Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 33


Изменить размер шрифта:

33

– Co masz z historii?

– A co cie to obchodzi? My teraz przerabiamy Polske.

Tereska wzruszyla ramionami i przycisnela klamke. Drzwi nie ustapily.

– Tysiac siedemset osiemdziesiat dziewiec. Tylko zamiast jedynki piatka. Piecdziesiat siedem osiemdziesiat dziewiec. Gdzie masz klucz?

– W kieszeni od wiatrowki.

– A gdzie masz wiatrowke?

– W domu. A litery jakie?

Tereska zdjela reke z klamki i przestala bezskutecznie popychac drzwi.

– Inicjaly ciotki Okretki: WG. Moj klucz jest w torebce, a torebka lezy u mnie na biurku. Jezeli nie ma babci, to nie wejdziemy do domu.

– Babci nie ma, wczoraj mowila, ze wroci dzisiaj pozniej. Chodz, sprobujemy przez podworze. WG, piecdziesiat siedem osiemdziesiat dziewiec? Granatowy Fiat, co? Dzisiaj go widzialem.

– Co ty powiesz? – zdziwila sie Tereska. – Gdzie?

Januszek zeskoczyl ze schodkow i ruszyl dookola domu.

– Stal kolo tego Jaguara. Zapamietalem numer, bo ja zapamietuje wszystkie numery, a ten w dodatku mial te same cyfry co Jaguar, tylko w odwrotnej kolejnosci. Bo co? Po co ci ten Fiat?

– Mnie po nic, milicja sie nim interesuje – odparla Tereska, idac za nim. – Zamkniete? Moze ktores okno jest uchylone?

– Jezeli babcia wychodzila ostatnia, to nie ma sily. Wszystko pozamykane na mur. Chyba kominem wejdziemy. Dlaczego milicja sie nim interesuje?

– Nie wiem, wszystko, jedno. Bo jezdzil za nami. Rany boskie, co my teraz zrobimy? Glodna jestem. Trzeba byc ostatnim kretynem, zeby nosic klucz w kieszeni, ktorej sie nie ma przy sobie!

– A ty co? W torebce! Elegantka sie znalazla! Myslalem, ze ty masz i najwyzej na ciebie troche poczekam.

– Ja myslalam, ze ty masz i juz bedziesz w domu, jak wroce…

– Wybijamy szybe?

– Zglupiales? Kaza nam za nia zaplacic. Nie da rady, musimy poczekac na matke.

– Ale ja tez jestem glodny!

– To co ci poradze? Mozemy isc do sklepu i kupic sobie kawalek chleba. Mam dwa zlote.

– Ja mam zloty dwadziescia. Naprawde nijak nie da sie wejsc?

Tereska wzruszyla ramionami, beznadziejnie rozgladajac sie po zamknietych oknach domu. Januszek podrapal sie po glowie.

– Najmarniej z poltorej godziny trzeba bedzie czekac. To chodz do tego sklepu. Ale tego bagazu umyslowego ze soba nie biore!

Przyklakl i wepchnal teczke z ksiazkami pod schodki kuchennego wejscia. Po krotkim wahaniu Tereska poszla za jego przykladem. Sklep spozywczy byl niedaleko, a pieniedzy starczylo im akurat na cztery bulki i wode sodowa.

– Nie rozumiem, co powiedzialas – zamamrotal Januszek, dlawiac sie nieco podstarzalym pieczywem – ze ten samochod jezdzil za nami? Za mna nic nie jezdzilo.

– Za mna i za Okretka. Nie chlaj tak zachlannie, polowa wody moja!

– Okropnie suche te bulki. Dlaczego jezdzil za wami?

– Nie wiem. Musisz isc na milicje i powiedziec, gdzie go widziales. Gdzie go widziales?

– Na Belgijskiej. Jak ogladalem tego Jaguara. Wynosili z niego jakies paczki.

– Z Jaguara?

– Nie, z tego Fiata.

– A cos ty robil na Belgijskiej?

– Nie twoj interes. Wysylalem totolotka. Mam isc na milicje tak ni z tego, ni z owego, dobrowolnie?

– Wolisz, zeby cie sila doprowadzili?

– A nie mozesz isc sama?

– Przeciez nie ja go widzialam, tylko ty!

Posilek, zlozony z czterech bulek i butelki wody sodowej, nie trwal dlugo. Rodzinny dom byl dla nich ciagle niedostepny, a czas oczekiwania na kogos z kluczem blizej nie ustalony. Tereska zaczynala dzisiaj korepetycje dopiero o piatej i do owej pory nie miala co robic. Dzieki tym wszystkim czynnikom zdecydowali sie isc na milicje od razu i razem.

Dzielnicowego chwilowo nie bylo. Krzysztof Cegna, uslyszawszy informacje, omal nie ucalowal Januszka, ktory wydal mu sie nagle najczarowniejszym mlodziencem wszech czasow. Odstajace uszy i piegi na nosie nabraly w jego oczach uroku wrecz nadziemskiego. Wypytal go dokladnie o wielkosc i ksztalt wynoszonych z Fiata paczek, o miejsce, godzine i minute, w ktorych sie to dzialo, i skrzydla wyrosly mu u ramion. Przybyly w pol godziny pozniej dzielnicowy rowniez docenil wage wiadomosci.

