Выбери любимый жанр

Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 47


Изменить размер шрифта:

47

– Wydaje sie dosc mily.

– To bogaty handlarz na skale miedzynarodowa, byly kapitan zeglugi. Nie widzialem go od dluzsze¬go czasu. Kiedys mocno krytykowal polityke cesa¬rza, ale teraz jest inaczej.

A wiec Andre nie mial pojecia o tym, co plano¬wal Jules. Zreszta ona sama rowniez nic na ten te¬mat nie wiedziala.

– Wpadlas w oko przynajmniej kilkunastu in¬nym mlodziencom. Jesli nadal chcesz tanczyc…

– Szczerze mowiac, wolalabym wrocic do domu.

– Miala zbyt wiele do przemyslenia. A szczegolnie teraz, po tym ostatnim zwrocie wydarzen…

– Byc moze twoj maz wyrazi zgode.

Zobaczyla, jak sie zbliza, elegancja i uroda prze¬wyzszajacy wszystkich innych mezczyzn. Kilka par niewiescich oczu nie spuszczalo wzroku z jego wa¬skich bioder, muskularnych nog. Aleksa poczula niemile uklucie zazdrosci.

– Jutro rano mam spotkanie z Lafonem – powie¬dzial Damien, kiedy stanal u jej boku. – Nie be¬dziesz miala nic przeciwko temu, jesli dzis wcze¬sniej wrocimy do domu?

– Bede wrecz wdzieczna. Przyjrzal sie jej.;.

– Wobec tego przyniose ci peleryne i zawolam powoz.

Wyszli po kilku minutach, przebijajac sie przez tlum. Na zewnatrz odczekali chwile, zanim podje¬chala ich kareta. Chociaz po drodze Damien pra¬wie sie nie odzywal, a do domu weszli takze w mil¬czeniu, to bacznie obserwowal kazdy jej ruch. Odczuwal wciaz takie samo pozadanie. Bylo wyczu¬walne w kazdym jego dotyku, w kazdym spojrzeniu jego niebieskich oczu. Dobrze wiedziala, co myslal – ze jest jej mezem, ze ma prawo do jej ciala, kto¬rego nie mogla mu odmowic.

Jednak wchodzac po schodach, nie powiedzial a ni slowa, podobnie gdy w korytarzu oddalila sie uo swojej sypialni. Z ulga zamknela za soba drzwi i oparla sie o nie, spostrzegajac czekajaca na nia w pokoju Marie Claire.

– Pomoge sie pani rozebrac – powiedziala czar¬nowlosa kobieta. Aleksa skinela glowa. Chociaz wciaz myslala o mezczyznie, ktorego zostawila w korytarzu, sprawnie pozbyla sie ubrania i wyjela spinki z wlosow. Marie Claire podala jej dluga nocna koszule, lecz zanim zdazyla ja naciagnac, powstrzymal ja glos od strony drzwi.

– Mozesz juz isc, Marie Claire – powiedzial la¬godnie Damien.

Aleksa kurczowo przycisnela koszule do ciala, zeby sie oslonic. W milczeniu zaczekala, az kobie¬ta opusci sypialnie. Gdyby tylko mogla ja poprosic, zeby zostala… Lecz doskonale wiedziala, wobec kogo ona jest lojalna.

– Czego chcesz? – rzucila, gdy zamknely sie drzwi.

Wodzil po niej ognistym wzrokiem.

– Dobrze wiesz, czego chce. – Ruszyl od drzwi, a rozchylajace sie poly jedwabnego szlafroka od¬slanialy jego umiesnione nogi. Kiedy byl o krok przed nia, pociagnal za pasek i szlafrok zupelnie sie rozchylil. Kiedy Damien zatrzymal sie, jedwab zeslizgnal mu sie z ramion i wtedy zobaczyla, ze pod szlafrokiem jest zupelnie nagi.

Boze, czy ziemia kiedykolwiek nosila piekniejsze¬go mezczyzne? Miala przed oczami jego dlugie, smukle konczyny i muskularny tors.

– Jestem twoim mezem, Alekso – zaczal cicho, podchodzac blizej, lecz ona odwrocila sie.

– Nie, prosze cie. – Odslaniajac przed nim plecy i biodra, zrobila duzy krok w strone lozka otoczo¬nego czterema kolumienkami, przytrzymujac sie jednej z nich, by nie stracic rownowagi. Poczula na skorze jego cieplo i delikatny pocalunek na szyi.

