Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 34
- Предыдущая
- 34/62
- Следующая
Bunt wybuchl w niej poteznie i przeistoczyl sie w kategoryczne postanowienie niepoddawania sie. Klatwa czy nie klatwa, ona sobie da rade i jakos z tego wybrnie. Predzej czy pozniej, lepiej predzej, ustawi sobie to kretynskie zycie sama latwiej, ciekawiej, atrakcyjniej… Da sobie rade chociazby na zlosc glupiemu losowi! Na razie ma korepetycje, za ktore wlasnie dostanie pieniadze, a te pieniadze rozwiaza czesc problemow…
W zwiazku z oplatami za korepetycje Tereska prowadzila swoja buchalterie, placono jej bowiem raz na miesiac, po pierwszym. Zapamietac tego wszystkiego nie zdolalaby w zaden sposob, po kazdej lekcji zatem, u kazdego z trojga uczniow, zapisywala czas trwania lekcji w specjalnie do tego przeznaczonym zeszycie i dla unikniecia watpliwosci kazala delikwentowi podpisywac sie pod tym. Jej samej zapewne to ostatnie nie przyszloby do glowy, ale byla posluszna ojcu, ktory, nie wiadomo dlaczego, stanowczo jej to nakazal. Obliczenie naleznosci bylo potem proste, suma wychodzila sama, a rodzice niechetnych nauce dzieci aprobowali ten sposob przedstawiania im rachunkow.
Uczennicy na Belgijskiej wypadlo 18 godzin. Po lekcji matka pojawila sie w pokoiku.
– Ile ci place? – spytala jakos dziwnie malo uprzejmie.
– Piecset czterdziesci zlotych – odparla Tereska grzecznie i ze skrywana satysfakcja.
– Za co tyle?
Tereska zdziwila sie nieco i otworzyla swoj buchalteryjny zeszyt.
– Za osiemnascie godzin – odparla, zaskoczona. – Trzydziesci razy osiemnascie…
– Jak to osiemnascie godzin – przerwala gniewnie pani domu. – To niemozliwe, zeby tyle bylo!
Tereska nie wierzyla wlasnym uszom. Jeszcze nikt dotychczas nie zarzucil jej pomylki. Wytrzeszczyla oczy na zirytowana kobiete, po czym zajrzala do zeszytu i policzyla jeszcze raz.
– Alez tak – powiedziala, nieopisanie zaskoczona. – Prosze, moze pani sprawdzic. Przez cztery tygodnie po cztery godziny i w tym tygodniu jeszcze dwie…
– Nic podobnego. Wcale nie mialas z nia lekcji po dwie godziny, wychodzilas wczesniej, nie wiem, czy to bylo nawet poltorej. A w zeszlym tygodniu w ogole sobie nie przypominam.
– W zeszlym tygodniu nie bylo pani w domu… – zaczela Tereska i nagle urwala. Dotarlo do niej to, co slyszala, i poczula, jak wszystko w srodku odwrocilo jej sie do gory nogami, a krew uderzyla do glowy. Ta akurat uczennica byla wyjatkowo odporna na wszelkie rodzaje wiedzy i Tereska niejednokrotnie zostawala u niej dluzej niz dwie godziny, pilnujac odrabiania lekcji do konca, ze wzgledow ambicjonalnych chcac osiagnac jakies rezultaty. Nigdy natomiast nie wyszla wczesniej. Jakis przytomny jeszcze fragment swiadomosci zdazyl pogratulowac jej szybko metody zapisywania.
– Tu ma pani najlepszy dowod – powiedziala z oburzeniem, podtykajac dokument pani domu pod nos i czujac, ze absolutnie nie moze zostawic tej sprawy nie wyjasnionej. – Na szczescie zapisywalam godziny i Malgosia sama sie pod tym podpisywala. Prosze!
Pani domu machnela reka, odpychajac zeszyt.
– Napisac mozna wszystko – powiedziala nieprzyjemnym tonem. – Malgosie to nic nie obchodzi i nie patrzy, co podpisuje. Wyliczylas sobie za duzo. Moge ci zaplacic za dziesiec godzin i ani grosza wiecej.
Tereska poczula, ze zaczyna ja cos dusic. Jak gromem razona odwrocila sie do swej uczennicy.
– Malgosiu!
– Malgosiu, nie zwracalas przeciez na to uwagi, prawda?
Malgosia siedziala przy stole, pelna rownoczesnie niepokoju i czegos w rodzaju zlosliwej satysfakcji…
– Och, nie wiem – powiedziala niedbale – nie patrzylam, co tam jest…
Teresce zabraklo glosu. Podejrzenie, ze mialaby popelniac oszustwa, bylo tak bezgranicznie obrzydliwe i idiotyczne, ze wrecz nie mogla w nie uwierzyc. Malgosia i jej matka wydaly jej sie nagle nieopisanie wstretne. Rownoczesnie zaczal ja trafiac potezny szlag, a ciezko zranione honor i ambicja odezwaly sie gromkim glosem. Zamet w myslach i uczuciach byl chwilowo nie do rozwiklania, nad wszystkim gorowalo obrzydzenie.
Pani domu wyjela pieniadze z portmonetki.
