Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 10
- Предыдущая
- 10/108
- Следующая
Przypomnial sobie w tym momencie, ze Lessing “prowadzil” osobiscie dwoch agentow, Rosjan, nizszych funkcjonariuszy Ministerstwa Spraw Zagranicznych ZSRR i Armii Czerwonej. Obaj nie wymysliliby byc moze prochu, ale byli uzyteczni.
– Jak tylko Lessing dotrze bezpiecznie do Helsinek, prosze mnie o tym powiadomic. I prosze mi dostarczyc krotka liste ewentualnych kandydatow. Prosze to zrobic jeszcze dzisiaj, przed wieczorem.
Sir Nigel Irvine byl trzecim z kolei kadrowym pracownikiem wywiadu pelniacym funkcje dyrektora generalnego SIS. Znacznie wieksza amerykanska CIA, zalozona i doprowadzona do rozkwitu przez Allena Dullesa, na skutek wielokrotnego przekraczania swych uprawnien i braku zewnetrznej kontroli, na poczatku lat siedemdziesiatych zostala podporzadkowana czlowiekowi z zewnatrz, admiralowi Stansfieldowi Turnerowi. Jakby przez przekore, rzad brytyjski dokladnie w tym samym czasie zdecydowal sie na krok przeciwny, zrywajac z tradycja prowadzenia Firmy przez jednego z zasluzonych dyplomatow z Foreign Office, i powierzyl pelnienie tej funkcji kadrowym pracownikom wywiadu. Oplacilo sie. Znane grzechy i bledy Firmy z dawnych lat – afery Burgessa, MacLeana, Philby'ego – zostaly z nawiazka odkupione i odrobione. Totez Sir Nigel Irvine byl przekonany, ze tradycja zatrudniania na czele Firmy kadrowego oficera wywiadu bedzie kontynuowana rowniez po jego odejsciu. Aby to zapewnic, rownie energicznie jak jego bezposredni poprzednicy zwalczal w swojej instytucji wszelka samowole i niesubordynowanych “samotnych strzelcow”.
– To jest sluzba, a nie popisy cyrkowe na trapezie – zwykl byl mawiac nowicjuszom w osrodku szkoleniowym w Beaconsfield. – Nie jestescie tu po to, zeby zbierac oklaski.
Robilo sie juz ciemno, kiedy na biurko Sir Nigela zgodnie z wczesniejszym rozkazem dotarly trzy teczki. Chcial jednak jak najszybciej dokonac wyboru, wiec z gory nastawil sie na to, ze bedzie musial tego dnia zostac dluzej w pracy. Dobra godzine sleczal nad dostarczonymi mu dokumentami, choc wybor od poczatku wydawal sie niemal oczywisty. W koncu siegnal po sluchawke i poprosil do siebie szefa kadr, ktory oczekiwal na miejscu na decyzje. Dwie minuty pozniej sekretarka zameldowala jego przybycie.
Sir Nigel nalal gosciowi whisky z woda sodowa; jego wlasna szklanka byla juz pelna. Nie widzial powodu, by odmawiac sobie drobnych przyjemnosci zyciowych, totez swoj gabinet urzadzil przytulnie, jakby chcac sobie powetowac odor okopow w latach 1944-45 i obskurne hoteliki w Wiedniu po wojnie, kiedy jako poczatkujacy agent Firmy werbowal dla niej ludzi z radzieckiego personelu okupacyjnego w Austrii. Dwaj z nich, mogl sobie tego pogratulowac, po dlugich latach “uspienia” znow pracowali teraz dla Firmy. Choc budynek SIS na zewnatrz byl nowoczesna konstrukcja ze stali, chromu i betonu, gabinet dyrektorski na jego najwyzszym pietrze urzadzono ze staroswiecka elegancja. Tapety w neutralizujacym zmeczenie kolorze kawy z mlekiem, ciemnopomaranczowy dywan przykrywajacy cala podloge. Biurko, stojacy za nim fotel, a przed biurkiem dwa wysokie krzesla oraz skorzana kanapa Chesterfield – wszystko to byly prawdziwe antyki. W magazynie obrazow Ministerstwa Srodowiska, z ktorego moga korzystac przy dekoracji swych gabinetow mandaryni brytyjskiej sluzby panstwowej, Sir Nigel upatrzyl sobie Dufy'ego, Vlamincka i cokolwiek watpliwego Brueghla. Mial tez chrapke na malego, rozkosznego Fragonarda, ale ubiegl go jakis sprytny dostojnik z Ministerstwa Skarbu.
Inaczej niz Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Wspolnoty, gdzie sciany obwieszone sa konterfektami bylych ministrow, na przyklad Canninga czy Greya, Firma zawsze stronila od obwieszania sie portretami poprzednich szefow. Zreszta nikomu nie przyszloby nawet do glowy uwieczniac na portretach podobizn ludzi ukrywajacych sie tak starannie w cieniu innych, jak kolejni arcyszpiedzy Wielkiej Brytanii. Nie przepadano tu tez za portretami krolowej w pelnej gali, w odroznieniu od biur Bialego Domu czy Langley, gdzie sciany wytapetowane sa zdjeciami urzedujacego prezydenta z saznistymi autografami. “Nasza ofiarnosc w sluzbie krolowej i kraju nie wymaga zadnej dodatkowej reklamy – powiedziano kiedys zdumionemu tym stanem rzeczy gosciowi z CIA. – W przeciwnym razie nie pracowalibysmy tutaj”.
Sir Nigel zaprzestal obserwacji swiatel West Endu za rzeka i odwrocil sie od okna.
– Wyglada na to, ze Munro? – ni to stwierdzil, ni spytal.
– Ja tez tak uwazam – odparl szef personelu.
– Jaki on jest? Przeczytalem dossier, no i znam go troche. Ale moze doda pan cos osobistego.
– Jest skryty.
– To dobrze.
– I troche indywidualista.
– To juz gorzej.
– Szczegolnie cenna jest jego znajomosc jezyka. Dwaj pozostali tez mowia dobrym potocznym jezykiem rosyjskim, ale Munro moglby uchodzic wrecz za Rosjanina. Zazwyczaj zwraca sie do Rosjan jezykiem poprawnym, z silnym obcym akcentem, ale kiedy sie “przelaczy”, moze sie pomiedzy nich wmieszac jak swoj. To moze byc bardzo pomocne w szybkim nawiazaniu kontaktu z “Perkozem” i “Rarogiem”.
“Perkoz” i “Rarog” byly to pseudonimy dwoch szeregowych agentow zwerbowanych i prowadzonych osobiscie przez Lessinga. Agenci – Rosjanie, pracujacy dla Firmy w ZSRR, otrzymywali kryptonimy od nazw gatunkow ptakow, w kolejnosci alfabetycznej odpowiadajacej kolejnosci werbunku. Ci dwaj byli najnowszymi nabytkami.
Sir Nigel chrzaknal.
– Dobrze. A wiec Munro. Gdzie on teraz jest?
– Wyklada w Beaconsfield. Uczy podstaw naszego fachu.
– Prosze go tu przyprowadzic jutro po poludniu. Nie jest zonaty, wiec pewnie bedzie mogl szybko wyjechac. Nie powinien sie tu obijac. Rano zalatwie dla niego w Ministerstwie Spraw Zagranicznych nominacje na miejsce Lessinga w biurze radcy handlowego.
Beaconsfield, dzieki latwemu polaczeniu z centrum Londynu, uznano przed laty za dogodna lokalizacje dla eleganckich rezydencji wiejskich; budowali je ludzie zamozni, zajmujacy w stolicy raczej wysoka pozycje. Ale juz na poczatku lat siedemdziesiatych wiekszosc tych domow dawala schronienie seminariom naukowym, kursom zarzadzania i marketingu, a nawet rekolekcjom religijnym. W jednym z nich – czego wcale nie ukrywano – miescila sie Wojskowa Szkola Jezyka Rosyjskiego, w sasiedztwie dzialal osrodek szkoleniowy Secret Intelligence Service – co juz ukrywano jak najstaranniej.
Wyklad Adama Munro z praktyki szpiegowskiego rzemiosla cieszyl sie duzym powodzeniem, po czesci chociazby dlatego, ze dawal oddech od zmudnej rutyny ciaglego szyfrowania i deszyfrowania. Grupa sluchala wykladu z uwaga – i Munro zdawal sobie z tego sprawe.
– Dzisiaj – zaczal swoj wyklad w ostatni wtorek maja – bedzie mowa o roznych pulapkach i o tym, jak sie z nich wydostawac.
Grupa zastygla w oczekiwaniu. Typowe procedury szpiegowskie byly rzecza interesujaca, ale jeszcze bardziej frapujace wydawaly sie starcia z “opozycja”.
