Выбери любимый жанр

Sanety - Шекспир Уильям - Страница 2


Изменить размер шрифта:

2

10

Jakaja hańba! Žyć i nie lubić

Ludziej spahadnych i siabie samoha,

Luboŭ da svietu cełaha zhubić,

Nabyŭšy ŭ serca pačuccio błahoha!..

Ułasnym voraham svaim ty staŭ,

Suproć siabie samoha paŭstaješ ty,

I dom cudoŭny, ŭ spadčynu što ŭziaŭ,

Nie adnaŭlaješ, buryš ty darešty.

Zmianisia ty, i ja zmianiu nastroj,

Krasa kachanniu być pavinna domam.

Jak z vyhladu, budź vietły i dušoj,

Nie budź ty voraham sabie samomu.

Krasa tvaja zusim sa svietu zhinie,

Jak nie pakinieš nam jaje ty ŭ synie.

11

Nie zvianieš ty, bo zakrasuješ znoŭ

Cieraz dziaciej svaich i z ich krasoju.

Svajoj ty nazavieš naščadkaŭ kroŭ,

Jakuju daŭ časinaj maładoju.

Josć mudrasć, pryhažosć u dumcy toj.

Biez ich ža radasci i ščascia mała:

Kali b zhadziŭsia sviet uvieś z taboj,

Dyk praz kapu hadoŭ žyccia b nie stała.

Niachaj pačvary, vyradki usie

Na sviecie našym zhinuć biez raspłodu.

A ty, za ŭsie dary tvajoj krasie,

Pavinien ščyra dziakavać pryrodu.

Ty, jak piačać, što vyrazaŭ raźbiar,

Pavinien šmat razoŭ viarnuć svoj dar.

12

Kali hadzinnik adbivaje čas nam,

A dzień viasioły niknie ŭ šery zmrok,

Ci siviznu na čornych baču pasmach,

Fijałki kvołaje panikły zrok,

Kali pabaču drevy pry darozie —

Ŭsie biez listoŭ, biez zasieni hustoj,

Abo płasty suchoj travy na vozie,

Niadaŭna što była žyvoj travoj, —

Tady ciabie mižvolna ja zhadaju:

Tvajoj krasy nie viečny takža cviet.

Adno žyvie, druhoje pamiraje,

A treciaje ŭ žyccio ciarebić sled.

Jak stanie smierć pa-nad taboj z kasoj, —

Zmahacca z joj pačnie naščadak tvoj.

13

Kab moh ty viečna być samim saboju!

Ale žyvieš na sviecie da pary.

Pakul cie stanie smierć pierad taboju,

Sabie padobny vobraz ty stvary.

Krasa tabie addadziena na raty,

Ale i viečnaj moža stać, kali

Tvoj vobraz budzie novym pieraniaty

I budzie krasavać z im na ziamli.

Chto dasć, kab dom cudoŭny byŭ zrujnovan

Ci sciužaj smierci, ci lichoj zimoj?

Haspadarom ruplivym apilnovan,

Ustoić jon pierad navałaj złoj.

Ty baćku mieŭ. Dazvol druhomu, miły,

Skazać takoje ž la tvajoj mahiły.

14

Nikoli ja nie varažyŭ na zorkach,

Choć razumieju ich spradviečny šlach.

Nie papiaredžu ab časinach horkich,

Što nam prynosiać hoład, vojny, žach;

Nie viedaju, ci navalnica budzie,

Ci budzie nieba jasnaje biez chmar,

Ci buduć žyć ščasliva ŭ sviecie ludzi,

Ci ščasliviejšym budzie uładar, —

Ale ŭ tvaich vačach čytaju jasna,

U hetych zorkach viečnaj čyscini, —

Što praŭda z charastvom tady nie zhasnie,

Kali potomki ŭdoŭžać tvaje dni.

Kali ž stvaryć ty hetaha nie ŭ sile,

Krasa i praŭda zhinuć u mahile.

15

Kali padumaju, što ŭsio žyvoje

Krasuje na ziamli karotki mih,

Što sviet — teatr, a my, jaho hieroi,

Ad zor zaležym na šlachach svaich,

Kali padumaju, što ludzi, jak rasliny,

Žyvuć i hinuć z łaski nieba ŭsie,

Što poŭny sił junackija časiny,

A stałasć adcvitannie nam niasie, —

Tady zhadaju ja ab tym mižvolna,

Jak brodzić našaj maładosci sok

I jak zniščalny čas idzie pavolna,

Kab dzień zmianić na šery, chmury zmrok.

Ja za ciabie idu na čas vajnoju,

Kab adnavić pryščepkaju svajoju.

16

Čamu na čas vajnoju sam nie jdzieš ty

I nie zmahaješsia z tyranam sam?

Moj vierš słabaja abarona, zrešty,

A što ž macniejšaje ad ryfmy dam?

Ty dasiahnuŭ ciapier svajho uzvyšša,

I kolki z radasciu dali b tabie,

Kab ty sady ich apracoŭvać vyjšaŭ,

Pryniaŭ udzieł u viesnavoj siaŭbie.

Zakrasavali b tam žyvyja kviety

I da ciabie byli b padobny lepš,

Čym samych lepšych mastakoŭ partrety,

Čym vydatniejšaha paeta vierš.

Svaim mastactvam stvoryš ty takoje,

Što budzie žyć i biez ciabie — taboju.

17

Pavieryć chto ŭ nastupnym časie mnie,

Kali ciabie ŭ svaim prasłaŭlu vieršy?

Samo žyccio schavana u trunie,

A vierš ci moža za žyccio być lepšym?

Kab ja spramoh malunak dać krasy,

Dać vobraz tvoj z usioju pieknatoju,

Nastupny viek skazaŭ by: «Vo chłusy!

Na niebie moža tolki być takoje!»

I jak smiajalisia b tady jany

Z mianie i z arkuša rudoj papiery.

Dla ich staryja ŭsie — bałbatuny,

Jakija chłusiać biez nijakaj miery.

Ale kab syn tvoj byŭ dasiul žyvym,

Ty b dvojčy žyŭ: u vieršy raz i ŭ im.

18

Ja z letnim dniom ciabie nie paraŭnaju,

Milej, vyšej ty charastvom svaim.

Surovy viecier kryšyć kvietki maja,

I leta borzda kocicca za im.

To z nieba Voka palić nas zaciata,

To zniknie tak, što nie vidać nidzie.

Pryhožaha byvaje małavata,

Dzie vypadkovasć našy dni viadzie.

Tvajo ž nie zmienicca nikoli leta,

I smierć nie zmoža pachvalicca tym,

Što ty zabrany nazusim sa svietu:

Znajšoŭ biassmiercie ŭ vieršy ty maim.

Ty budzieš žyć, až pokul buduć ludzi,

I buduć vočy bačyć, dychać hrudzi.

2
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Шекспир Уильям - Sanety Sanety
Мир литературы