Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 30


Изменить размер шрифта:

30

Razem z Okretka przeszedl na druga strone ulicy, wciaz rozgladajac sie wokol. Okretce bylo najzupelniej wszystko jedno, nie miala pojecia, co spodziewali sie zobaczyc i czego szukaja, ale rozgladala sie rowniez niejako do towarzystwa. Dzieki temu dostrzegla pojawiajacego sie nagle w drzwiach najblizszego sklepu dosc mlodego osobnika. Osobnik spojrzal na nia, uczynil ruch, jakby chcial sie cofnac, i na moment zastygl w wejsciu. Na obliczu Okretki rozkwitl radosny usmiech.

– Dzien dobry panu! – zawolala zyczliwie.

Dzielnicowy odwrocil sie natychmiast i ujrzal pryszczaty stwor z malpia szczeka i niskim czolem, skladajacy niepewny uklon. Uroda stworu, w zestawieniu z wyraznym, wrecz tkliwym, ozywieniem Okretki wzbudzila w nim zdziwienie. Wiedzial wprawdzie, ze kobiety w kazdym wieku sa nieobliczalne, ale nigdy jeszcze nie byl swiadkiem tak wielkiego kontrastu.

– Kto to jest? – spytal podejrzliwie.

Stwor opuscil wejscie do sklepu i oddalil sie w przeciwnym kierunku, sylwetka nasuwajac skojarzenie z gorylem.

– Jeden pan – powiedziala Okretka z czuloscia. – Nadzwyczajny. Zupelnie wyjatkowy!

Dzielnicowy rowniez byl zdania, ze pan, na oko sadzac, jest zupelnie wyjatkowy, tak malpia urode bowiem mozna spotkac raz na stulecie, ale radosny zachwyt Okretki wydal mu sie co najmniej podejrzany.

– A ta jego nadzwyczajnosc na czym polega? – spytal ostroznie.

– Mozliwe, ze na pierwszy rzut oka nie wydaje sie piekny – przyznala Okretka od razu – ale to o niczym nie swiadczy. To jest niezwykly czlowiek, taki uczynny i sympatyczny, i szlachetny, i wyjatkowo inteligentny, i cudowny! To on dal nam wczoraj cala reszte drzewek i nawet odwiozl nas do Warszawy. Mnie tez sie w pierwszej chwili nie podobal…

Dzielnicowy z zawodowego nawyku zainteresowal sie curiosalna postacia. Ofiarodawcow na cele spoleczne takich sum, w dodatku ofiarodawcow prezentujacych taki kontrast cech zewnetrznych i wewnetrznych, nie spotyka sie na kazdym kroku. Zazadal szczegolow wczorajszego wydarzenia. Okretka bez oporow, wrecz z zapalem, opowiadala o wyprawie do Tarczyna i oszalamiajacej rozrzutnosci podobnego do malpy mlodzienca, az nadbiegl w pospie chu Krzysztof Ce gna.

– Jest Stasiek – zaraportowal. – Nadajnik mu sie zepsul, ale juz w porzadku. Stoja pod Europejskim.

Dzielnicowy z westchnieniem ruszyl do samochodu. Opowiadanie Okretki wydalo mu sie tak interesujace, ze – aczkolwiek zajety innymi sprawami – polecil jej kontynuowac. Uprzednio przyjal meldunek tajemniczego glosu.

– Ciagle sa razem, weszli do kawiarni – oznajmil glos.

– …I to wszystko zrobil, chociaz mial goscia – ciagnela z rozrzewnieniem Okretka. – Zostawil go, wykopal drzewka, zawiozl nas do miasta, do samej szkoly, nawet nie wchodzil do domu.

– Skad pani wie, ze mial goscia?

– Nawet wiem kogo. Tego oblakanego chlopa z Wilanowa. Widzialysmy jego samochod.

Obaj, dzielnicowy i Krzysztof Cegna, okazali zywe poruszenie.

– Jest pani pewna, ze jego? Skad pani wie?

– Jak to skad, widzialam na wlasne oczy. Poznalysmy po tym glupim numerze, Wielka Rewolucja Francuska. Przesladuje mnie ta Wielka Rewolucja, chyba jej sie w koncu naucze…

W zatloczonej kawiarni hotelu Europejskiego zaledwie nikla czesc gosci zwrocila uwage na scenke, raczej niecodzienna. Dwoch milicjantow wprowadzilo bardzo mloda, troche brudna dziewczyne. Zatrzymali sie przy drzwiach, a dziewczyna poszla dalej, az za slupy, oddzielajace dluga sale od mniejszej, usytuowanej w glebi. Tam przystanela i zaczela sie rozgladac dookola.

– Niech sie pani przyjrzy, przy tych stolikach pod sciana – polecil dzielnicowy. – Moze pani kogo rozpozna.

Wiedzial, oczywiscie, ze moze wzbudzic sensacje, obaj z Krzysztofem Cegna byli w mundurach, Okretka miala na twarzy slady prac ogrodniczych, ale nie mial czasu i nie zamierzal zawracac sobie glowy glupstwami. Na konspiracji mu nie zalezalo, a z cala sprawa chcial miec wreszcie spokoj. Okretka postapila kilka krokow i czym predzej wrocila.

