Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 56


Изменить размер шрифта:

56

Teraz juz i Tereska poczula narastajaca panike. W ciagu ostatnich kilku minut koniecznosc zabicia ich obu stala sie w jej przekonaniu wrecz palaca. Nie ulegalo watpliwosci, ze bandyci nadjezdzaja specjalnie w tym celu. Nigdzie wokol nie bylo ochrony, za chwile dosiegna je swiatla reflektorow i wtedy juz nie bedzie ratunku…

– Tam!!! – wyszeptala dramatycznie i nakazujaco. – Predzej!!!

Polprzytomna z przerazenia Okretka spelnila rozkaz i wpadla w otwarta furtke zbojeckiej jaskini, niepewnie usilujac protestowac.

– Ale tamto… Zostanie…

– To jest do niczego niepodobne, nie wiedza, ze to nasze. Dalej, tu swieca…

Samochod zatrzymal sie, ktos z niego wysiadl i otworzyl brame. Tereska i Okretka zamarly za krzewami. Fiat znow ruszyl i powoli skrecajac do bramy jal swiecic reflektorami coraz blizej. Tereska i Okretka konsekwentnie cofaly sie, pozostajac w granicy cienia. Dotarly do bocznej scianki ganku, swiadome tego, ze juz dalej cofac sie nie ma gdzie i straszliwe swiatla za moment na nie padna. Wowczas Tereska przypomniala sobie o piwnicznej dziurze.

Drzwiczki w podmurowce ganku byly uchylone. W ostatniej chwili zdazyla wepchnac tam Okretke i ukryc sie sama. Spod ich nog cos potoczylo sie w dol, swiatla zamiotly uchylone drzwiczki, schodki i ganek i przesunely sie dalej.

– Nie pchaj mnie, tu sa schody, zlece do piwnicy na zbity pysk – wysyczala z irytacja Okretka.

– Cicho! Zejdz kawalek, nie mam miejsca na glowe! Przestan robic ten halas!

– Cicho! Tu nic nie widac…

– A cos ty tam chciala ogladac wystawe malarstwa?

Na podworzu cos sie dzialo. Przez szpare w uchylonych drzwiczkach widac bylo czyjes nogi. Nog bylo cztery, co wskazywalo na obecnosc dwoch osob. Osoby krecily sie tam i z powrotem, w koncu podeszly do obiegajacego dom, zasniezonego chodniczka z plyt chodnikowych. Zamarla w przerazeniu Tereska ujrzala, jak jedna z tych plyt zostala podniesiona i w dziure pod nia wlozono jakies pakunki. Wstrzymujac oddech, pomyslala, ze teraz juz trzeba je zabic bezwzglednie, a ja nawet podwojnie…

Osoby polozyly plyte na swoje miejsce, nagarnely na nia sniegu i oddalily sie, a po chwili rozlegl sie znow warkot samochodu. Okretka w glebi jamy zaczela wykonywac jakies gwaltowne gesty.

– Sluchaj – zaszeptala goraczkowo, szarpiac Tereske za noge. – Trzeba sprawdzic, czy wszyscy odjechali! Czy ktos nie zostal! Wyjrzyj!

Tereska ostroznie wystawila glowe. Jeden osobnik zamykal brame, drugi siedzial przy kierownicy.

– Dwoch – wyszeptala. Czekaj, zobacze, czy wsiadzie… Wsiadl! Dwoch ich bylo chyba, nie?

Okretka, oslabla z emocji, kiwnela glowa w egipskich ciemnosciach.

– Dwoch? – spytala ponownie Tereska, zaniepokojona brakiem odpowiedzi.

Okretka pokiwala glowa energiczniej.

– Na litosc boska! – krzyknela zdenerwowanym szeptem Tereska. – Co sie stalo? Dlaczego nic nie mowisz, umarlas, czy co? Ilu ich bylo, dwoch?

– No przeciez mowie, ze dwoch! – zdenerwowala sie Okretka.

– Jak to mowisz, nic nie mowisz, nie slysze, gdzie mowisz?!

– Caly czas kiwam glowa… A, rzeczywiscie. Mozliwe, ze nie widac. Wyjdzmy stad, na litosc boska!

Tereska zastygla nagle, przykucnieta w otwartych drzwiczkach.

– Nie mozemy – szepnela grobowo.

– Dlaczego?!

– Tam sie ktos czai…

Okretka pomyslala sobie, ze jesli umrze tutaj na serce, to od razu mozna ja uznac za pochowana. Miejsce doskonale nadaje sie na grob. Nie powiedziala nic, bo zabraklo jej glosu.

– Jakis bandzior w kozuchu czai sie na drodze, kolo furtki. Wchodzi tutaj… Uciekaj! Nizej, nizej!

Okretka nie wiedziala, jakim cudem znalazla sie na dole stromych schodkow, nie widzac ich w ogole i nie lamiac sobie nog. Trafila na jakas sciane, pchnela ja, sciana ustapila pod naciskiem i okazala sie drzwiami. Obie oparly sie o nie po drugiej stronie.

– Wejdzie tu… – szeptala Tereska bez tchu. – Lazl w te strone…

– Zamknijmy to, predko, predko! To jest chyba piwnica! Nic nie widze!

– Czekaj, mam latarke… Zaslon! Moze to sie da zamknac…

W swietle oslonietej szalikiem latarki ukazal sie maly korytarzyk piwniczny i drzwi, zamykajace sie na sztabe zelazna. Okretka, w ktora pod wplywem paniki wstapily nadludzkie sily, w ciagu sekundy wyszarpnela wiszaca na zelaznym kolku klodke, umocowala sztabe, wepchnela z powrotem klodke i zamknela ja. Na chwile odetchnely lzej.

– Co teraz? – szepnela z niepokojem Tereska. – Tedy nie przejdzie, ale co dalej? Nie zostaniemy tu przeciez na zawsze! Trzeba stad wyjsc, nie wiem jak, chyba przez dom…

– Za nic!

– Glupia jestes, naprawde chcesz tu zostac do konca zycia?!

– Dom jest zamkniety!

– No to co? Wielkie rzeczy, wyjdziemy oknem!

– A ten tam, na podworzu, juz bedzie na nas czekal!

– Najpierw zobaczymy, co zrobi… Korytarzyk byl istotnie zwyczajnym, piwnicznym korytarzykiem. Na jego drugim koncu byly rowniez drzwi, za ktorymi znajdowaly sie schody. Z zachowaniem wszelkich srodkow ostroznosci, na palcach, przyswiecajac sobie cieniutkim strumieniem swiatla z oslonietej latarki, Tereska i Okretka wydostaly sie z piwnicy na parter. W domu panowaly ciemnosci i glucha cisza.

– Nikogo nie ma – szepnela Okretka z odrobina nadziei.

– Zdaje sie, ze dokonalysmy wlamania – odszepnela ponuro Tereska. – Chodz do kuchni, stamtad widac podworze. Okazuje sie, ze przydaly nam sie na cos te ogledziny domu.

Na podworzu bylo pusto. Czajacy sie osobnik gdzies zniknal. Ksiezyc wciaz jeszcze swiecil i po piwnicznych ciemnosciach wydawalo sie, ze za oknem panuje jasny dzien.

– Musialysmy chyba calkowicie upasc na glowe – powiedziala nagle Okretka trzezwo. – Wlazlysmy akurat tam, gdzie za skarby swiata powinno nas nie byc. Na litosc boska, wyjdzmy stad wreszcie i uciekajmy!

Drzwi zewnetrzne okazaly sie zamkniete na klucz. Nie bylo innego sposobu opuszczenia zbojeckiej meliny jak tylko przez okno lub tez zbadana juz droga przez piwnice. Droga przez piwnice budzila watpliwosci.

– Ja nie wiem, moze on tam wlazl i siedzi? – powiedziala niepewnie Tereska. – Szedl w te strone.

– Najlepiej byloby zamknac go tam – oswiadczyla Okretka z determinacja. – Przynajmniej byloby wiadomo, ze nie bedzie nas gonil. Widzial cie?

– Nie wiem. Chyba nie. Jezeli to okno okaze sie zabite gwozdziami…

Okno na szczescie dalo sie latwo otworzyc. Tereska przelazla pierwsza i zeskoczyla na ziemie. Okretka usiadla na parapecie, chcac isc za jej przykladem, i nagle zastygla w bezruchu.

Zza naroznika domu, po drugiej stronie ganku, wyszedl bandzior w krotkim kozuszku. Zatrzymal sie, rozejrzal, cofnal w cien i powoli, skradajac sie, ruszyl w ich kierunku.

I Okretka, i Tereska, ujrzawszy go, zrozumialy w mgnieniu oka, ze wystajacy ganek, dolem obity deskami, a gora azurowy, zaslania je przed jego wzrokiem i ze straszliwy bandzior idzie tu wprawdzie, ale ich jeszcze nie widzi. Obie przestaly oddychac, nie bardzo wiedzac, co bedzie, kiedy zobaczy.

Bandzior dotarl do ganku, pochylil sie, nastepnie przykucnal i obejrzal polotwarte drzwiczki. Przez chwile siedzial tak w kucki, po czym wlazl do srodka.

W Okretke wstapilo nowe zycie.

– Zamknij go tam! Chryste Panie, predzej! Jedyne wyjscie!

W mgnieniu oka znalazla sie na zewnatrz. Tereska juz byla przy piwnicznych drzwiczkach. Zatrzasniecie ich, wbicie przemoca ciasno wchodzacego skobla i zatkniecie go poteznym hakiem odbylo sie szybciej, niz zdazyla sama uswiadomic sobie, co robi. Okretka dodatkowo podparla drzwiczki jakims dragiem.

– Predzej, poki nie ma nikogo wiecej!

Ochlonely nieco dopiero na szosie. Wowczas zdaly sobie sprawe, ze uciekaja w panice z przerazajacego miejsca, caly czas pchajac przed soba zaladowany drewnem stol, ze nie zauwazyly nawet, jak i kiedy przebyly najgorsza, nierowna droge, ze zamknely w ciasnej, piwnicznej komorce faceta, ktory nie tylko przeciwko temu nie protestowal, ale nawet nie wydal najlzejszego dzwieku, i ze cudem niewatpliwie, uniknely smiertelnego niebezpieczenstwa, w ktore przedtem dobrowolnie sie wpakowaly. Popychajac, teraz juz znacznie wolniej, potwornie ciezkie sanie, przebyly zakret smierci i przed soba znow ujrzaly swiatla nadjezdzajacego samochodu.

56
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы