Skandalistka - Cornick Nicola - Страница 31
- Предыдущая
- 31/49
- Следующая
– Czy nie bylam pijana? Czy w koncu nie stracilam wszystkich pieniedzy? – Juliana ze zloscia zbierala okruchy ciastka ze spodnicy. W Amy bylo cos wyjatkowo irytujacego. Zawsze byla taka dobra. I nie pomagalo, ze miala racje. Juliana rzeczywiscie od paru tygodni czula sie bardzo nieszczesliwa i ten stan sie poglebial.
W ciagu ostatnich dwoch tygodni kilka razy widziala sie z siostrami Davencourt, choc nie bylo to zamierzone. Spotkaly sie na Bond Street, gdzie Gara wpadla na nia z okrzykami radosci, a Kitty poprosila, troche spokojniej, o rade w doborze szala, ktory pasowalby do sukni. Zamienily pare slow na rozmaitych balach i w teatrze i gawedzily podczas wieczoru muzycznego. Brandon wyznal, ze jeszcze nie opowiedzial Martinowi o swoim romansie. Clara wciaz uparcie uganiala sie za ksieciem Fleet, ale przynajmniej Kitty zdobyla adoratora zaslugujacego na szacunek. Co do Martina, nie mogla liczyc na nic, pomimo szczegolnego powinowactwa, ktore zdawalo sie wiazac ich ze soba. Potrzebowala calej sily woli, zeby zostawic go na tarasie podczas wieczoru muzycznego, wiedziala jednak, ze nic innego nie wchodzi w gre.
Na powrot odwrocila sie do Amy.
– Zdawalo mi sie, ze ty i Joss wybieracie sie na wies – burknela z irytacja. – Dlaczego jeszcze tu jestescie?
– Jossa zatrzymaly interesy. Jesli chcesz powiedziec mi, o co chodzi, Juliano…
– Nie, dziekuje ci! Amy wstala.
– Czasami sie zastanawiam, czemu zawracam sobie glowe odwiedzinami u ciebie. Najwyrazniej trace czas.
Juliana poczula, ze cos sciska ja w gardle.
– Tak, to prawda. Prosze, nie trudz sie wiecej.
Bratowa popatrzyla Julianie prosto w oczy. Odstawila nietknieta filizanke i wstala.
– W porzadku. Nie bede. Zegnaj.
W tym momencie Juliana zaskoczyla zarowno siebie, jak i swego goscia, bo wybuchnela placzem. Byla rozdrazniona i zaklopotana.
– Do diabla! Przydarza mi sie to po raz drugi w tym miesiacu. Nie mam pojecia, co we mnie wstapilo. – Uniosla glowe i zobaczyla, ze Amy sie jej przyglada. – Co ci sie u licha, stalo?
– Nie wiedzialam, ze potrafisz plakac. Juliana przeszyla ja gniewnym wzrokiem.
– No, oczywiscie, ze potrafie! Wszyscy to potrafia! Amy usmiechnela sie.
– Tak, ale ja myslalam, ze tym masz jakas fizyczna niedomoge, ktora ci to uniemozliwia. Zawsze robisz wrazenie takiej opanowanej.
Juliana poczula, ze w odpowiedzi usta rozciagaja jej sie w usmiechu. Natychmiast przestala plakac. Pociagnela nosem.
– Pewnie nie masz chusteczki, Amy. Ja nigdy nie nosze chusteczek, bo na ogol ich nie potrzebuje.
Amy bez slowa podala jej chusteczke. W tym momencie Juliana poczula do bratowej sympatie. Nie znioslaby falszywego wspolczucia czy bzdurnych komentarzy. Amy na szczescie milczala.
Juliana otarla oczy, popatrzyla na chusteczke i oddalaja wlascicielce. Amy z wymowna mina wcisnela ja do torebki.
– W takim razie juz ide – odezwala sie.
– Nie – powiedziala nagle Juliana. Spojrzala na bratowa, starajac sie nie robic blagalnej miny. – Zostan, prosze, i napij sie ze mna herbaty.
– Dobrze. – Amy usiadla na powrot. Zapadlo milczenie.
– A wiec – przerwala je Amy – o co w tym wszystkim chodzi?
Juliana zawahala sie.
– Obawiam sie, ze sie zakochalam – wyrzucila z siebie. A jesli, pomyslala z wsciekloscia, powiesz, ze ci przykro, Amy, pozaluje tego epizodu i rzuce w ciebie filizanka.
