Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 48
- Предыдущая
- 48/75
- Следующая
Kontynuujac poszukiwania, Damien zmienil kierunek i zdecydowanym krokiem udal sie do glownego salonu. Jednak przy drzwiach do ga¬binetu zatrzymal sie. Spod ciezkich drewnianych drzwi saczylo sie swiatlo, slychac bylo ciche lkanie.
Sam nie wiedzial, czy powipien odczuc ulge, czy zlosc. Mial juz pewnosc, ze to Aleksa placze i ze to on jest tego placzu przyczyna. Odetchnal uspoko¬jony, po czym otworzyl drzwi i niemal bezglosnie wszedl do srodka. Nie uslyszala go. Siedziala na brzegu sofy zwinieta w klebek, zakrywajac sobie stopy rabkiem nocnej koszuli. Glowe oparla na splecionych ramionach, rozpuszczone dlugie kasztanowe wlosy oslanialy niemal cala, mokra od lez twarz.
Usiadl obok i delikatnie wzial ja w ramiona.
– Nie placz, ma cherie, nie ma powodow do lez.
Nie odsunela sie, jak oczekiwal, lecz przyjela jego objecia i wciaz plakala mu w ramie.
– Damien, prosze cie, pozwol mi wrocic do do¬mu.
Cofnal sie, by na nia spojrzec. Przesunal palcem po jej podbrodku i pocalowal ja delikatnie w usta.
– Gdyby byl jakikolwiek sposob, by to zrobic, cherie, mozesz byc pewna, ze zorganizowalbym to natychmiast. – To byla szczera prawda, choc nieca¬la. Aleksa bylaby bezpieczna w Anglii, zas we Francji wciaz czyhaly na nia zagrozenia. – Nieste¬ty, general Moreau chce, zebys zostala.
– Jestem Angielka. Nie tu jest moje miejsce.
– Jestes moja zona. Twoje miejsce jest przy mnie.
– Gdyby… sprawy mialy sie inaczej, byc moze zgodzilabym sie z toba. Niestety, sytuacja jest taka, jaka jest. – Poruszyla sie, podnoszac ku niemu spla¬kane oczy. – Wiesz, co czuje… wiesz, ze nie moge pogodzic sie z takim stanem rzeczy. Wiesz o tym, a jednak, gdy jestem z toba, kazesz mi zapomniec o tym, w co wierze. Zmu~zasz mnie do… do…
– Do czego Alekso? Zebys poddala sie swoim pragnieniom? Zebys uswiadomila sobie przynaj¬mniej po czesci, ze nadal cos do mnie czujesz?
– Tak! – przyznala. Czul, jak serce mu peka, gdy widzial jej oczy pelne cierpienia.
– Musisz mnie bardzo nienawidzic – rzekl cicho. Jeknela cicho.
– Nienawidze tego, co robisz.
Spogladal ponad jej glowa na otaczajace ich sciany, sciany domu pelnego wrogow, sciany, ktore mialy uszy. Chcial spytac, co czuje do mezczyzny, jakim byl wewnatrz, lecz czy ona miala kiedykolwiek szanse, aby go poznac? Czasami zauwazal, ze sam siebie nie zna do konca.
– Wiec czujesz cos do mnie, to juz wyznalas. Jak bys sie czula,.gdyby sie okazalo, ze jestem lojalnym Anglikiem? Ze nigdy nie zdradzilem ojczyzny?
Szukala wzrokiem odpowiedzi na jego twarzy.
W jej pelnych bolu oczach widniala tez niepew¬nosc, cala klebiaca sie chmura zmiennych emocji. – Gdyby naprawde tak bylo… to moze… kie¬dys… pokochalabym cie.
Zesztywnial, gdyz slowa te wbily sie wen niczym ostrze noza. Poczul i zapragnal czegos, czego nie mogl miec. Jezu Chryste, przeciez nie mogl jej te¬go powiedziec!" Byloby to zbyt niebezpieczne, taka szczerosc moglaby narazic ich oboje na smiertelne niebezpieczenstwo, a jednak…
– Jestem szpiegiem, Alekso. Od pietnastego ro¬ku zycia. Ale nie szpieguje dla Francji, tylko dla Anglii.
Wydala z siebie zduszony okrzyk. Cofnela sie, by na niego spojrzec szeroko otwartymi zielonymi oczamI.
– Nie wierze ci. Wymysliles to. To jeszcze jed¬na twoja sztuczka.
– To nie jest sztuczka.
– Bewicke przeciez by p, tym wiedzial. Ktos w Anglii przeciez musi wiedziec! – Nachylila sie, wbijajac paznokcie w jego ramiona. – Chyba nie myslisz, ze w to uwierze.
