skomplikowane, ze moze uda jej sie narazic na cos poteznego, jesli wezmie w tym udzial, i ze wobec tego wezmie udzial, niezaleznie od tego, czy to sie podoba dzielnicowemu, czy nie. Nawet sie do tego wyraznie zobowiaze, zeby juz nie moc sie wycofac.
– Moze pan na mnie liczyc – powiedziala stanowczo.
Dzielnicowy w glebi duszy uczynil spostrzezenie, ze Tereska w tej chwili jakos zupelnie inaczej wyglada niz w momencie, kiedy ja ujrzal na ulicy, ale nie zaprzatal sobie glowy przyczynami tej odmiany. Zadecydowal, ze Krzysztof Cegna ma sie przebrac i spotkac z dziewczyna pozniej. Tereska spojrzala na zegarek.
– Teraz mam lekcje – powiedziala. – To znaczy o czwartej. O szostej bede wolna.
– Bardzo dobrze. W takim razie spotkacie sie pietnascie po szostej w tym kiosku „Ruchu” na rogu. Bedziesz tam czekal na pania i pojdziecie sobie spacerkiem pod to okno, tylko nie pokazujcie wyraznie palcami…
Prezentowanie rodzinie pogodnego wyrazu twarzy tym razem przyszlo Teresce dziwnie latwo. Nie musiala powtarzac sobie, ze na schody nalezy wbiec dziarskim krokiem. Ozywienie jakos automatycznie dodalo jej sil. Poczula sie nawet glodna, ktore to uczucie bylo dla niej czyms nowym i od dawna nie zaznawanym, czasu zostalo jej zaledwie kwadrans, wbiegla do kuchni i natknela sie na Januszka, smazacego sobie jajecznice.
– Hej, ty! – zawolala pospiesznie. – Zrob i dla mnie, doloz ze dwa jajka! Dlaczego to ty smazysz, a nie babcia?
– Cicho! – syknal gniewnie Januszek. – Nie potrzeba mi tu babci, ona mi zaluje pieprzu. Dowale ci dwa jajka, ale ukroj chleba. Ja sie spiesze.
– Ja tez. Glodna jestem. Kupie sobie samochod.
– Dzisiaj? – zainteresowal sie Januszek.
– Glupis. Za piec lat. Gdybym go miala juz teraz, nie musialabym sie tak spieszyc. Za piec lat moze mi sie uda.
– Po co ci samochod na starosc?
– Tym bardziej bedzie mi trudno sie spieszyc. Nie smaz tej jajecznicy na kamien, juz jest dobra!
– Ma gluty. Od glutow mi sie robi niedobrze. Babcia mi zawsze smazy z glutami. Co do samochodu, to ja go widzialem. Wiem, gdzie stoi.
– Co?
– Samochod. Ten twoj, z rewolucja.
Tereska omal nie uciela sobie palca.
– Co ty powiesz?! Gdzie stoi?!
– Rano nie, tylko pod wieczor. Na parkingu kolo Filmu Polskiego. Wiesz, tam za brama do parku.
– Jestes pewien?
– Idiotyczne pytanie. Ja tez sobie kupie samochod, ale troche wczesniej niz na starosc. Co ci sie w ogole stalo, ze jestes glodna? Mowilas, ze sie odchudzasz, i cala rodzina doszla do wniosku, ze zglupialas i umrzesz. Mowilem im, ze kazdy umrze, a czy predzej, czy pozniej, to juz wszystko jedno, ale zrobili mi awanture, nie wiem dlaczego. Teraz im powiem, ze zresz jak woloduch, jak nikt nie widzi, a to odchudzanie to jest zwyczajna propaganda.
Tereska nie sluchala monologu brata. Rozwazania sledcze zajely ja bez reszty. Jezeli podejrzany samochod parkuje kolo Filmu Polskiego, tak blisko Belgijskiej, to widocznie cos w tym jest. Do czegos sluzy. Moze wywoza nim utarg z meliny?
Krzysztof Cegna w eleganckim garniturze i ortalionowej kurtce z kolnierzem ze sztucznej wydry prezentowal sie nadzwyczaj korzystnie. Niepewny punktualnosci Tereski, przyszedl nieco za wczesnie i teraz stal w kiosku „Ruchu”, symulujac zamiar nabycia jakiejs lektury. Nabyl juz papierosy, zapalki, krem do golenia, paste do zebow, koperte z papierem listowym, dwie karty pocztowe, wklad do dlugopisu i proszki od bolu glowy, przy czym na kazda z tych rzeczy decydowal sie oddzielnie, przy kremie, pascie i kartach pocztowych wykazujac wyrafinowany gust, grymaszac jak primadonna przy podpisywaniu kontraktu i budzac coraz wieksze zainteresowanie sprzedawczyni. Kiedy wreszcie spozniona o cztery minuty Tereska wpadla do kiosku i przystojny, mlody czlowiek porzucil wydawnictwa, traktujace o tajnikach hodowli nierogacizny, spojrzala na nia z wyrazna niechecia. Pomyslala sobie, ze ta mlodziez teraz jest nie do zniesienia, taka smarkata, a juz randki, i to ze znacznie starszym od niej, doroslym facetem. Co oni widza w tych niewypierzonych podfruwajkach?
- Предыдущая
- 43/62
- Следующая