Выбери любимый жанр

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 31


Изменить размер шрифта:

31

Sztucer mial na lufie szyne, sluzaca do instalacji lunety celowniczej. Poslugujac sie imadlem przykreconym do kuchennego stolu oraz pilnikiem, Krim zaczal dopasowywac do tej szyny uchwyt wzmacniacza obrazu.

Kiedy Krim pracowal w pocie czola, zaledwie o mile od niego, w budynku ambasady USA przy Grosvenor Square zlozyl wizyte Barry Ferndale. Byl tu umowiony z szefem operacyjnym CIA w Londynie – oficjalnie jednym z wielu dyplomatow z personelu ambasady. Spotkanie bylo krotkie i serdeczne. Ferndale wydobyl z teczki plik papierow i wreczyl go swemu rozmowcy.

– Prosto spod prasy, kolego – rzekl do Amerykanina. – Niestety, jest tego duzo. Ci Rosjanie sa cholernie gadatliwi. Tak czy owak… zycze powodzenia.

Papiery zawieraly drugi raport “Slowika”, juz w przekladzie na angielski. Amerykanin westchnal ciezko: teraz bedzie musial sam to wszystko zaszyfrowac i wyslac. Nikt wiecej nie moze tego nawet zobaczyc. Podziekowal Ferndale'owi i zabral sie do ciezkiej pracy, ktora miala potrwac cala noc.

* * *

Ale nie tylko on nie spal tej nocy. W odleglym Tarnopolu pewien tajniak wyszedl wlasnie z klubu podoficerskiego przy koszarach KGB i ruszyl piechota do domu. Nie przyslugiwal mu jeszcze sluzbowy samochod, jego wlasny zas stal pod domem. Nie mial jednak nic przeciwko spacerowi: noc byla ciepla i pogodna, a za soba mial wesoly wieczor z kolegami w klubie.

Byc moze wlasnie dlatego nie zauwazyl dwoch ludzi stojacych w bramie po drugiej stronie ulicy, nie widzial gestow, jakie wymienili na jego widok. Byla polnoc. O tej porze w Tarnopolu, nawet przy ladnej sierpniowej pogodzie, ulice sa wymarle. Skracajac sobie droge do domu tajniak powedrowal przez rozlegly park imienia Szewczenki, gdzie drzewa pelne lisci niemal calkiem maskowaly waskie alejki. Byl to najdluzszy skrot w jego zyciu. W polowie drogi przez park uslyszal, ze ktos za nim biegnie. Odwrocil sie – cios palki, wymierzony w tyl glowy, trafil go w skron; upadl na sterte smieci.

Switalo juz niemal, kiedy wrocil do przytomnosci. Lezal w gestych krzakach, obrabowany z portfela, pieniedzy, kluczy, kart aprowizacyjnych i dowodu tozsamosci. Dochodzenia milicji i KGB w sprawie tego absolutnie niezwyklego napadu ciagnely sie kilka tygodni, ale sprawcow nie znaleziono. W rzeczywistosci obaj opuscili Tarnopol o swicie; pierwszym pociagiem wrocili bezpiecznie do swych domow we Lwowie.

Prezydent Matthews osobiscie przewodniczyl zebraniu komisji roboczej, na ktorym omawiano materialy dostarczone przez “Slowika” w drugiej przesylce.

– Moi eksperci rozwazyli juz niektore mozliwe konsekwencje kleski glodowej w ZSRR – oswiadczyl Benson osmiu mezczyznom zgromadzonym w Owalnym Gabinecie. – Odnosze jednak wrazenie, ze zaden z nich nie posunal sie rownie daleko jak samo Politbiuro w przewidywaniu powszechnego kryzysu porzadku i prawa. Czegos takiego jeszcze tam nie bylo.

– Moi ludzie rowniez nie posuwaja sie tak daleko – zgodzil sie szef Departamentu Stanu. – Politbiuro przewiduje na przyklad, ze KGB ni? zdola utrzymac wszystkiego na wodzy. Osobiscie nie sadze, bysmy mogli powaznie stawiac az takie prognozy.

– Jak zatem mam potraktowac prosbe Rudina o sprzedaz piecdziesieciu pieciu milionow ton ziarna? – spytal prezydent. T

– Odmowic! – obstawal przy swoim Poklewski. – Mamy tu szanse, jakiej nie mielismy nigdy dotad, i jaka moze nigdy wiecej sie nie zdarzy. Dzisiaj ma pan tego Rudina i cale ich kierownictwo w garsci. Od dobrych dwudziestu lat, ilekroc maja klopoty gospodarcze, kolejne rzady USA wielkodusznie pomagaja im sie jakos wygrzebac. I za kazdym razem oni staja sie jeszcze agresywniejsi niz przedtem. Za kazdym razem odpowiadaja nasileniem ingerencji w Afryce, Azji, Ameryce Lacinskiej. A krajom Trzeciego Swiata za kazdym razem skutecznie wmawiaja, ze przezwyciezyli swoje klopoty wlasnymi silami, umacniajac falszywe przekonanie, ze marksistowski system gospodarczy zdaje egzamin. Tym razem mozemy calemu swiatu pokazac ponad wszelka watpliwosc, ze ich system ekonomiczny nie funkcjonuje i nigdy nie bedzie funkcjonowal. Dlatego uwazam, ze powinien pan dokrecic srube mocno, naprawde mocno. Za kazda tone sprzedanego zboza moze pan zadac jakiegos ustepstwa. Moze pan wrecz zazadac, by wyniesli sie z Azji, Afryki, a na pewno juz z Ameryki. A jesli nie zechca, moze pan spowodowac upadek Rudina.

– Czy to – Matthews dotknal lezacego przed nim raportu “Slowika” – mogloby rzeczywiscie obalic Rudina?

Odpowiedzial mu David Lawrence, ale nie bylo na sali nikogo, kto nie zgodzilby sie z ta opinia:

– Gdyby w ZSRR nastapilo rzeczywiscie to, co przewiduja czlonkowie ich Biura, Rudin popadnie w nielaske, tak jak kiedys Chruszczow.

– A wiec powinien pan wykorzystac te przewage – nalegal Poklewski. – Niech pan to zrobi. Rudin nie ma juz wyboru. Zostala mu tylko jedna mozliwosc: zgodzic sie na panskie warunki. Jesli odmowi… padnie.

– A jego nastepca… – zaczal prezydent.

– …zobaczy, co stalo sie z Rudinem, i wyciagnie z tego wlasciwe wnioski dla siebie. Kazdy nastepca bedzie musial zgodzic sie na warunki, jakie postawimy.

Matthews spytal teraz o opinie pozostalych uczestnikow zebrania. Wszyscy, z wyjatkiem Lawrence'a i Bensona, zgadzali sie z Poklewskim. W koncu prezydent podjal decyzje. Jastrzebie zwyciezyly.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych ZSRR zajmuje jeden z siedmiu niemal identycznych moskiewskich budynkow w ulubionym stylu Stalina: gotycki tort weselny, ulepiony z ciemnego piaskowca reka szalonego cukiernika. Budynek ministerstwa stoi przy Bulwarze Smolenskim, na rogu Arbatu. 30 sierpnia przed glowne wejscie wtoczyl sie majestatycznie Cadillac Fleetwood Brougham, nalezacy do amerykanskiego ambasadora. Nastepnie pana Mortona Donaldsona zawieziono na czwarte pietro, do obitego pluszami gabinetu Dymitra Rykowa, dlugoletniego szefa radzieckiej dyplomacji. Znali sie dobrze: przed przybyciem do Moskwy ambasador Donaldson pracowal przez jakis czas w Organizacji Narodow Zjednoczonych, gdzie Dymitr Rykow bywal czesto. Czesto tez przepijali do siebie przy roznych okazjach – najpierw w Nowym Jorku, teraz w Moskwie. Jednak dzisiejsze spotkanie mialo bardzo oficjalny charakter. Donaldsonowi towarzyszyl szef jego kancelarii, a Rykowowi az pieciu wyzszych funkcjonariuszy ministerstwa.

Ambasador odczytal pismo, ktore przywiozl ze soba – starannie, slowo po slowie, w swym ojczystym jezyku. Rykow rozumial i nawet dobrze mowil po angielsku, korzystal jednak tym razem z tlumacza, ktory przez caly czas nachylal sie nad jego prawym uchem.

List prezydenta Matthewsa nie ujawnial wprost wiedzy o katastrofie, jaka dotknela w tym roku uprawy zbozowe, ale tez nie wyrazal zdziwienia, ze Zwiazek Radziecki pragnie zakupic tak ogromna – bo az 55 milionow ton – ilosc ziarna. Wyrazal natomiast w oglednych slowach zal, ze Stany Zjednoczone Ameryki nie beda mogly sprzedac ZSRR tej ilosci pszenicy, o jaka prosi.

Niemal nie czyniac przerwy Donaldson odczytal druga czesc pisma. Pozornie nie zwiazana z pierwsza, choc nie oddzielona od niej, stwierdzala faktyczne fiasko rozmow o ograniczeniu zbrojen strategicznych, znanych pod nazwa SALT III, i zakonczonych zima 1980 roku bez jakichkolwiek efektow w postaci zlagodzenia napiec miedzynarodowych. Wyrazala przy tym nadzieje, ze rozmowy SALT IV, ktorych poczatek zaplanowano na najblizsza jesien i zime, przyniosa wiekszy postep oraz pozwola swiatu poczynic powazne kroki na drodze sprawiedliwego i trwalego pokoju. I to bylo juz wszystko.

Donaldson polozyl przeczytany przed chwila list na biurku Rykowa, przyjal formalne, nie zdradzajace zadnych emocji podziekowanie siwowlosego, szarego na twarzy ministra i wyszedl.

Andrew Drake spedzil wiekszosc tego dnia na wertowaniu ksiazek, Azamat Krim testowal w tym czasie gdzies w gorach Walii sztucer mysliwski z nowo zamontowana luneta. Myroslaw Kamynski nadal pracowal nad swoim angielskim, w ktorym czynil zreszta szybkie postepy.

Uwaga Drake'a skupiala sie na porcie Odessa. Pierwszym zrodlem informacji byla “Lloyd's Loading List” w czerwonych okladkach. Tutaj Drake przeczytal, ze nie ma regularnych linii zeglugowych z polnocnej Europy do Odessy, jest natomiast mala, niezalezna flota srodziemnomorska, ktorej statki zawijaja rowniez do portow Morza Czarnego. Nazywala sie Salonika Line i miala tylko dwa statki.

Z kolei zabral sie do niebieskiego “Lloyd's Shipping Index”; przegladal jedna kolumne po drugiej, az wreszcie znalazl interesujace go statki. Usmiechnal sie z zadowoleniem. Wlascicielami obu statkow obslugujacych Salonika Line byly male kompanie zarejestrowane w Panamie, a to znaczylo ponad wszelka watpliwosc, ze caly majatek “kompanii” stanowi mosiezna tabliczka na scianie gabinetu ktoregos z adwokatow w Panama City – i nic wiecej.

Z trzeciego zrodla, brazowej ksiegi zatytulowanej “Greek Owners Directory”, dowiedzial sie, ze Salonika Line wymieniana jest jako firma grecka, ktorej biura mieszcza sie w atenskim porcie Pireus. Dobrze wiedzial, co to znaczy. Jesli rozmawiasz z Grekiem, ktory przedstawia sie jako tymczasowy uzytkownik statku plywajacego pod bandera Pana-my – w dziewiecdziesieciu dziewieciu przypadkach na sto rozmawiasz z samym wlascicielem. Wola oni wystepowac jako “wylacznie agenci”, aby czerpac korzysci z faktu, ze w ramach obowiazujacego prawa agentow nie mozna pociagac do odpowiedzialnosci za grzechy ich pryncypalow. Wsrod tych drobnych grzeszkow mozna wymienic zanizone place i gorsze warunki dla zalogi, statki niezdatne do zeglugi, nieprzestrzeganie norm bezpieczenstwa. Bardzo sumienne sa za to oceny wartosci statkow zwiazane z ubezpieczeniami od “calkowitej utraty”; zdarzaja sie tez nadzwyczaj beztroskie praktyki zanieczyszczania ropa wod przybrzeznych.

Mimo to Drake od razu polubil Salonika Line z jednego powodu: grecka linia moze wprawdzie zatrudniac tylko greckich oficerow, ale zwykli czlonkowie zalogi moga pochodzic z dowolnego kraju, a czesto nawet nie musza dysponowac oficjalnymi ksiazeczkami marynarskimi. Wystarczy paszport. A najwazniejsze bylo to, ze statki Salonika Line regularnie odwiedzaly Odesse.

31
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa
Мир литературы