– Potrzebuje cie, Alekso. – Wodzil ustami po jej ramionach, przyciskajac swoje uda do jej nog, kro¬czem obejmujac jej posladki.

– Nie moge – wyszeptala, lecz ogien zdazyl juz ogarnac jej cialo. Rozpostarl dlonie na jej brzu¬chu, powiodl po zebrach, by zatrzymac je na na¬brzmialych piersiach.

– Mozesz – powiedzial, drazniac palcami sutek, ktory natychmiast stwardnial i urosl. Przywarl plas¬kim brzuchem do jej posladkow i pochyliwszy sie, zaczal wodzic jezykiem wzdluz jej kregoslupa. Wsunal dlon w wilgotne miejsce miedzy nogami Aleksy. Piescil ja, doprowadzajac do drzenia, do szumu rozedrganej krwi w jej uszach. Poczula suchosc w ustach, wiotkosc konczyn, pustke w zo¬ladku. Fala goraca splynela na jej wyczekujace ko¬lejnych doznan cialo.

– Rozsun nogi, ma chirie. – W sunal w nia palec, gdy bez zastanowienia wykonala polecenie, chwy¬tajac ze wszystkich sil kolumienke przy lozku. Od¬rzucila glowe do tylu, az wlosy opadly ponizej linii bioder.

Fallus Damiena ocieral sie o jego brzuch, czula go na swoich posladkach, co jeszcze bardziej ja podnie¬cilo. Krew krazyla ze zdwojona szybkoscia niczym roztopiona lawa, niosac zar do kazdej czastki jej cia¬la. Rozchylil platki miedzy jej udami i po chwili wszedl w nia jednym zdecydowanym pchnieciem.

– Pragne cie – szepnal w taki sposob, ze mimo wszystko uwierzyla mu.

Delikatnie odwrocil jej glowe i pocalowal dziko w usta, caly czas trzymajac dlonie na jej piersiach, ugniatajac je, masujac, pobudzajac, jeszcze bar¬dziej wzmagajac pozadanie. Chwycil ja za biodra i przytrzymal nieruchomo, podczas gdy sam wcho¬dzil w nia gleboko, wiodac do granicy, poza ktora tracila wszelki rozsadek.

– Powiedz to – wyszeptal. – Powiedz, ze mnie pragmesz.

Usilowala z tym walczyc, przygryzc drzaca war¬ge, jeszcze mocniej zlapala kolumienke. Damien wycofal sie z niej niemalze do konca, by po chwili znowu wniknac w jej wnetrze.

– Powiedz to! – rozkazal. Trzymal ja za biodra i bez litosci wdzieral sie do srodka.

– Pragne cie, Damien! Pragne az do bolu.

– Chryste… – az jeknal. Poruszal sie coraz szybciej i coraz mocniej, pracujac zawziecie biodrami. Mial gorace dlonie, wilgotne, glodne usta.

– Damien! – krzyknela, dochodzac do kulmina¬cji i nagle wstrzasnela nia potezna eksplozja zaru, po ktorej nastapila kolejna i jeszcze jedna.

Nawet nie zauwazyla, kiedy zalal ja swoim nasie¬niem, nie poczula, jak ugiely sie pod nia kola¬na, i nie wiedziala, ze to on ja podtrzymal, by nie upadla. Trzesla sie od przenikajacych ja na wskros emocji i nagle ogarnal ja strach. Po chwili poczula na twarzy jego delikatne pocalunki, a gdy opiekun¬czo otoczyl ja ramionami, uslyszala jego uspokaja¬jacy szept.

– Wszystko dobrze, cherie. Nie musisz sie bac. Lecz ona wiedziala, ze jest mnostwo powodow, by sie obawiala, a ta mysl uderzyla ja nagle z ogromna sila. Wyprostowala sie i odsunela, by po chwili stanac z nim twarza w twarz jak z naj¬wiekszym wrogiem.

– Nie powinienes byl tu przychodzic.

– Aleksa…

– Przestan. Nic juz nie mow. – Widzac tak bolesna mine zony, podniosl dluga biala koszule nocna i podal jej bez slowa. Zlapala ja trzesacymi sie re¬kami i szybko nalozyla, caly czas cofajac sie malymi krokami..

– Chce, zebys sobie poszedl – powiedziala wysokim i dziwnie szarpanym glosem.

