Выбери любимый жанр

Sanety - Шекспир Уильям - Страница 6


Изменить размер шрифта:

6

48

Jak pilna ja, vychodziačy ŭ darohu,

Paabmykaŭ drabnicy ŭsie svaje,

Kab zachavać ad złosnika lichoha

I skarystać pasla da adnaje.

Ciabie ž, moj skarb najdaražejšy samy,

Što za usie bahacci mnie milej,

Maja ty radasć i žurba taksama,

Ukrasci moža pieršy lichadziej.

Ni ŭ jakich schovach nie zamknuŭ ciabie ja,

Aproč taho, ŭ jakim ciabie niama.

Schoŭ — serca ščyraje, kudy z nadziejaj

Pryjsci i vyjsci možaš ty sama.

Ale, bajusia, byŭšy navat praŭdaj,

Taboj spakušany ciabie ukraŭ by.

49

U časie tym, — kab lepš jon nie pryjšoŭ! —

Kali asudziš ty maje zahany

I, spaniavierany ŭ svaju luboŭ,

Mianie pazbaviš žadnaje pašany;

Kali minieš, niby čužy, mianie,

Ledź kinuŭšy svaim pahladam svietłym,

I sled kachannia bolš nie milhanie

Ŭ tvaim abliččy zimnym, choć i vietłym, —

Niachaj mnie horna budzie adnamu

Ŭ sviadomasci, što ja ciabie nie varty.

Suproć siabie ruku ja padnimu

Za praŭdu tuju, što taboju ŭzniata.

Kali ja prava na kachannie straciŭ,

Pavinien z tym pazbycca ŭsich bahacciaŭ.

50

Jak ciažka padarožničać, kali

Nie daklaruje radasci mnie heta.

I kolki b tak ja ni prajechaŭ mil, —

Mianie ad ščascia addalaje meta.

Moj koń, stamiŭšysia majoj biadoj,

Idzie pavolna, ledźvie sunie nohi,

Nibyta čuje, što pierada mnoj

Niama ničoha, aprača tryvohi.

Na špory navat nie zvažaje jon,

A časam tolki uzdychnie ad hora.

Mnie bolš baluča słuchać konski stohn,

Čymsia jamu prymać udary šporaŭ.

Dalej jašče ciažej ad horkich dum:

Pakinuŭ radasć, a šukaju sum.

51

Prabačyŭ ja markotnaha kania.

Kaniu pavolnasć daravaŭ jaho.

Bo sapraŭdy navošta mnie hannia,

Kali ad druha jedu ja svajho?

Ale jaki pačuje jon dakor,

Kali viartacca budzie tak u dvor?!

Choć zasiadłanym byŭ by sam vichor,

I toj paznaŭ by smak stalovych špor!

Najlepšy koń žadanniu nie raŭnia.

Jano z lubovi vytkana samoj.

Lacić žadannie z lohkasciu ahnia

I skaža klačy pamaŭzlivaj toj:

— Nie možaš ty, kab i chacieŭ, chutčej,

A ja — na kryłli palatu dalej!

52

Jak bahatyr z klučom svaim cudoŭnym,

Ja choć kali mahu dastać svoj skarb.

Ale ŭ kachanni skvapnasć ryzykoŭna,

Bo asałodu prytupić mahła b.

Nie kožny dzień u nas byvaje sviata,

Tamu jano i doraha dla nas.

Miž samacvietaŭ na sviatočnych šatach

Najpryhažej nam zichacić ałmaz.

Niachaj i čas ciabie ŭ svajoj skarbnicy,

Jak samacviet, pilnuje ad vačej.

Na našym sviacie budzie pramianicca

Tvaja krasa milej i jaskraviej.

Jakuju słodyč pryniasie spatkannie

Za chvalavanniem pałkaha čakannia!

53

Skažy, jakoj stychii ty stvarennie?

Adzin ža cień u kožnaha z ludziej,

A za taboju adlustroŭkaŭ-cieniaŭ,

Dzivosnych vobrazaŭ miljon idzie.

Adonis byŭ dla charastva uzoram.

Pierad tvaim — adbitak jon słaby.

Z krasoj Hieleny paraŭnać nie soram

Krasu tvaju u našyja hady.

Viasienni dzień i vosieni ŭsie plony

Adlustravany ŭ vobrazie tvaim:

Jak dzień žniva, ty ščodrasciami poŭny

I charastvom ubrany viesnavym.

Tvaja josć častačka va ŭsim pryhožym,

Ale z čym serca paraŭnać my možam?

54

Azdoblenaja praŭdaj pryhažosć

Ničoha roŭnaha nie maje ŭ sviecie.

Ŭ cudoŭnych ružach vodar dziŭny josć,

Jaki žyvie u purpurovym cviecie.

U kviet atrutnych zichaciennia šmat

I vodar da ružovaha padobny.

Jany pryvabić mohuć naš pahlad,

Kali viasnoj raskryjucca butony.

Niama z ich cvietu radasci dla nas,

Atrutaj adcvitannie ich spavita.

A kali ružam vianuć pryjdzie čas, —

Ich dušy ŭ vodar buduć pierality.

Kali ž, junactva, vianuć ty pačnieš,

Pieraliju tvaju ŭsiu praŭdu ŭ vierš!

55

Nijaki marmur carskich pachavanniaŭ

Nie budzie tryvalej, čym hety vierš.

Kali ŭsie plity skryšacca dazvannia,

U im budzieš žyć, jak i ciapier žyvieš.

Kali zniščalnyja pavalać vojny

Ŭsie statui, razburać kamiani, —

Žyvoje słova projdzie supakojna

U čas nastupny praz usie ahni.

Ty nie paddana ni uładzie smierci,

Ni zabycciu, što jdzie za joj usled.

Nie zdolejuć ni vykraslić, ni scierci

Tvajho imia, pakul isnuje sviet.

I tak žyvi ŭ ludskich prychilnych sercach,

Pakul na sviecie sudny dzień pačniecca.

56

Ustań, luboŭ maja! Ustań, luboŭ!

Ci ž ty słabiej, tupiej svaich žadanniaŭ?

Naviek nie najasisia. Zaŭtra znoŭ

Dla nas usich patrebna siłkavannie.

Ciapier ty zadavolena. Tvaje

Zapluščvajucca vočy z asałody.

A novy dzień spakoju nie daje:

Ahoń nie zhas, pałaje, jak zaŭsiody.

Kab hety mih dla nas byŭ daražej,

Niachaj razłuka stanie akijanam

I dasć choć pramianistasciu vačej

Cieraz jaho spatkacca zakachanym.

Kali razłuka jak zima na sercy,

Dyk utraja milej z viasnoj sustrecca.

57

Tvoj vierny rab, až pokul dzień minie,

Vartuju pilna ŭsie tvaje žadanni.

Jak da siabie pakličaš ty mianie,

Tady moj čas ščaslivy i nastanie.

Marudny čas nie praklinaju ja,

Jahonuju chadu saču uparta.

Harčej tady byvaje mnie ŭdvaja,

Kali tvajo pačuju ja: «Da zaŭtra!»

Ni słovam ja, ni dumkaju svajoj

Nie zapytajusia, ŭładarka, dzie ty.

Zajzdrošču tym, chto dzielić čas z taboj,

Jany — ščaslivyja abrancy svietu.

Luboŭ biazhłuzda i ŭ žycci tvaim

Nie moža bačyć drennaha zusim.

6
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Шекспир Уильям - Sanety Sanety
Мир литературы