– Rozumiem.
– Pewnie myslalas – mruknela Juliana ostro – ze do czegos takiego rowniez nie jestem zdolna?
– Alez nie. – Amy powoli saczyla herbate. – W kim sie zakochalas?
– Coz… – Juliana unikala jej wzroku. – W calej rodzinie Davencourtow, tak mi sie wydaje.
Amy zakrztusila sie. Odstawila filizanke i wbila w Juliane spojrzenie brazowych oczu.
– Dobry Boze, Juliano! W calej rodzinie? Jak to sie stalo?
Juliana wziela gleboki oddech. Opowiedziala Amy wszystko: o grze Kitty i jej niecheci do miasta oraz o sennosci Clary i jej sklonnosci do nieodpowiednich mezczyzn, a takze o sekretnym romansie Brandona. Bratowa kiwala glowa i zadala jedno czy dwa pytania, ale glownie milczala.
– A wtedy Martin Davencourt dal mi niedwuznacznie do zrozumienia, ze nie jestem odpowiednim towarzystwem dla je go siostr – zakonczyla Juliana i napotkala wzrok Amy. – Uswiadomilam sobie, ze skrycie zywilam nadzieje, iz bedzie mi wolno sie z nimi widywac, a pan Davencourt nagle pozbawil mnie zludzen. – Pokrecila glowa – Nie wiem, jak moglam do tego do puscic, w dodatku tak szybko.
– Zakochalas sie w idei rodziny – orzekla Amy. – Tak jak powiedzialas. Takie rzeczy nie dzieja sie wedlug planu.
– A teraz robi mi sie niedobrze – naprawde – na sama mysl o tym, ze nigdy ich nie zobacze. Nie moge uwierzyc we wlasna glupote! – Juliana zerwala sie na rowne nogi i zaczela krazyc po pokoju. – Nigdy nie zachowuje sie w ten sposob!
Bratowa usiadla wygodniej.
– Domyslam sie, ze to dla ciebie szok.
– I to jaki! Nie podoba mi sie to. Jak myslisz, czy jest na to jakies lekarstwo?
Amy pokrecila glowa.
– Nie potrafie odpowiedziec, Juliano. Nie jestem nawet pewna, czy znam odpowiedz.
– Czy to czas? A moze jakies inne zainteresowanie? – Juliana wyrzucila rece do gory. Teraz kiedy zaczela sie zwierzac, nie potrafila przestac. Dotad nie miala powierniczki, bo nie czula sie wystarczajaco swobodnie, by rozmawiac szczerze z Emma Wren, ale teraz bylo jej z tym zadziwiajaco dobrze. Amy bardzo latwo bylo sie zwierzac. – Myslalam, ze moze zabiore sie za robotki reczne – dodala.
Amy powstrzymala smiech.
– Naprawde wierzysz, ze bylabys w stanie wzbudzic w sobie taka sama namietnosc do haftu jak do Davencourtow?
Juliana westchnela. Wiedziala, ze bratowa ma racje. Nienawidzila haftu nawet jako dziecko.
– Moze wiec powinnam kupic sobie psa? Podobno sa bardzo oddane i wierne.
– To jakas mysl. – Amy popatrzyla badawczo na szwagierke. – A co z Emma Wren, Jasperem Collingiem i wszystkimi twoimi starymi przyjaciolmi? Nie mogliby cie pocieszyc?
– Nie chce, zeby to robili. – Juliana westchnela. – To brzmi tak, jakbym byla wyjatkowo niewdzieczna, a nawet nielojalna, ale nie jestem pewna, czy kiedykolwiek bede miala ochote na ich towarzystwo.
– Dlaczego nie, na Boga! Zapadla cisza.
– Nie naleza do ludzi, ktorych podziwiam – powiedziala Juliana powoli. – Och, byl taki moment, nie tak dawno temu, kiedy uwazalam ich towarzystwo za zabawne. W jakims sensie dalej tak uwazam. Ale to wygladalo tak, jakbysmy sie wzajemnie zabawiali dla zabicia czasu, bo nie mielismy nic lepszego do zrobienia. Teraz… nie wiem… jakos mi to nie wystarcza.
Amy skinela glowa.
– Potrzeba ci celu w zyciu i myslalas, ze znalazlas go w rodzinie Davencourtow.
– Tak przypuszczam. – Juliana usmiechnela sie do niej blado. – To brzmi dosc melancholijnie, prawda?
– Niezupelnie. Sadze, ze mozesz znalezc jakis inny cel, ktory wypelni ci zycie. Kominiarczycy, sierocince albo biedacy na wsi.
Juliana skrzywila sie. Nie bylo to zbyt zachecajace.
– Wielkie dzieki. Jestem pewna, ze nigdy nie udaloby mi sie byc az tak dobra! To mnie przerasta.
– Coz, moze znajdziemy cel stosowniejszy dla ciebie. Bede musiala sie nad tym zastanowic. – Amy podala jej filizanke z niema prosba o napelnienie i poczestowala sie kawalkiem ciasta. – Mowilas o rodzinie Davencourtow – podjela powoli, z namyslem – a co z samym panem Davencourtem?
Juliana odwrocila glowe i udala, ze sprawdza ile jeszcze herbaty zostalo w dzbanku. Teraz, kiedy zwierzyla sie Amy, zaczynala tego zalowac. Bratowa byla zadziwiajaco bystra.
– Jak to?
– Jego tez lubisz? Juliana zmarszczyla brwi.
– Zdecydowanie nie. Pan Davencourt jest nieuprzejmy i krytyczny. Poza tym ma poslubic ten kurzy mozdzek, nasza kuzynke Serene Alcott.
Amy skinela glowa.
– Slyszalam o tym. Glupio robi. Serena jest nudziara.
– Jedno warte drugiego. – Juliana zacisnela dlonie. Mysl o Martinie zeniacym sie z Serena sprawila jej bol. – Prawde mowiac, Amy, troche sie w nim zadurzylam. Mimo tych wszystkich problemow z bracmi i siostrami bardzo sie o nich troszczy, a ja chcialabym…
– Tak?
– Mysle, ze chcialabym, zeby ktos troszczyl sie tak o mnie. Chce, zeby ktos kochal mnie tak, jak Joss kocha ciebie. Czy to bardzo sentymentalne?
– Nie bardzo. Prawde mowiac, powiedzialabym, ze calkiem rozsadne.
– W kazdym razie jestem pewna, ze wkrotce mi to przejdzie. Wydaje mi sie, ze to zadurzenie przypomina troche moj podziw dla pana Taupin, mojego nauczyciela tanca. Uwazalam go za niezwykle wytwornego i bylam oczarowana jego wdziekiem.
Amy uniosla brwi.
– Tyle ze wowczas moglas miec najwyzej czternascie lat. Juliana westchnela.
– Zasada jest ta sama. Myslalam, ze go podziwiam, ale tak naprawde byl to klasyczny przypadek zadurzenia podlotka.
– I myslisz, ze do Martina Davencourta czujesz wlasnie cos takiego? Zadurzenie podlotka?
– Coz…
– Pocalowal cie?
Juliana doznala szoku. Jej bratowa nie byla ani w polowie tak sztywna, na jaka wygladala.
– Amy! Co to za pytanie?
– No, zrobil to? Z pewnoscia pamietasz, jak sie czulas, jesli to zrobil.
Juliana przygryzla warge.
– Zrobil to. Naturalnie nie powinien, skoro ma sie zenic z Serena. To nie bylo z jego strony dzentelmenskie. Mezczyzni sa bolesnie rozczarowujacy, prawda?
– Czesto, ale nie zawsze. Nie zmieniaj tematu, Juliano. – Amy byla powazna. – Czy pocalunki Martina Davencourta rozczarowaly cie?
Juliana zmarszczyla czolo i usmiechnela sie jednoczesnie.
– Niezupelnie.
– Jak bylo?
Juliana zawahala sie. Jej usmiech stal sie szerszy.
– Och… cieplo, slodko, podniecajaco i bardzo, bardzo namietnie. – Pochwycila wzrok Amy. – Dlaczego tak na mnie patrzysz?
Amy rozesmiala sie.
– Jestes w nim zakochana.
– Nie, to niemozliwe. Wykluczone.
– Milosc czesto taka wlasnie jest – zauwazyla Amy z blyskiem w oku i westchnela. – Taki prawy mezczyzna moze byc wyjatkowo atrakcyjny, nie sadzisz?
- Предыдущая
- 31/49
- Следующая