Pokrecil glowa.

– Nie chce cie zostawiac. Nie w taki sposob.

– Prosze cie.

Lecz jego mina byla nieprzejednana. Natych¬miast znalazl sie przy niej, wzial ja w ramiona i za¬niosl na szerokie, miekkie lozko.

– Zostane tylko chwile. – Odsunawszy posciel, polozyl ja delikatnie, poprawil poduszke, po czym sam ulozyl sie tuz obok. – Dopoki nie zasniesz.

To byla dziwna propozycja, a jednak przyniosla jej pewne ukojenie. Okryl ich ioboje kocem, przy¬tulil sie do niej i objal czule ramionami. Na pewno znowu zechce sie kochac, pomyslala. Napiela cia¬lo, oczekujac, ze lada chwila przystapi do dziala¬nia. Lecz on glaskal ja delikatnie palcami po wlo¬sach, calowal w skron.

W koncu odprezyla sie. Wciaz miotaly nia nie¬spokojne emocje, lecz po pewnym czasie zapadla w sen.

* * *

Damiena zbudzil dzwiek glosno tykajacego ze¬gara. Przez chwile skupial mysli, zeby zorientowac sie, gdzie jest, gdzie podzial sie niebieski balda¬chim znad lozka. Przypomnial sobie, ze zasnal w swoim wlasnym lozku… z kobieta, ktora byla je¬go zona. Napial miesnie na mysl o ich namietnym, dzikim zblizeniu, o tym, jak niesamowicie zareago¬wala. Wyciagnal reke, zeby znowu ja posiasc, ogar¬niety kolejna fala zadzy, i… nie odnalazl jej obok siebie.,

Usiadl. Nie bylo jej w pokoju, zas z sasiedniej sypialni rowniez nie dobiegaly zadne dzwieki. W ko¬minku plonal maly ogien, rzucajac zlowieszcze cie¬nie na sciany, w kacie cicho chrobotala jakas mysz¬ka. Zeskoczyl na podloge, nalozyl swoj czarny, je¬dwabny szlafrok i wyszedl na korytarz. Moze byla glodna i zeszla na dol do kuchni, zeby znalezc cos do jedzenia?

Wmowil sobie, ze tak wlasnie jest, i usmiechnal sie na mysl o tym, co moglo tak pobudzic jej ape¬tyt. Jednak powoli pojawiala sie niepewnosc. Moc¬no wstrzasnelo nia to, co zaszlo miedzy nimi. Czyz¬by zdenerwowala sie tak bardzo, zeby zrobic cos glupiego? Ajesli uciekla? Ajesli sprobowala prze¬dostac sie do Anglii na wlasna reke?

N a sama mysl poczul nieprzyjemny skurcz. Nie powinien byl jej nachodzic, jednak pragnal jej tak bardzo, jak nigdy nie pragnal zadnej innej kobiety, a poza tym wiedzial, ze i ona go pragnie.

Wiedzial, ze jej sumienie sie zbuntuje. Wtedy to nie mialo znaczenia. Niech diabli wezma jej su¬mienie! – tak wtedy pomyslal.

A teraz…

Coraz bardziej sie niepokoil. Zszedl po scho¬da‹;h, udal sie do tylnej czesci domu, gdyz z kuch¬ni nie widzial nawet smuzki swiatla. Raz po raz po¬wtarzal sobie w myslach, ze powinien byl zostawic ja w spokoju. Jednak pozadanie bylo tak silne, ze nie mogl sie powstrzymac, za co zloscil sie teraz sam na siebie.

A moze chodzilo o rozczarowanie? Zal, ze uczu¬cie do niego nie bylo na tyle silne, aby zignorowa¬la lojalnosc wobec ojczyzny, aby przyjela go takie¬go, jaki jest.

Rozczarowanie, ze nie mogla mu zaufac.

Kogo on oszukiwal? Nie mial prawa do jej za¬ufania, bo uczynil wszystko, zeby to zaufanie pod¬wazyc. Nie robil tego celowo, przynajmniej nie po slubie, ale i tak fakt pozostawal faktem. Wtedy wiedzial, ze taki moze byc skutek, ale modlil sie, by do niego nie doszlo. Teraz pragnal jej zaufania jak nigdy, az ta potrzeba dotkliwie wgryzala mu sie w dusze.

47
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Kat Martin - Diabelska wygrana Diabelska wygrana
Мир литературы