– Cos mi sie widzi, ze sie fatalnie narwali – powiedzial z zadowoleniem, kiedy Tereska z Januszkiem oddalili sie juz wolnym krokiem. – Niefart maja chlopaki. Przeniesli swoj salon z Zoliborza na Mokotow i od pierwszego dnia ich mamy. Trzeba zawiadomic majora.

– Sploszyli sie i znalezli sobie bezpieczne miejsce – przyswiadczyl Krzysztof Cegna z uciecha. – I Czarny Miecio! Ja bym jeszcze nie zawiadamial majora, moze lepiej podpatrzyc przedtem, co sie tam dzieje…

– Synu, nie bedziesz tam przeciez czatowal dniem i noca, na tej Belgijskiej, nie ty jestes od tego. Ja wiem, ze ty bys chcial sam ich wszystkich polapac i dostac za to pare gwiazdek od razu, ale opamietaj sie. I tak nam sie ladnie udalo!

Krzysztof Cegna nie wydawal sie przekonany. Cos w glebi duszy mowilo mu, ze informacje, uzyskiwane dzieki Teresce i Okretce, zawieraja w sobie elementy, ktore nalezy wykorzystac. Tajemnice, od dawna bezskutecznie rozgryzana przez komende stoleczna, powinien wykryc on sam i dopiero wtedy bedzie mial jakies zaslugi. Nic nie mowiac, postanowil zrobic, co tylko sie da, a oprocz tego jeszcze troche…

* * *

Czas plynal, a Bogus przepadl bez wiesci. Jedyna nadzieja Tereski pozostaly imieniny i dlugie dni i godziny czekania osladzala sobie planowaniem imprezy, jesli oczywiscie ten rodzaj mysli mozna nazwac osloda. Przewidywala same trudnosci. Wiadomo bylo, ze imieniny odbeda sie tradycyjnie, rodzinnie, jak co roku. Beda rodzice, babcia, Januszek, ciotka Magda oczywiscie z Piotrusiem, potwornie gruba i antypatyczna ciotka Helena, koszmarny kuzyn Kazio i Okretka w charakterze jedynej pociechy. Jesli Bogus trafi w to cale towarzystwo – zniecheci sie na wieki. Bogus bedzie nastawiony na taneczna prywatke mlodziezowa z jakimis atrakcyjnymi goscmi i uroczysty, familijny posilek stanie sie wstrzasajacym kontrastem.

Tereska moglaby, oczywiscie, uprzec sie przy urzadzeniu imienin na dwie tury, rodzinny obiad swoja droga, a mlodziezowe przyjecie swoja, ale powstrzymywaly ja dwie przyczyny. Jedna byl brak pomocy technicznych w postaci muzyki i pieniedzy, druga zas obawa przed dzialalnoscia sil wyzszych. Pod tym wzgledem Tereska byla przesadna. Jesli sie uprze, pozyczy, zorganizuje, zaprosi gosci, poczyni starania, poniesie koszty, wszystko na czesc Bogusia, jasne jest, ze zauroczy i zapeszy. Bogus, oczywiscie, nie przyjedzie. Zawsze tak jest, los jest czynnikiem zlosliwym, im wiecej wysilkow, tym bardziej okaza sie bezcelowe. Z dwojga zlego juz lepiej wrabac go w to cale zgromadzenie rodzinne, niz narazic sie na to, ze w ogole nie przyjdzie.

Idac na ostatnie tego dnia korepetycje na ulice Belgijska, Tereska czula narastajacy bunt. Gdyby nie idiotyczne braki, wszystko byloby proste, latwe i zalatwiloby sie samo. Dlaczego ona ciagle musi miec tyle trudnosci i klopotow? Malo, ze szkola, to jeszcze i dom… W koncu jest ich tylko dwoje, a nie szescioro, dlaczego to zycie jest takie parszywe? Dlaczego ojciec jest zwyczajnym ksiegowym, a nie dyrektorem przedsiebiorstwa albo na przyklad ambasadorem gdziekolwiek… Dlaczego babci po dwoch wojnach pozostala w charakterze calego majatku po przodkach jedna obraczka? Inni ocalili Kossaki, antyki, bizuterie i carskie ruble, a babcia co? Dlaczego przy kazdej okazji dom musial jej sie walic na glowe i padac pastwa pozaru? Klatwa jakas, czy co? Przeciez gdyby nie stryj i nie jego pieniadze na remont tej willi, w ogole nie wiadomo, gdzie by mieszkali. Dlaczego ona musi byc czlonkiem takiej beznadziejnej rodziny?

Gdzies miedzy jedna a druga pelna protestu mysla odezwalo sie w niej poczucie sprawiedliwosci, przypominajace, ze Okretce jest gorzej, nie stanowilo to jednakze zadnej pociechy. Innym bylo lepiej, duzo lepiej.

33
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы