Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 24
- Предыдущая
- 24/75
- Следующая
– Wiem, ze masz racje – powiedzial w koncu.
– Ale ona jest taka mala.
– Mlodsze siostrzyczki zawsze. pozostaja male dla swoich starszych braci. Uwolnij ja spod swych skrzydel, Rayne. Niech sama pokieruje wlasnym zyclem.
Wygladzil kosmyk jej dlugich, czarnych wlo¬sow.
– Jak zwykle masz racje. Co ja bym bez ciebie zrobil?
W odpowiedzi pocalowala go. Poczula, jak jego cialo reaguje, poczula na piersi ciepla dlon. Usmiechnela sie do siebie i podniecona pociagne¬la go do wielkiego loza otoczonego czterema kolu¬mienkami. Przelotnie pomyslala, co spakuje na wy¬jazd na Jamajke.
Damien zatrzymal sie przed drzwiami do salonu nazywanego po prostu Skrzydla, znajdujacego sie tuz obok jadalni. Byl urzadzony w miekkich, paste¬lowych barwach. Dzieki temu, ze byl ogromny, da¬wal przebywajacym w nim kobietom mozliwosc za¬chowania odpowiednio duzego dystansu. Wyko¬rzystaly to, co Damien zauwazyl natychmiast, gdy tam wszedl: Aleksa stala przy kominku z jednej strony sali, zas matka z siostra przy drugim, w przeciwnym koncu pomieszczenia.
– Witam panie – powiedzial uprzejmie, celowo przechodzac na srodek salonu, aby sie zblizyly. By¬la to ostatnia proba pojednania. – Czy napijecie sie czegos przed kolacja?
– Ja poprosze ratafie – powiedziala matka – oczywiscie jesli masz. – Odwrocila sie w jego strone, a wtedy plomienie zalsnily w jej obsypa¬nych srebrem wlosach. Wciaz byla uderzajaco piekna, poruszala sie z eleganckim wdziekiem, ja¬ki nigdy nie bedzie dany jej corce. Damien pomyslal z ciekawoscia, ktory z jej znacznie mlodszych ko.chankow ostatnio dzielil z nia loze.
– Jestem pewna, ze Melissa podzieli moj wybor
– dokonczyla.
Zreszta, to nie byla jego sprawa. Ona zas byla niezwykle dyskretna. Zmarly lord Townsend nic nie wiedzial o jej licznych romansach, podobnie jak, wedlug opinii Damiena, jego wciaz jeszcze na¬iwna mlodsza siostra.
– Dla mnie sherry – rzekla Melissa, zaskakujac go tym przejawem niezaleznosci. Stojaca po dru¬giej stronie sali Aleksa potwierdzila ruchem glowy, ze prosi o to samo.
Tego wieczoru jego zona miala na sobie prosta, podniesiona w talii suknie ze srebrzystoszarego je¬dwabiu, o umiarkowanym wykonczeniu pod szyja, z waska spodnica i krotkimi bufiastymi rekawami. Wygladala tak, jakby uzbroila sie do walki, jednak suknia nawet w najmniejszym stopniu nie umniej¬szyla przyplywu podniecenia, jaki poczul na widok zony. Jednak bedzie potrzebowala tej zbroi na to, co zaplanowal.
Nalal trunki, lecz nie zaniosl ich, zmuszajac ko¬biety, by dolaczyly do niego przy malym rzezbio¬nym stoliku, ktory stal niemal posrodku wysoko wysklepionego salonu. Lampy…na wielorybi tluszcz i wylozone lustrami sciany lagodzily surowe linie ciezkich debowych mebli.
– Skoro wszyscy mieli czas, zeby sobie przemy¬slec zaistniala sytuacje – zaczal ostroznie – zanim pojdziemy na kolacje, chcialbym podjac ostatnia probe dojscia do jakiegos porozumienia. – Damie¬nowi wlasciwie bylo wszystko jedno, czy jeszcze kiedykolwiek w zyciu zobaczy swoja rodzine, moze z wyjatkiem siostry. Robil to dla Aleksy, bo czul, ze sprawa smierci jego brata oraz przebaczenia ze strony rodziny mialy dla niej olbrzymie znaczenie. – Jesli po to nas tu zebrales, mozesz sobie dac spokoj – uciela matka.
Damien zignorowal ja.