– Trzysta zlotych – powiedziala stanowczo. – Za dziesiec godzin trzysta zlotych. Wiecej z pewnoscia nie bylo.
Tereska zesztywniala gruntownie.
– Mam w nosie pani trzysta zlotych – powiedziala lodowato, zanim zdazyla pomyslec, co mowi. Wiem, ile bylo, i wiem, ze wiecej na pewno nie bedzie. Prosze sobie poszukac kogo innego do obrazania.
Rece jej sie trzesly, kiedy w pospiechu zbierala swoje rzeczy, zdecydowana plunac na te parszywe pieniadze i na te odrazajaca rodzine i jak najpredzej opuscic ten zadzumiony dom. Niech sie nimi udlawia, co za swinstwo, co za potworne swinstwo…
Malgosia nadal siedziala przy stole, przygladajac jej sie niepewnie. Matka dziwnie szybko i skwapliwie schowala pieniadze do portmonetki.
– Jak uwazasz – powiedziala, nie silac sie nawet, zeby ukryc zadowolenie. – Moglabys byc uprzejmiejsza.
Tereska juz szla w strone drzwi. W jej jestestwie kotlowal sie chaos. Uniesiona honorem zamierzala opuscic ten dom bez slowa, ale gest pani domu cos nagle odmienil. W chaosie pojawil sie blysk, zrobili jej tu jakies niepojete, niezasluzone swinstwo, wykantowali ja i teraz ciesza sie z tego. A chala, tak calkiem to sie cieszyc nie beda…
– Owszem, wezme te trzysta zlotych – powiedziala z bezgraniczna pogarda, zatrzymujac sie w drzwiach. – A te dwiescie czterdziesci to bedzie za nauke, jakiej mi pani udzielila.
Pani domu zawahala sie i z lekka poczerwieniala. Gwaltownie wyciagnela znow pieniadze z portmonetki.
– Prosze.
– Dziekuje – rzekla Tereska wciaz z ta sama zimna wzgarda. – Do widzenia…
Pozostawione same matka i corka popatrzyly za nia, po czym spojrzaly na siebie.
– No, to dwiescie czterdziesci zlotych mamy zaoszczedzone – powiedziala matka z pozornie beztroskim zadowoleniem. – Ojciec nie bedzie sie tyle czepial i awanturowal. Juz mialam nadzieje, ze sie rzeczywiscie obrazi i zaoszczedze wszystko.
– Ona wiecej nie przyjdzie – mruknela corka. – Ojciec sie wcale nie czepial mnie, tylko ciebie. Krzyczal, ze to ty za duzo wydajesz na glupstwa. O korepetycjach nie mowil.
– Co za roznica, na co sie wydaje. Zeby nie twoje korepetycje, byloby na co innego. Te pieniadze sa mi potrzebne.
– Oszukalas ja.
– Nic podobnego. Moje dziecko, nie zawracaj mi glowy. Wcale nie wiem, czy to ona nie chciala mnie oszukac. W zyciu najwazniejsze jest nie pozwolic sie oszukiwac.
– Pewnie – mruknela Malgosia zgryzliwie. – Lepiej samemu…
Tereska wyszla na ulice w stanie szalenstwa, dlawiac sie wstydem i nienawiscia. To cos, co ja spotkalo, bylo wstretne, wstretne, po stokroc wstretne! Obok obrzydzenia kotlowala sie w niej furia, obok wzgardy – chec zemsty. Przez moment mignelo jej w glowie, zeby moze podpalic dom, z ktorego wyszla, albo zrobic cos innego, rownie poteznego, co rozladowaloby atmosfere jej wnetrza i zaspokoilo poczucie sprawiedliwosci. Nie byla w stanie myslec rozsadnie i szla dalej, zblizajac sie do budynku, przed ktorym jej brat tydzien wczesniej ogladal samochody.
Nie mogla, oczywiscie, wiedziec o tym, ze na trzecim pietrze tego budynku, w dwupokojowym lokalu mieszkalnym, odbywalo sie zebranie towarzyskie, ktorego widok zainteresowalby nadzwyczajnie zarowno Krzysztofa Cegne, jak i wielu innych jego kolegow po fachu. W jednym pokoju przy czterech stolach grano w pokera, w drugim dzialaly trzy ruletki. Ciasnota panowala nieslychana. W kuchni osoby, dla ktorych zabraklo miejsca w pokojach, graly w kosci. Na kredensie, komodzie i polkach biblioteczki staly kieliszki napelnione alkoholem, ktorego nikt nie dotykal. W rozmaitych miejscach porozstawiane byly talerze z kanapkami, wygladajacymi dziwnie nieswiezo. Obok pokerzystow lezaly karty do brydza i zapis brydzowy, w pokoju z ruletka magnetofon grzmial muzyka taneczna.
W przedpokoju konwersowalo dwoch osobnikow. W jednym z nich obie z Okretka bez trudu rozpoznalyby owego przesadnie goscinnego faceta, ktory teraz, wytwornie odziany, wygladal jakos mniej prymitywnie, a bardziej cywilizowanie. Drugim byl chudy, porzadnie wyprany blondyn.
- Предыдущая
- 34/62
- Следующая