Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 27
- Предыдущая
- 27/108
- Следующая
Wiszniajew nigdy nie wyjezdza za granice, wiec i Kriwoj nie bedzie mial powodow do wyjazdu. Bede musial poprowadzic to sam.
Sir Nigel skinal glowa.
– Zgoda, powierzam to panu.
Ledwie Munro wyszedl, Sir Nigel otworzyl lezaca na biurku teczke; zawierala osobiste dossier Adama Munro. I nagle ogarnely go zle przeczucia. Ten Munro byl przeciez samotnikiem, zle czujacym sie w pracy zespolowej. Byl typem czlowieka, ktory urlop spedza samotnie, wloczac sie po gorach Szkocji. W Firmie krazylo powiedzenie: sa agenci starzy, sa agenci jarzy, ale nie ma agentow starych i jarych. Irvine byl starym agentem i bardzo cenil ostroznosc. A ta sprawa pojawiala sie z zewnatrz, nagle i z impetem, bez ostrzezenia i przygotowania. I rozwijala sie piekielnie szybko. Ale, z drugiej strony, tasma byla przeciez autentyczna; co do tego nie moglo byc zadnych watpliwosci.
Rownie autentyczne bylo lezace na biurku wezwanie do siedziby premiera na Downing Street – na dzis wieczor. Oczywiscie natychmiast po weryfikacji tasmy Sir Nigel zlozyl krotki meldunek ministrowi spraw zagranicznych. Dzisiejsze wezwanie bylo naturalna tego konsekwencja.
Czarne drzwi domu nr 10 przy Downing Street, rezydencji brytyjskiego premiera, sa byc moze najbardziej znanymi drzwiami swiata. Znajduja sie po prawej stronie tego zaulka – wbrew nazwie nie jest to wlasciwie ulica, lecz tylko waski zaulek odchodzacy od Whitehall, wcisniety miedzy okazale gmachy Gabinet Office i Foreign Office. Przed tymi bowiem drzwiami, z prostym bialym numerem “10” i z mosiezna kolatka, strzezonymi przez jednego, nie uzbrojonego policjanta, gromadza sie wciaz turysci, by fotografowac sie nawzajem i obserwowac wchodzacych i wychodzacych poslancow, a takze znane osobistosci.
W gruncie rzeczy jednak frontowymi drzwiami wchodza glownie ci, ktorzy duzo mowia. Ci, co duzo moga, korzystaja raczej z tylnego wejscia. “ Dom oznaczony numerem 10 stoi pod katem prostym do gmachu urzedu premiera, a tylne narozniki obu budynkow niemal sie stykaja. Waskie przejscie miedzy nimi zamyka furtka, przez ktora mozna przejsc do tylnych drzwi siedziby premiera. Tedy wlasnie wszedl wieczorem 31 lipca dyrektor naczelny SIS w towarzystwie Sir Juliana Flannery'ego, sekretarza gabinetu. Skierowano ich natychmiast na pierwsze pietro. Mineli sale posiedzen rzadu i weszli do prywatnego apartamentu premiera.
Pani premier przeczytala juz tekst spisany z tasmy, dostarczony jej przez ministra spraw zagranicznych.
– Czy zawiadomil pan o tym Amerykanow? – zapytala bez zadnych wstepow.
– Jeszcze nie – odparl Sir Nigel. – Sami uzyskalismy potwierdzenie autentycznosci tej sprawy zaledwie trzy dni temu.
– Wiec prosze to zrobic jak najszybciej, najlepiej osobiscie. Perspektywa wielkiego deficytu zbozowego w ZSRR ma oczywiscie ogromne znaczenie polityczne. Sadze, ze Stany Zjednoczone, jako najwiekszy swiatowy producent pszenicy, powinny znac sprawe od samego poczatku.
– Oczywiscie. Wolalbym tylko, zeby kuzyni nie podlaczali sie do naszego agenta – wtracil Sir Nigel. – Wspolpraca z nim moze byc wyjatkowo trudna i delikatna. Uwazam, ze powinnismy prowadzic go sami.
– Mysli pan, ze oni beda probowali sie podlaczyc?
– To mozliwe, bardzo mozliwe. Pienkowskiego na przyklad prowadzilismy wspolnie, choc to mysmy go zwerbowali. Ale wtedy byly po temu specjalne powody. Sadze, ze tym razem winnismy dzialac sami.
Pani premier potrafila ocenic polityczne zalety samodzielnego kontrolowania agenta, ktory ma dostep do protokolow Politbiura.
– Gdyby naciskali – rzekla – niech pan sie zwroci ponownie do mnie, a wtedy porozmawiam o tym osobiscie z prezydentem Matthewsem. Na razie chcialabym, aby polecial pan juz jutro do Waszyngtonu i dostarczyl im tasme lub przynajmniej jej pisemna kopie. Ja zreszta zadzwonie do prezydenta Matthewsa juz dzisiaj.
Sir Nigel i Sir Julian wstali i ruszyli do wyjscia.
– Jeszcze jedno – zatrzymal ich glos pani premier. – Doskonale rozumiem, ze nie powinnam znac tozsamosci tego agenta. Ale mam nadzieje, ze nie powie pan tego rowniez panu Bensonowi?
– Oczywiscie nie, madame.
Ani wlasnemu premierowi, ani ministrowi spraw zagranicznych dyrektor generalny SIS nie mial zamiaru ujawniac nie tylko tozsamosci owego Rosjanina, ale takze tozsamosci prowadzacego sprawe wlasnego pracownika. Amerykanie wiedza oczywiscie, kto kieruje brytyjska siatka w Moskwie, ale nie znaja jego rosyjskich agentow. Kuzyni mogliby oczywiscie sledzic Munro w Moskwie, ale temu Sir Nigel postanowil osobiscie zapobiec, i mial juz na to sposob.
– W takim razie ten rosyjski informator ma pewnie jakis pseudonim. Czy moge go znac? – spytala pani premier.
– Oczywiscie. We wszystkich raportach ten informator bedzie wymieniany jako “Slowik”.
Czysty przypadek sprawil, ze na liscie kryptonimow przeznaczonych dla agentow, obywateli radzieckich, pierwsze miejsce na “S” (a taka wlasnie wypadala pierwsza litera) zajmowal “Slowik”. Pani premier oczywiscie tego wszystkiego nie wiedziala.
– Bardzo trafne okreslenie – usmiechnela sie do wlasnych skojarzen.
- Предыдущая
- 27/108
- Следующая