Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 45


Изменить размер шрифта:

45

– Wszystko rozumiem – mowil z zapalem Krzysztof Cegna, odpinajac kurtke, marynarke, rozluzniajac krawat i mierzwiac sobie wlosy na glowie. – To jest jedna szajka. Czarny Miecio bierze w tym udzial, czyli musi byc przemyt. Ta melina to tylko kamuflaz, oni tam zalatwiaja interesy i licza na to, ze nam to do glowy nie przyjdzie. Meliny na towar maja u ogrodnikow. Wystraszyli sie tych dziewczyn, bo do tej pory byli kryci, zaden z tamtych z czarnym rynkiem nie ma nic wspolnego. Czyli u nich musza to trzymac, nie ma sily. Nakaz rewizji…

– Czekaj no, synu, czekaj – przerwal dzielnicowy. – To sa ogrodnicy. Nawet jesli u nich, to gdzie? Przekopiesz im caly ogrodek? A skad wiadomo, czy obaj? Moze tylko jeden? A jak jeden, to ktory?

– Wczesniejszy. Ten, u ktorego byly najpierw. Mur beton. U niewinnego by sie nie wystraszyli. Podsluchalem tutaj haslo, pytaja o pielegniarke, ktora robi dozylne zastrzyki. Ogrodnik tu sie z nimi spotyka, obaj sie spotykaja, zabieraja towar od Miecia, oficjalnie Miecio u nich nie bywa, zeby nie te dwie dziewczyny, nic bysmy nie wiedzieli…

– Czekajze, owszem, ty masz racje, na logike to tak powinno byc, ale po pierwsze, za Mieciem jezdzili i nic, po drugie, oni sie teraz moga wystraszyc i przeniesc gdzie indziej, a po trzecie, trzeba zawiadomic majora. Niech on decyduje.

– Ale to tym bardziej trzeba ich przypilnowac! – zaprotestowal gwaltownie Krzysztof Cegna. – Jakby sie mieli przenosic…

Tereska, ciezko oburzona za nagle odsuniecie jej bez wyjasnien od sprawy, odczekala chwile, zeby Krzysztof Cegna zdazyl sie oddalic, po czym, nie wchodzac nawet do domu, zawrocila sprzed drzwi i popedzila do Okretki.

– Ze tez nie masz telefonu! – powiedziala z gniewem, zdyszana. – Musze leciec do ciebie jak glupia, zamiast spokojnie zadzwonic!

Dla Okretki glupawy postepek Bogusia byl ciosem niemal rownie wielkim jak dla Tereski. Miala nadzieje, ze zajeta przedmiotem uczuc przyjaciolka da jej spokoj i zrezygnuje z przerazajacych zamiarow zdobywania samodzielnosci i spedzania wakacji w sposob niepokojaco urozmaicony. Dowiedziawszy sie o tragedii, usilowala zainteresowac ja ewentualnym wyjazdem w zimie na narty, co zajeloby ja dosc dokladnie, ale Tereska o nartach nie chciala slyszec. Zbyt wiele kosztowala ja ruina marzen o wspolnym wyjezdzie z Bogusiem, ktory na narty wyjezdzal co roku. Nie bylo na nia sily i Okretka musiala pogodzic sie z mysla, ze nudzic jej sie jednak nie uda.

– Ubieraj sie! – zazadala Tereska. – Idziemy w jedno takie miejsce, gdzie zobaczysz cos ciekawego.

Przezornie wolala nie mowic, co, w obawie, ze Okretka kategorycznie zaprotestuje. Raz wywleczona z domu natomiast podda sie juz biegowi wydarzen.

– Jest wpol do osmej – powiedziala Okretka niepewnie.

– No to co? Niedlugo wrocimy. Jest ladna pogoda, przestalo padac i w ogole zazyjesz swiezego powietrza. Ubieraj sie, predzej!

Okretka zaczela sie ubierac, mniej zaskoczona propozycja spaceru o tej porze dnia i roku niz zmiana, jaka zaszla od rana w wygladzie przyjaciolki. Tereska byla nie ta sama. W szkole zachowywala sie mniej wiecej normalnie, ale widac bylo w niej przygnebienie, brak zapalu i niechec do zycia. Teraz tryskalo z niej ozywienie i energia.

– To ma byc ladna pogoda? – spytala z wyrzutem Okretka juz na ulicy, czujac na twarzy cos w rodzaju mzawki.

– Odswiezajace – odparla Tereska stanowczo. – Wilgoc dobrze robi na cere. Mamy autobus, predzej!

Dopiero wysiadlszy z autobusu na Pulawskiej, przystapila do wyjasnien.

– Znalezli sie nasi bandyci – powiedziala tajemniczo. – Okazuje sie, ze na Belgijskiej maja meline gier hazardowych. Zrzucili mi tam na glowe donice z palma. Bedziemy ich sledzic.

Okretka stanela jak wryta.

– Za nic! – oswiadczyla energicznie. – Ja sie ich boje!

– Glupia jestes, to oni sie ciebie boja. Nic ci nie zrobia. W ogole nie maja prawa cie zobaczyc. Ten samochod stoi na parkingu za Filmem Polskim, zreszta zaraz sprawdzimy, czy jeszcze tam jest…

– W takim razie tutaj jest i ten potwor z Wilanowa!

Tereska zawahala sie. Potwora z Wilanowa widziala przeciez przed godzina na wlasne oczy, ale Okretce nie nalezalo tego mowic. Lgarstwo nie wchodzilo w rachube, nalezalo odpowiedziec jakos dyplomatycznie…

– To wcale nie jest samochod tego oblakanca z Wilanowa, tylko calkiem innego faceta. Niepotrzebnie robilas takie przedstawienie w Tarczynie. A tu sa rozni przestepcy, na gorze. Ten dom ma dwie strony, staniemy sobie, ty po jednej, ja po drugiej, i zapiszemy wszystkich, ktorzy beda wchodzic i wychodzic.

– Bedziemy ich pytac o nazwiska? – spytala slabo Okretka, ktora informacje Tereski calkowicie oszolomily. Dwustronny dom z przestepcami na gorze wydawal jej sie co najmniej siedliskim upiorow.

– Zwariowalas! Opiszemy ich wyglad zewnetrzny. To tutaj, chodz!

Samochod, scisle zwiazany z Wielka Rewolucja Francuska, stal jak poprzednio na pustym placyku. Nadal nie bylo w nim nikogo. Tereska i Okretka, nie wiadomo po co, obeszly go dookola.

– Poprzednio przyjechal tutaj… – zaczela Tereska z przejeciem i urwala. Na alejke padly swiatla reflektorow. Przez waska brame przejezdzal szary Opel.

– Schowajmy sie – powiedziala pospiesznie. – Juz jeden stad uciekl na moj widok. I jeszcze zepchnal beczke po smole.

Opel wjechal w alejke, zatrzymal sie, po czym tylem podjechal na placyk, obok Fiata. Pod murem budynku, gdzie staly Tereska i Okretka, panowal czarny cien. Kierowca Opla wysiadl, rozejrzal sie, nie dostrzegl ich, przeszedl na przod swojego samochodu i podniosl maske. Byl w samym garniturze, bez plaszcza, ale w rekawiczkach, wygladal szalenie nobliwie i elegancko: Pogmeral chwile w silniku, wrocil do wozu, wyjal z niego jakas paczke, znow przeszedl na przod, ktory znajdowal sie na jednej linii z tylem Fiata, szybkim ruchem otworzyl bagaznik Fiata, wlozyl don paczke i zamarl. Z dolu rozlegly sie jakies glosy. W pospiechu zatrzasnal bagaznik, zamknal maske, wsiadl i ruszyl. Tereska i Okretka nie odrywaly od niego oczu.

– Zdaje sie, ze bylysmy swiadkami czegos – powiedziala Tereska w zadumie. – Trzeba zapamietac jego numer.

– Bitwa pod Grunwaldem – mruknela Okretka. I oczywiscie znow ta idiotyczna piatka z historii!

– WI 5410. Zoliborz.

– Skad wiesz?

– Zoliborz ma WI. Moj brat ma fiola na tym tle, juz cala rodzine nauczyl, ktora dzielnica ma jakie litery. Okazuje sie, ze wszelka wiedza jest przydatna.

– Bedziemy tak staly tutaj do rana?

– Nie wiem, czy to nie byloby ciekawe i pouczajace. Moze jeszcze kto przyjedzie? Moglybysmy odpracowac w ten sposob cala historie.

– A nie daloby sie przy okazji i fizyki? Zdaje mi sie, ze dostalam dwoje.

– Nie zdaje ci sie, dostalas. Szkoda, ze nie mozemy ukrasc tej paczki i zobaczyc, co w niej jest.

– Dlaczego nie mozemy?

– Bo on zamknal bagaznik.

– Nic podobnego. Wcale nie zamknal. Chyba, ze sie sam blokuje. Przy otwieraniu gmeral kluczykiem, a przy zamykaniu nie.

Obie, opusciwszy posterunek pod murem, staly juz przy bagazniku Fiata. Tereska spojrzala na Okretke, nieco zaskoczona. Rzeczywiscie, sama rowniez przypomniala sobie, ze facet poprzestal na zatrzasnieciu pokrywy bagaznika. Glosow z dolu, ktore go przestraszyly, jakos nie bylo slychac. Nie zastanawiajac sie nad tym, co czyni, nic nie myslac, siegnela reka, wcisnela przycisk i uniosla pokrywe. Bagaznik stanal otworem, paczka lezala na srodku.

Obie poczuly sie tym tak zaskoczone, ze proces myslenia ulegl w nich ostatecznemu zahamowaniu. Tereska schylila sie i wziela do reki paczke, ktora okazala sie nadspodziewanie ciezka. Wyprostowala sie, trzymajac ja w objeciach, i w tej samej chwili, bardzo blisko, tuz za placykiem, na schodzacej w dol alejce, znow rozlegly sie jakies gniewne glosy i brzekliwe, metaliczne dzwieki. Okretka wzdrygnela sie gwaltownie.

– Jezus Maria, predzej! – jeknela przenikliwym szeptem.

Tereska na moment stracila glowe. Zamiast wlozyc paczke z powrotem do bagaznika, wepchnela ja Okretce do rak i gwaltownie zatrzasnela klape. Po czym, ciagnac przyjaciolke przemoca za soba, wypadla na ulice. Okretka opierala sie ze wszystkich sil.

45
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы