Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna - Страница 30
- Предыдущая
- 30/36
- Следующая
Stalismy przed moim domem. Przygladali mi sie uwaznie, jakby chcieli zobaczyc choc ulamek tego, co we mnie tkwi. Byl silny mroz, zaczynal padac drobny, gesty snieg.
– Moze zajdziecie do mnie? – spytalem, bo stali i zadne z nich najwyrazniej nie zamierzalo isc do domu. Zgodzili sie natychmiast.
– Twoje oceny na polrocze, twoja praca spoleczna to juz jest pewna suma, jakies dowody… – mowila Ewa, kiedy szlismy po schodach – jezeli sie nie odrzuca sprawy ze skuterem, nie mozna odrzucic tego…
– To sa dowody dla mnie, ale nie dla… komorki spolecznej, ktora jest klasa! – sparodiowalem Hieronima.
– Spoleczenstwo ma w kim wybierac i nie potrzebuje stawiac na jednostki z zamazana kartoteka!
– Fakt… – przytaknal Strzeminski – moze niepotrzebnie pchales sie na to szeryfostwo, do wszystkiego trzeba dojsc pomalu! Tak, niepotrzebnie sie na to zgodziles.
– Ja go wrobilem… – powiedzial Wojtek ponuro.
– Nie mam dwoch lat! Sam sie wrobilem! Otworzylem drzwi. Marysia ze znajomoscia rzeczy spojrzala na posadzke.
– Chlopcy, macie, tu sa jakies sukna! My zdejmiemy buty, co dziewczynki?
Matka zajrzala do pokoju.
– Och, masz gosci! – ucieszyla sie.
Gdyby wiedziala, dlaczego mam gosci… Przeszlismy do mojego pokoju.
– Kiedy tak mysle o tej Marioli… – zaczeta z punktu Marysia siadajac na tapczanie – dochodze do wniosku, ze w koncu to od nas duzo zalezy! Od nas, od dziewczyn, jak myslicie?
Strzeminski pokiwal glowa z zastanowieniem.
– Tak… – przyznal – my najczesciej stajemy sie tacy, jakimi chca nas widziec nasze kolejne babki! Babki sie zmieniaja, a czlowiek w koncu sam nie wie, jaki jest…
Zoska siedziala na moim biurku, na ktorym stalo duze zdjecie z Osady. Siegnela po nie i przez chwile ogladala uwaznie.
– To jest ta dziewczyna, z ktora chodzisz, prawda?- spytala podajac zdjecie Marysi. – Interesujaca!
– Och, to jest rowna babka… – przyznal Wojtek.
– Jej siostra chodzi do jednej klasy z moja. Te Ale poznalam kiedys, a Made to tak tylko… z widzenia!- powiedziala Marysia. – A ty, Marcin, juz wiesz, ze Alka miala wczoraj wypadek?
– Nic nie wiem. Nie spotkalem dzis Mady…
– Pewno dlatego! Ala jest w szpitalu. Wyciagnela jakas dziewczynke spod tramwaju, w ostatniej chwili, wiecie? Slyszysz, Marcin, co mowie? Jezu, do niego nic nie dociera… Marcin, przeciez nie mozesz zrobic takiej klapy! Do matury kilka miesiecy, potem zmienisz srodowisko…
– Juz raz zmienilem srodowisko! I co z tego? Czy mam cale zycie spedzic na zmienianiu srodowiska?
– A co jej sie stalo, ze jest w szpitalu? – spytala Ewa odstawiajac zdjecie Mady na biurko.
– Podobno jest strasznie polamana i cos z twarza… przeciety policzek czy cos… moze ty tam zajdziesz, Marcin? Moze im trzeba pomoc?
– Ja tam nie bywam! – przyznalem. – Ich matka nie zyczy sobie – wycedzilem zjadliwie – uwaza, ze nie jestem odpowiednim towarzystwem. Przyjemnie, prawda? Czy teraz tez poradzisz mi, Marysiu, zebym zmienil srodowisko?
– Och, Marcin… tobie musi byc cholernie ciezko! – uprzytomnila sobie znowu. – Ale, ze Mada… – zastanowila sie – ze ona jakos nie wplynie na matke! Ja wiem… nie poprosi, nie przekona?
– Wydaje mi sie, ze jej matka wie o mnie wiecej niz Mada!
– Jak to? – zdziwila sie Zoska.
– Mada o mnie nic nie wie…
– Dlaczego?
Nie odpowiedzialem od razu.
– Przypomnij sobie Hieronima, dzisiejsze glosowanie…
– No?
– Trzy czwarte bylo przeciwko mnie! Trzy czwarte! Nie powiesz chyba, ze to jest malo?
– Wiec ty sie boisz…?
– Tak.
Marysia pomalu przeniosla wzrok na Strzeminskiego.
Byc moze zastanawiala sie w tej chwili, czy jest cos, czego boi sie Strzeminski.
– Ja ciebie rozumiem – powiedzial nie dostrzegajac jej wzroku – swietnie ciebie rozumiem!
– Edek! – zawolala z wyrzutem.
– A ja rozumiem, ze chciales sie jakos wykazac w budzie… – odezwal sie milczacy zwykle Rudek Wiktorczyk – w budzie, tak! Ale dziewczynie? Jakbym mial dziewczyne, to bym jej powiedzial! Takie stanowisko je cholernie nieuczciwe!