– Mam odebrac przesylke od lacznika – rzucil pierwszy przyklad Munro – ale miejscowy opiekun depcze mi po pietach. Ja mam papiery dyplomatyczne, ale moj lacznik ich nie ma. Czyli jest narazony. Idzie na umowione spotkanie, a ja nie mam sposobu, by temu zapobiec. On z kolei wie, ze jesli bedzie sie tam krecil zbyt dlugo, zwroci na siebie uwage, bedzie wiec czekal tylko dziesiec minut. Co mam zrobic?
– Zgubic opiekuna – zaproponowal ktos. Munro pokrecil glowa.
– Po pierwsze, uchodze tu za niewinnego dyplomate, a nie za jakiegos Houdiniego. Jesli zgubie opiekuna, zdemaskuje sie jako wyszkolony agent. Po drugie, moze sie to nie udac. Jesli ogon jest z KGB, zwlaszcza z pierwszej druzyny, nie uda sie na pewno. Moge co najwyzej uciec z powrotem do ambasady. Sa inne pomysly?
– Zrezygnowac – rzucil inny sluchacz. – Nie pokazywac sie. Bezpieczenstwo nie chronionego wspolpracownika jest najwazniejsze.
– Slusznie – odparl Munro. – Ale nasz czlowiek zostaje z przesylka, ktorej nie moze przeciez trzymac wiecznie, i nie jest ze mna w ogole umowiony… – zrobil krotka pauze. – A moze jednak jest?
– Tak, jest jeszcze rezerwowy wariant na wszelki wypadek – zasugerowal trzeci sluchacz.
– Doskonale – podchwycil Munro. – Otoz podczas wczesniejszych spotkan w tym wygodnym okresie, kiedy jeszcze sam nie bylem sledzony, ustalilismy szereg schematow rezerwowych na wypadek niepowodzenia. A wiec teraz on czeka dziesiec minut, ja sie nie pokazuje, on odchodzi nie rozpoznany i idzie na nastepny punkt. Jak ten schemat sie nazywa?
– Odwrot – zaryzykowal ten sam gorliwiec, ktory przedtem proponowal zgubic ogon.
– Pierwszy odwrot – poprawil Munro. – Za kilka miesiecy bedziemy to przerabiac na ulicach Londynu, wiec zapamietajcie dobrze.
Wszyscy pilnie notowali.
– OK. Mamy wiec drugi umowiony punkt w miescie, ale ja nadal nie gubie opiekuna. Co mam zrobic w punkcie pierwszego odwrotu?
Zapadla cisza. Po trzydziestu sekundach milczenia Munro podjal wyklad:
– W tym punkcie nie spotykamy sie. Zgodnie z instrukcja, jaka przekazalem lacznikowi, jest to zawsze miejsce, w ktorym on moze mnie obserwowac, ale ja trzymam sie od niego z daleka. Kiedy juz wiem, ze on mnie widzi – na przyklad z jakiegos tarasu czy z kawiarni, ale zawsze z daleka – daje mu znak. To moze byc cokolwiek: drapie sie w ucho, wycieram nos, upuszczam gazete i podnosze ja. Co to oznacza dla lacznika?
– Ze kierujesz go na trzeci punkt, zgodnie z ustalonym wczesniej schematem – powiedzial gorliwy.
– Swietnie. Ale przeciez nadal jestem sledzony. Gdzie powinno sie odbyc trzecie spotkanie? W jakim miejscu?
Tym razem nikt nie podjal tematu.
– Otoz w dowolnym lokalu – w barze, klubie, restauracji i tak dalej – w ktorym, kiedy juz zamkniesz za soba drzwi, nikt nie moze cie zobaczyc z ulicy. Dlaczego wlasnie takie miejsce wybieramy na przekazanie towaru?
W tym momencie ktos zapukal do drzwi, po czym pojawila sie w nich glowa szefa programu szkolenia. Skinal na Munro, ten wstal od stolika i podszedl do drzwi. Zwierzchnik wyciagnal go na korytarz.
– Wzywaja cie – powiedzial cicho. – Mistrz chce sie z toba widziec. W jego biurze, o trzeciej. Wyjedziesz podczas przerwy obiadowej. Zajecia popoludniowe przejmie Bailey.
- Предыдущая
- 10/108
- Следующая