– Malo kto o tym wie. I dla ciebie ta wiedza oznacza wielkie niebezpieczenstwo. Oboje jeste¬smy obserwowani. Popelniam szalenstwo, mowiac ci o tym, ale gdy widze cie w takim stanie… – Otarl lze, ktora trzymala sie jej gestych, ciem¬nych rzes.
– Czy wiesz, jak bardzo chcialabym, zeby to byla prawda? Czy jestes w stanie to sobie wyobrazic?
– Zdaje sobie sprawe, ze masz wszelkie prze¬stanki, by watpic, ale…
– Powiedz mi, ze to prawda, Damien! Powiedz, ze to nie jest twoje kolejne klamstwo!
– To jest prawda, Alekso.
– Przysiegnij! Przysiegnij na grob swojego ojca, ze to prawda.
Spojrzal na sciany. Bylo pozno. Mial nadzieje, ze sluzba juz spi.
– Przysiegam.
Wyciagnela do niego rece, 'a on przycisnal ja do siebie. Czul, jak drzala, czul na policzku jej go¬race lzy. Objela go kurczowo za szyje, rozsypujac jedwabiste wlosy, ktore blyszczaly ogniscie na jego ramieniu.
Trzymal ja tak przez dlugie minuty, ktore od¬mierzal tykajacy zegar. Glaskal ja po plecach, po wlosach, uszczesliwiony, ze moze ja miec tak blisko. W koncu wysunela sie z jego objec.
– Jesli mowisz prawde – powiedziala, spoglada¬jac na niego z mina pelna rozpaczy – to wobec te¬go ja zdradzilam ciebie. Boze, przeze mnie straci¬les swoj dom, byles bity, wtracili cie do wiezienia. Teraz tutaj grozi ci niebezpieczenstwo…
– Ciii – uspokoil ja. – Nie powiedzialem ci tego, zeby cie denerwowac. Zrobilem to, poniewaz… – Spojrzal gdzies w bok, sam niepewny tego, jak chcial dokonczyc to zdanie. – Poniewaz nie moge zniesc, jak sie meczysz.
– Damien…
– Nie powinienem ci sie przyznac, ale zrobilem to. Teraz musisz przysiac – patrzyla na niego zdu¬miona. – Musisz przysiac, ze od tej chwili nie wspomnisz o tym ani slowem. Bedziesz sie zacho¬wywac tak, jakby te slowa nigdy nie padly. Dopil¬nuje, zebys wrocila do Anglii, gdy tylko bedzie to mozliwe, ale tymczasem musimy zachowac naj¬wieksza ostroznosc. Jesli ktokolwiek odkryje praw¬de, zadne z nas nie wroci zywe do Anglii.
Zmarszczyla czolo.
– Czy nie mozesz mi powiedziec troche wiecej? Wyjasnic, jakim sposobem…
– Nie. Juz i tak za duzo powiedzialem. Musisz mi przysiac, Alekso, ze ten temat jest zamkniety.
Zachmurzyla sie, niepewna odpowiedzi na tysia¬ce niezadanych pytan.
– Przysiegam.
Mial nadzieje, ze moze jej ufac. Niemal widzial, jak intensywnie mysli, tworzy przerozne teorie, od¬rzuca je, przekonuje sie do innych.
– Damien?
– Tak, kochanie?
– Poniewaz teraz oboje jestesmy po tej samej stronie, to moze ja moglabym w czyms pomoc.
– N a litosc boska, Alekso, za wszystkie skarby swiata nie chcialbym, abys sie w cokolwiek angazo¬wala!
Ujela w dlonie jego twarz. Miala w oczach tyle ciepla, ze poczul ucisk w sercu.
– Dobrze. Zrobie wszystko, co kazesz. Usmiechnal sie polgebkier,p…
– Jest jeszcze jeden drobiazg.
– Tak?
– Wazne, abysmy dalej odgrywali swoje role. Mozemy je stopniowo zmieniac, lecz nie mozemy wzbudzac jakichkolwiek podejrzen.
– Kiedy chce, potrafie byc bardzo dobra aktorka.
– Na to licze. – Nachylil sie i pocalowal ja, dlugo, namietnie, az znowu poczul w zylach szybsze l etno rozgrzanej pozadaniem krwi. – A tymczasem moze wrocimy na gore?
Skinela glowa, myslac o pozostalych godzinach ich wspolnej nocy. Usmiechnal sie, lecz juz teraz zaczal zalowac swojego wyznania. Nie mial w zwy¬czaju podejmowac takiego ryzyka, zwlaszcza gdy chodzilo nie tylko o jego zycie. Jednak Aleksa umiala dotrzec do jego duszy.
Mial tylko nadzieje, ze oboje nie straca przez to zycm.
- Предыдущая
- 48/75
- Следующая