Widzialem, ze patrzy na mnie nieufnie. Gdyby moj glosowac jeszcze raz, podnioslby teraz reke jak tamci…
– Ojej… -jeknal Wojtek Ligota lapiac sie za glowe – dalibyscie spokoj tej dziewczynie! Niech on sobie ja ma, niech to rozgrywa po swojemu…
– A jak ona sie dowie od kogos innego, to co?
– Przyjdzie do mnie i zapyta, czy to prawda! Wtedy powiem, ze prawda… a kiedy skonczy mi sie zawieszenie sam opowiem jej o wszystkim!
Wiktorczyk zmarszczyl nos.
– Ciebie naprawde ten Hieronim niczego nie nauczyl. Chowaj glowe w piach, chowaj! Jak ja wyjmiesz, zobaczysz pustynie dookola siebie! To wszystko nie sa metody, stary!
– To co? Uwazasz, ze mam sobie na czole napisac?!
– Nie na czole, nie na czole, ale grac w otwarte karty! Isc i powiedziec dziewczynie…
– A co on jej powie teraz? Co? Sluchaj, kochanie pewien Hieronim podstawil mi stolek, poniewaz kiedys bylem glupi. Ale nie martw sie, zmadrzeje! Tak ma to jej powiedziec? Czy jak? – zirytowal sie Strzeminski.
– Edek! – zawolala Marysia.
– Co Edek? Co Edek? On jej sie musi czyms wylegitymowac, nie? Ona musi miec podstawy, zeby mu wierzyc!
– Rany… idzcie juz do domu! – wyjeczal znowu Wojtek. – Wszystko sie robi coraz bardziej zagmatwane…
To byla prawda. Wlasciwie musialem zaczynac od poczatku, to, co zrobilem w klasie przez pol roku, przestalo mi sie liczyc na plus. Po aferze z Hieronimem czulem sie zdecydowanie wyobcowany, ustawiony na marginesie – zarowno przez wrogosc Hieronima i wiekszosci kolegow, jak przez wyrazna serdecznosc Foczynskiego i tej niewielkiej grupy, ktora bardzo oficjalnie solidaryzowala sie ze mna. Nikt nie traktowal mnie zwyczajnie! Jeszcze nigdy Mada nie stala mi sie tak potrzebna, jak w tym wlasnie okresie. Ale chociaz widywalismy sie prawie co dzien, byly to spotkania tak przelotne, ze zostawialy mi po sobie jedynie uczucie niedosytu. Mada zmeczona, zagoniona, mizerna i niedozywiona – sama szukala we mnie oparcia.
– Marcin… – powiedziala mi kiedys -ja oczywiscie jestem zwolenniczka usamodzielnienia kobiet, rownouprawnienia, ale jak to dobrze, kiedy ma sie kolo siebie kawalek marynarki…
Siedzielismy w kinie, Mada oparla glowe o moje ramie. Lubilem jej wytrwalosc, odpornosc na zmeczenie, zaradnosc. Ale dopiero Mada szukajaca we mnie oparcia poruszala caly ocean tkliwosci, ktory w sobie mialem. Nie, to nie rozmazanie! Przeciwnie, radosc, ze jest sie silniejszym, ze mozna pomoc, wyreczyc, oszczedzic zmartwien i wlasnie – podsunac pod zmeczona glowe ten kawalek
marynarki. W tej sytuacji nielatwo bylo mi zwierzyc Madzie z klopotow, ktorych przysporzyl mi w szkole Hieronim. Cala ta historia byla zreszta zbyt trudna do opowiedzenia, jezeli chcialo sie pominac reszte!
Zaistnial jednak fakt, ktory zmusil mnie do podjecia rozmowy na ten temat i do gotowosci odpowiedzenia kazde pytanie, ktore Mada zechciala w zwiazku z postawic. Bo Wojtek Ligota dowiedzial sie od Hieronima o roli, ktora w zdemaskowaniu mojej sprawy odegral Olo. Bo od dociekliwosci Ola wszystko sie zaczelo. Swiadomosc, ze w kazdej chwili Mada moze miec pod reka zrodlo wszelkich informacji na moj temat i to informacji dowolnie przeinaczonych – odbierala mi resztke spokoju.
Dlugo wybieralem odpowiedni moment. Ala wrocila juz do domu, Mada odzyskiwala powoli rownowage. Teraz ja z kolei mialem ja zaklocic. Nie widzialem jednak innego wyjscia. Ktoregos dnia Mada zaskoczyla minie zaproszeniem na niedziele. Byla w swietnym humorze, szczesliwa, ze wreszcie bede mogl u niej bywac, ze skoncza sie te wszystkie kretactwa wobec matki, ktore tak jej obrzydly. Wybralem te chwile.
– Zbyt wiele wzialem na swoj kark w budzie… bede musial zrezygnowac z tego szeryfostwa… – powiedzialem. Zaoponowala gwaltownie.
– Taka jestem dumna, ze piastujesz ten urzad! – zazartowala w koncu. – Czuje sie jak jakas ministrowa albo zona premiera! – powiedziala lekko.
- Предыдущая
- 30/36
- Следующая