Выбери любимый жанр

Sanety - Шекспир Уильям - Страница 15


Изменить размер шрифта:

15

138

Maja lubimaja klaniecca mnie,

Što ŭsia jana z adnoj satkana praŭdy,

Kab, jak junak, paddaŭsia ja manie,

Zhadziŭsia z tym, što tak i josć sapraŭdy.

I mnie pavieryć chočacca tady,

Što maładym nazvany joj nie z žartu.

Choć samyja najlepšyja hady

Maje ciapier i paminać nie varta.

Vychodzić tak, što praŭdy ŭ nas niama.

Čamu ž nie skažam, što jana — schłusiła,

A ja — stary? Ale ž luboŭ sama

U letucienniach tolki maje siłu.

Nie lubić starasć pieraličvać dni,

A niedachopy topić u chłusni.

139

Nie rastłumačvaj hora ty majho, —

Tvaja niałaska smutku ŭsia pryčyna,

Kali ty chočaš pakarać kaho,

Dyk jazykom karaj, a nie vačyma.

Skažy, što lubym staŭ tabie druhi,

Dy nie hladzi tak niežna na druhoha.

Našto da hora dadavać tuhi,

Kali ŭ mianie i tak jaje zamnoha?

Tabie viadoma moc tvaich vačej

I što ŭ tvaich vačach adlustravana.

Zatym advodziš ad mianie chutčej

Ty hetu zbroju, što nasiekła rany.

Tak nie rabi! Achviara ja amal.

Dabi mianie, kab razam skončyć žal.

140

Razumnaj budź u žorstkasci samoj,

Mianie svajoj pahardaj nie karaj,

Kab nie prymusiŭ smutak horki moj

Skazać pra najharčejšy moj adčaj.

Skažy, što lubiš, choć nie lubiš bolš,

Skažy, jak doktar chvoramu, kali,

Kab supakoić pradsmiarotny bol,

Sto hod žyccia praročyć na ziamli.

Bajusia ja, kab na tvaje slady

Nie kinuŭ z rospačy haniebnych słoŭ,

Bo lichamysny sviet, jak zaŭsiahdy,

Pryniać za praŭdu tryzniennie hatoŭ.

Kab nie kranuŭ nas zdradnicki paklop,

Mnie ŭ vočy hlań, što ŭ sercy ni było b!

141

Vačyma ja ŭ ciabie nie zakachany,

Ŭ tabie jany znachodziać šmat pachib.

A sercu daspadoby ŭsie zahany,

Ŭtrapionymi jakimi ni byli b.

Tvoj hołas nie prynosić asałody,

Maje pačucci — dotyk, słych ci smak —

Nie mknucca, choć žadaješ ich prychodu,

Na tvoj bankiet jurlivy anijak.

I ŭsio ž, — ni ŭsim piaci im nie ŭdajecca,

Ni paasobna — serca ŭhavaryć,

Kab nazusim admoviłasia serca

Tabie słužyć, tvaim paddanym być.

Pakuta mnie prynosić i uciechu:

Karaješ ty, i ty ž naŭčyła hrechu!

142

Luboŭ — moj hrech, narodžany krasoju,

Ŭ abuzu nas i zaviała jana.

Ty paraŭnaj maju vinu z tvajoju:

I u mianie, i u ciabie — adna.

Z tvaich by vusnaŭ čuć dakor nie varta,

Bo cnotu hańbili jany ŭvieś čas.

Ja sam u rabaŭnictvie vinavaty:

Čužyja łožki praviaraŭ nie raz.

Nichto majho kachannia nie asudzić,

Jak i tvaich, što josć i što byli.

Spahadu ŭ sercy ty pasiej, kab ludzi

Mahli z jaje rasčulicca kali.

Zdarajecca i tak na našym sviecie:

Jak ty sviaciła, tak tabie pasvieciać.

143

Ty tolki hlań, jak haspadynia-maci,

Dzicia ssadziŭšy, łović pievunka.

Usia jaje uvaha na kurčaci,

Pavietra macaje ŭvieś čas ruka.

Zirni, jak płača biednaje dziciatka

Pa toj, što zaniata zusim druhim.

Uvieś svoj spryt i siłu biez astatku

Jana kładzie u palavanni tym.

I ty za tym imkniešsia, što ŭciakaje,

A ja, małoje, sledam pa ziamli.

Viarnisia ž da taho, chto tak čakaje,

I pacałuj, jak maci, prytuli.

Jak tolki zdziejsniš ty svaje žadanni,

Tady i mnie lahčej na sercy stanie.

144

Na radasć mnie i na pakutu mnie

Va mnie žyvuć adrazu dva kachanni.

Adno — kabiecina, za noč ciamniej,

Druhoje — druh u anhielskim ubranni.

Kab miesca dać u piekle mnie chutčej,

Dyk anhieła ŭsio spakušaje djabał:

Imkniecca addalić z maich vačej,

Zmuscić jaho ahniom svaich pahladaŭ.

Nie znaju, chto kaho adoleŭ tam,

Ale nie anhieł, mabyć, jak zdajecca.

Pajšli, pasiabravaŭšy, bačyŭ sam,

Dyk anhieł trapiŭ peŭna ŭ toje miesca.

Ci tak, ci nie — daznajemsia ŭ toj čas,

Kali jon z piekła vierniecca da nas.

145

Ja nienavidžu! — z vusnaŭ tych,

Jakija stvorany kachanniem,

Pačuŭ zbiantežany moj słych,

Kali zniabyŭsia ja dazvannia.

Maja kachanaja tady

Jazyk adrazu prykusiła,

Bo jon dahetul zaŭsiahdy

Nasiŭ pryjemnasci ad miłaj.

Jak svietły dzień zhaniaje zmrok,

Niby jakoha złoha ducha,

Majoj kachanaj jazyčok

Maju skryšyŭ adrazu skruchu.

«Ja nienavidžu!» — čuju. Ŭraz

Za tym ščaslivaje: «Nie vas!»

146

Duša maja, ziamli ŭsioj asiarodak,

Čamu pryhon ty cierpiš nad saboj?

Na afarboŭku scien nie škoda srodak,

A što za toj farbovanaj scianoj?

Čamu na svoj prytułak tymčasovy

I nie tryvały traciš mnoha tak?

Zbiraješ spadčynu ty admysłova,

Kab bolš zdabyčy mieŭ slapy čarviak?!

Uzbahačaj, duša, svaju skarbnicu, —

Dla dzion nastupnych zastaniecca skarb,

Choć z panadvorku budzie mienš ilsnicca

Nikomu nie patrebnych, tannych farb.

Tady nad smierciu stanieš haspadyniaj,

Jaje ŭsia ŭłada nad žycciom zahinie.

147

Chvareju ja. Chvaroba ŭsia — luboŭ.

Nieŭtajmavanaj smahaj palić serca.

Atruty raz pakaštavaŭšy, znoŭ

Jaje šukaje, pje i nie napjecca.

Lačyŭ chvarobu doktar — rozum moj, —

Ciapier admoviŭsia, bo tak i varta:

Jakija b leki jon ni radziŭ joj,

Prymać ich nie zhadžajecca uparta.

Jak nieprytomny ja ŭ takoj biadzie,

Biez rozumu, nibyta utrapiony.

Badziajucca i słovy aby-dzie,

Ad ich i dumki — ŭ roznyja starony.

Kažu, naprykład, ty — sviatło dla voč,

A sapraŭdy — piakielnica, jak noč.

15
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Шекспир Уильям - Sanety Sanety
Мир литературы