– Wiem, ze to nieprzyjemny temat. Nasza niechec do rozmowy o smierci Petera wydaje sie jedyna rze¬cza, ktora nas laczy. Mimo wszystko sadze, ze aku¬rat w tym momencie powinnismy pomowic o tym, co sie stalo. – Odwrocil sie do zony w nadziei, ze swoim spojrzeniem doda jej otuchy. – Alekso, chce, zebys powiedziala mojej matce, co czulas, kiedy sie dowiedzialas, ze Peter sie zastrzelil.
Zaskoczona uniosla glowe.
– Milordzie, prosze… – wykrztusila z trudem.
– Nie wiem, czemu mialoby to sluzyc.
– Tylko ten jeden raz, Alekso. Daje ci moje slowo, ze juz nigdy wiecej nie bedziesz musiala o tym mowic.
Jej dlon zadrzala, kilka kropli sherry z jej kielisz¬ka rozlalo sie. Postawila go na malym stoliku.
– Powiedz, Alekso – nalegal. – Chce, zebys po¬wiedziala nam dokladnie to, co czulas.
Spogladala na czubki swoich lsniacych czarnych pantofelkow. Przez chwile myslal, ze Aleksa nie zdecyduje sie na odpowiedz.
– Czulam sie jak morderczyni – wyrzucila z sie¬bie przez scisniete gardlo. Byla opanowana, cho¬ciaz wypowiadala te slowa wyzszym tonem niz zwykle. W jej oczach malowalo sie cierpienie. Da¬mien poczul bol na mysl, ze sam doprowadzil ja do tego stanu.
– Czula sie jak morderczyni – wtracila matka – bo nia byla. Wyjechala do Marden, zeby uciec od tego, co zrobila.
– To nieprawda! – Aleksa odwrocila sie, zeby stanac z nia twarza w twarz. – Przeprowadzilismy sie do Marden, zanim jeszcze Peter zginal. Byly za¬machy na zycie mojego brata. Wszyscy uznalismy, ze tam bedzie dla niego bezpieczniej. – Spojrzala na Melisse. – Wiedzialas o tym, Melly, przeciez nie moglas zapomniec.
– Pamietam – odparla siostra Damiena, starajac sie panowac nad soba. – Pamietam, jak umieral z rozpaczy. Juz wtedy poprosil cie o reke, ale go odrzucilas. Pamietam tez, co bylo w liscie, ktory napisal w dniu swojej smierci. Skopiowalam go i wyslalam do cieb~e. Moze to pamietasz.
Aleksa pobladla. Pamietala ten list, kazde roz¬dzierajace serce slowo.
Moja najdrozsza Aleksol
Rozpoczne ten list od tego, ze bardzo Cie ko¬cham. Przez ostatnie dwa lata myslalem tylko o Tobie, tylko o Tobie marzylem. Poprosilem Cie o reke, ale odmowilas. Nie mam Ci tego za zle. Co Ci po pozbawionym majatku drugim synu? Mimo wszystko bylem zdruzgotany. My¬slalem, ze przeciez czlowiek nie moze umrzec z rozpaczy, a jednak mialem zupelnie zlamane serce.
Myslalem, ze w koncu znalazlem pocieche, lecz nawet to zmienilo sie w zal. Zrobilem rze¬czy, ktorych strasznie zaluje, a teraz moja roz¬pacz jest juz nie do wytrzymania. Prosze Cie je¬dynie o wybaczenie za to, co zamierzam uczy¬nic. Zawsze bede Cie kochal.
Peter
– Ja… nie rozumialam, co on czul – wyjakala Aleksa, usilujac powstrzymac lzy. – Pan Tyler mo¬wil, ze Peter uwielbial wszystkie dziewczeta. Znal Petera lepiej niz ktokolwiek. On…
– Graham Tyler to glupiec – powiedziala lady Townsend. – Co on mogl wiedziec o kobietach? Wolal spedzac czas wsrod swoich stechlych ksia¬zek niz z kobieta w lozku. – Wykrzywila usta w cierpkim usmiechu. – Pan Tyler juz dla nas nie pracuje. A co do ciebie, ty mala dziwko…
– Dosc tego! – rzucil ostro Damien. – Ani slowa wiecej! – Troche zbyt energiczni~ odstawil kieli¬szek z brandy i jego trzask rozlegl sie w salonie jak wystrzal. – Przepraszam cie, Alekso. Okazuje sie, ze to wspolne spotkanie bylo bledem. A jesli cho¬dzi o scislosc, bledem jest twoj, matko, -pobyt w moim domu. Powinienem byl go naprawic, gdy tylko tu przybylas. – Przybral cyniczna mine. – Po¬niewaz zadne z nas nie ma ochoty na kolejnych kil¬ka godzin tej tortury, kaze zaniesc wam kolacje do pokojow. Gdy ty i Melissa skonczycie posilek – zwrocil sie do matki – proponuje, zebyscie spa¬kowaly swoje rzeczy. Oczekuje, ze rano opuscicie moj dom.
– Wyrzucasz nas? – syknela z niedowierzaniem matka.
– Mozesz to nazwac, jak tylko chcesz. Ale nie chce was tu widziec.
Lady Townsend az zakipiala ze zlosci i oburze¬ma.
– Nie powinnam sie dziwic. Juz jako chlopiec by¬tes arogancki i niegrzeczny. Tylko Peter dostrzegal w tobie jakies dobro. Zawsze cie bronil, a teraz, prosze, jak mu sie zrewanzowales! Splugawiles je¬go pamiec, zeniac sie z ladacznica, ktora doprowadzila do jego smierci. Nic dobrego z ciebie nie by¬lo i nigdy nie bedzie, Lee.
Ruszyla gwaltownie do drzwi, az faldy jej sliwko¬wej jedwabnej sukni zaszelescily wokol jej stop.
– Chodz, Melisso. Jeszcze chwila w towarzystwie twojego brata, a dostane nudnosci.
Melissa zawahala sie, rzucajac Damienowi dziw¬nie wspolczujace spojrzenie, lecz po chwili wyszla za matka z salonu.
Aleksa odwrocila sie do meza, lecz ten podszedl juz do kominka, gdzie oparty ramieniem o jego gzyms stal dluzsza chwile z opuszczona glowa, w pelnym cierpienia milczeniu patrzac w ogien.
– Damien?
Wyprostowal sie, lecz nie spojrzal w jej strone.
– Tak jak powiedzialem, kaze zaniesc ci kolacje do pokoju.
– Ale…
– Dobranoc, Alekso.
Z podniesiona glowa odwrocila sie i wyszla.
Nie widziala Damiena przez cala noc ani tez ra¬no, gdy jego matka i siostra opuszczaly zamek, by wrocic do Waitley. Dom byl ~pusty, lecz kolejne dwa dni minely im w zupelnym milczeniu. Dopie¬ro po kolacji nastepnego dnia Aleksa odczula, jak ponownie ogarnia ja determinacja.
Moze wlasnie dlatego stala przy oknie swojej sy¬pialni, wpatrujac sie w zapadajace ciemnosci, szu¬kajac gdzies w oddali wysokiej postaci hrabiego i zastanawiajac sie, czy tego wieczoru odbywa we¬drowke po wznoszacych sie nad brzegiem klifach. Nie bylo go w domu przez caly dzien. Montague powiedzial, ze hrabia udal sie do Falon-by-the¬-Sea, malej wioski rybackiej, ktorej nadano nazwe od pobliskiego zamku. Po powrocie zamknal sie przed wszystkimi w gabinecie.
Aleksa widziala Damiena tylko raz, gdy minela go w korytarzu, spieszac do swojego pokoju na go¬rze. Bezwiednie wyciagnal do niej reke, ich dlonie dotknely sie, pozostaly przez chwile w delikatnym uscisku. Zauwazyla pragnienie w jego oczach, te¬sknote, ktora bardzo staral sie ukryc.
Wiedziala, ze walczyl sam ze soba. Matka kaz¬dym swoim gorzkim slowem podsycila w nim po¬czucie winy, a on z kazdym dniem coraz bardziej sie oddalal. Uciekal przed nia, stawal sie na po¬wrot zimnym, bezdusznym czlowiekiem, jakim byl tamtej nocy w zajezdzie, wciaz powiekszajac dzie¬lacy ich dystans.
Tego wieczoru zamierzala odnalezc go, chociaz wyraznie dal do zrozumienia, ze nie bedzie mile widziana. Dzis postanowila, ze pozna jego mysli. Wezwie swojego ciemnego aniola, ajesli to w jakis sposob ociepli ich ozieble stosunki, zaprosi go do swojego loza.
- Предыдущая
- 24/75
- Следующая