– Siedza wszyscy razem – oznajmila przerazonym szeptem. – To ci trzej! Sa inaczej ubrani, ale to na pewno oni. Poznalam ich!

Trzej faceci pod sciana zauwazyli ja rowniez. Przerwali rozmowe i dluga chwile przygladali sie drzwiom, za ktorymi znikneli milicjanci w towarzystwie nieco brudnej dziewczyny…

Dzielnicowy, Krzysztof Cegna i przerazona, sploszona Okretka wsiedli do samochodu w milczeniu. Dzielnicowy zadumal sie na dluga chwile, po czym westchnal ciezko.

– No tak – powiedzial smutnie. – Zgadza sie. To jest rezyser z telewizji i dwoch scenarzystow. Pisza sensacyjna sztuke. Scisle biorac, juz napisali, a teraz ustalaja sobie szczegoly i faktycznie maja tam taka scenke, ze zbrodniarz morduje czlowieka. Przejezdza go samochodem.

– Co takiego?

Okretka patrzyla na niego w oslupieniu, z oburzeniem, nie wierzac wlasnym uszom. Dzielnicowy znow westchnal i powtorzyl informacje. Krzysztof Cegna z ponurym wyrazem twarzy wydlubywal spomiedzy palcow niewidoczne kawalki kaktusa. Okretke zamurowalo.

– Juz dawno wiemy, kto to jest i co oni robia – ciagnal dzielnicowy. – Mozna sie bylo czegos takiego spodziewac, ale musielismy sprawdzic, czy to oni rozmawiali wtedy, czy ktos inny, zeby moc to juz calkiem wykluczyc. Zeby nam sie nie mieszalo do innych spraw. A miejsce tej zbrodni znalezli sobie akurat tam na Zoliborzu…

Okretka odzyskala glos.

– Wstretne capy! – powiedziala z odraza, oburzeniem i rozgoryczeniem. – Tak denerwowac ludzi! To jest zwyczajne, obrzydliwe swinstwo! I po co im bylo, w takim razie, wloczyc sie za nami? My tez jestesmy im potrzebne do sztuki? Ja mam tego dosc, wracam do domu!

– Zaraz – powiedzial lagodnie dzielnicowy. – Z tym wloczeniem to jest, zdaje sie, troche inaczej. Byloby dobrze, zeby pani jeszcze z nami pojechala i opowiemy sobie wszystko po kolei, punkt po punkcie, az do tej Rewolucji Francuskiej…

W ten sposob pani Bukatowa, wrociwszy wieczorem do domu, nie zastala corki, a za to zastala w pokoju cos, co robilo wrazenie buntu kaktusow. Znala hobby swojej latorosli i przelazac ostroznie miedzy kupami ziemi, skorup i roslin pomyslala, ze widocznie Okretka zabrala sie do przesadzania, ale musiala sie w to chyba wmieszac Tereska…

* * *

– Wyglupilysmy sie konkursowo – oznajmila Teresce Okretka z gigantycznym niesmakiem zaraz. po pierwszej lekcji. Przed lekcjami nie zdazyla, wpadla bowiem spozniona i bezustannie byla wzywana do odpowiedzi. – Zrobilysmy donos na porzadnych ludzi. Nie planuja zadnej zbrodni, tylko pisza scenariusz i niepotrzebnie tyle przezylam. Milicja chce, zebys zaraz po szkole przyszla tam i powtorzyla wszystko to, co ja im wczoraj powiedzialam.

– Skad, na litosc boska, mam wiedziec, co im wczoraj powiedzialas? – spytala Tereska, mocno zaskoczona i oszolomiona gwaltownym przeistoczeniem sie niebezpiecznych zbrodniarzy w szanowanych czlonkow spoleczenstwa.

Okretka zamachala niecierpliwie reka.

– Wszystko jedno. Ja im powiedzialam, co bylo, i ty tez masz to powiedziec, bo ja moglam cos przeoczyc. Nie chce mi sie teraz tego powtarzac, zreszta, chyba wiesz, co bylo. Co ta Krystyna taka nadeta?

Tereska obejrzala sie na Krystyne, siedzaca na parapecie i posepnie wpatrzona w okno.

– Cos z tym jej Ryskiem. Zdaje sie, ze wlasnie doszla do wniosku, ze eksperyment nie zdaje egzaminu i instytucja narzeczonego nie pasuje do dzisiejszej rzeczywistosci. Uparla sie byc staroswiecka i cos jej to nie bardzo wychodzi.

– Ma taki wyraz twarzy, jakby zamierzala wyskoczyc tym oknem.

– Za nisko, pierwsze pietro. Dlaczego w takim razie jezdzili za nami?

– Kto? Krystyna z narzeczonym?

– Nie, ci artysci. Tworcy sztuki.

Nie wiem. Milicja chyba tez nie wie, bo sie tym bardzo interesuja. Ja w ogole nic z tego nie rozumiem i mnie sie to wydaje podejrzane. Dlaczego Krystynie nie wychodzi? To bylo takie ladne z tym narzeczonym. Takie… rzeczywiscie staroswieckie. Podobalo mi sie.

30
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы