Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna - Страница 21
- Предыдущая
- 21/36
- Следующая
– Prosze bardzo, niech pani wejdzie! Mamusia dzis nie przyjdzie?
– Boli ja glowa. A ja od dawna chcialam przyjsc, wiec…
– To dobrze! Alusiu, cieszysz sie, ze pani przyszla?
– Bardzo! – zapewnila Ala zalosnie.
Pielegniarka spojrzala na zegarek.
– Przyjde za godzine. Czy moze pomoc ci jeszcze w czyms, Alusiu?
– Nie, dziekuje pani…
– Moze zaslonic okno?
– Bardzo prosze…
– Jakbys czegos potrzebowala, to zaraz zadzwon!
– Dobrze, dziekuje… ale przeciez bedzie tu moja siostra…
– Mowie na wszelki wypadek!
– Tak. Rozumiem.
Gdzies mi sie podzial, kolczasty jezyku? Co zrobilo z ciebie te ukladna, dbajaca o kazde "dziekuje" panienke? Zostalysmy same. Usiadlam na krzesle i pogladzilam reke Ali, blada, szczupla.
– Alutka…
Usmiechnela sie i zaraz cos niebezpiecznie drgnelo jej w okolicy ust. Czulam, ze mieknie we mnie wszystko, ze staje sie jakas zwiotczala i tylko krtan mam sztywna jak z drewna. Ala polozyla reke na olbrzymim przylepcu zaslaniajacym jej polowe policzka.
– Dzis zdjeli mi szwy… to sie juz goi, wiesz?
– Wiem.
– Zajrzyj tu… oddarlam, kiedy nikogo nie bylo w pokoju.
Uchylila przylepiec od gory i odsunela razem z opatrunkiem. Graba blizna przecinala jej twarz od skroni az do kacika ust. Nieporadnie poglaskalam ja po drugim policzku.
– Bardzo cie kocham, siostrzyczko, wiesz?
– Och! – krzyknela zdlawionym glosem. – To musi jeszcze strasznie wygladac, jezeli tak mowisz.
– Wcale o tym nie myslalam – sklamalam.
– A o czym? O czym moglas myslec?
– Ala! Kiedy mama jest chora, nie ogarniaja cie natychmiast wyrzuty sumienia? Ze ona lezy, biedna, obolala, a ty zawsze bylas dla niej niedobra?
– Pewno.
– Tak samo jest teraz ze mna. Nie moge sobie darowac, ze ci tyle nadokuczalam, ze cie traktowalam jak smarkata, ze kpilam z twojego harcerstwa, ktore wydawalo mi sie idiotycznym bluffem z twojej strony! Jak wyzdrowiejesz, na pewno bedzie po staremu. Znowu bedziemy wymyslac sobie od ostatnich…
– Od swin! – sprostowala Alka.
– Wlasnie. Wiec korzystam z chwili naszej malej odpornosci psychicznej, zeby cie przeprosic za to, co bylo, i…
– i za to, co bedzie! – wpadla mi w zdanie. – To swietny pomysl! – skrzywila sie gwaltownie. – Boli mnie ta noga… i swedzi pod gipsem…
Do pokoju weszla salowa. Po drodze rozwijala z bibulki trzy ogromne, rozowe gozdziki.
– Znowu kwiaty dla panienki! Chyba od kawalera?
Ala nie odezwala sie i tylko leciutkim usmiechem odpowiedziala na to pytanie.
Salowa ulozyla kwiaty w wazonie i wyszla.
– To od rodzicow tej dziewczynki… przysylaja mi kwiaty co drugi dzien… pilnuja, zebym zawsze miala swieze!
– Dziwisz im sie?
– Troche. Bo to jest pomylka… ja wcale nie myslalam w tamtej chwili. Gdybym pomyslala i to zrobila, to tak! Wtedy bylabym nawet z siebie dumna. Ale ja dzialalam instynktownie…
– Rozni ludzie maja rozne instynkty… ja na przyklad nie wiem, jak bym sie zachowala na twoim miejscu…
– Tak samo! Jestem pewna, ze niedlugo bede dalej zla harcerka, niedobra corka i klotliwa siostra, w tych miejscach moje szlachetne instynkty drzemia jak koty pod piecem.
Alka?… Czy ona przypadkiem nie okazywala sie starsza ode mnie? Odwrocila glowe i przygladala sie gozdzikom.
– Cudne… ale ja wole ten malutki, fioletowy krokusik. Od Ola, wiesz? Przyslal mi…
– Wiem, bylismy razem w kwiaciarni. Olo potwornie wydziwial nad tymi koszyczkami. Kazdy wydawal mu sie zly.
Zamknela znowu oczy i przez chwile sadzilam, ze jest zmeczona rozmowa. Nie, to tylko szpitalna cisza, spokoj i moze bol – ulatwialy zwierzenia.
– Kocham Ola… – powiedziala spokojnie.
To bylo smutne wyznanie. Ala dotknela przylepca.
– Wiesz, jakie jest to moje bohaterstwo? Takie, ze czasami zaluje… to sa tylko chwile… zaluje, bo wydaje mi sie, ze teraz juz nie mam zadnych szans. Nigdy ich nie mialam, bo nawet z nas dwoch wolal ciebie, ale zawsze cos mi sie marzylo…
– Blizna zagoi ci sie i wyrowna! Tak lekarz powiedzial mamie! A poza tym mezczyzni nie zwracaja uwagi…
Znowu mi przerwala.
– Tylko bez takich! Mowisz glupstwa, Mada! Moze mi powiesz, ze Marcin nie zwraca uwagi? I on zwraca, i ty dokladasz wszelkich staran, zeby mu sie podobac! Czy ja tego nie widze? Jak wychodzisz z domu, zeby sie z nim spotkac, muskasz sie jak ptaszek!
– Ty wiesz, ze ja sie z nim spotykam, Alka? – spytalam zaskoczona.
– Jasne.
– I nie powiedzialas mamie?
– Nie.
– Zawsze cie mialam za skarzypyte… – przyznalam skruszona.
– Bo nia jestem. W drobiazgach i w tym samym stopniu, co ty. Ale nie wtedy kiedy…
– Kiedy co?
– Widzialam was. W parku. Jesienia. Siedzieliscie na lawce. Polozylas mu glowe na ramieniu, a on gladzil cie po buzi. To bylo ladne. Mozesz mowic o mnie, co chcesz, ale nie jestem psuja! Nigdy niczego nie psuje celowo. A juz na pewno oszczedzam tych rzeczy, ktore mi sie podobaja! Kiedy w zeszlym roku zdawalam do osmej klasy, na egzaminie popsulam swoj ukochany dlugopis. Ale zrobilam to ze zdenerwowania… – poruszyla sie na lozku niespokojnie. – Dokucza mi ta glupia noga! Wczoraj mialam znowu transfuzje… podziurawili mi cala reke… ale poszlo dobrze, nawet glowa mnie pozniej nie bolala. Krew byla z butelki. Matka tej dziewczynki przyszla do ordynatora zaraz po wypadku, powiedziala, ze ma grupe O i ze moze oddac dla mnie cala swoja krew. Pobrali od niej troche, ale mnie dali z innej butelki. Krwi mojej grupy maja dosyc, a tamta schowali dla innych przypadkow. Wiesz, ze ja tutaj jestem przypadkiem? Przypadkiem otwartego zlamania konczyny dolnej…
Kiedy wyszlam ze szpitala i owialo mnie mrozne powietrze wieczoru, w przejmujacy sposob uswiadomilam sobie sprawnosc moich dolnych konczyn i gladkosc policzkow. Co by sie stalo, gdybym teraz tak jak Ala zostala w szpitalnej separatce? Z policzkiem rozoranym gruba blizna i z noga obolala pod gipsem? Lekarz powiedzial mamie, ze blizna wyrowna sie z czasem. Teraz jednak byla przerazajaca? Gdybym to ja… Marcin? Co ty bys zrobil wtedy? Ach, nie! Wolalam nie myslec o tym.
Mama nie spala, kiedy wrocilam do domu.
– Lezalam troche i przeszlo mi jakos! Zrobilam dla nas kolacje. Mada… Wiesz, jestem tak strasznie zajeta Alusia, ze chwilami zapominam o tobie, ale chyba to rozumiesz! Jak ona? Zdjeli jej szwy?
– Tak. To sie juz goi…
– Siadaj do stolu, kochanie!
– Och, mamo! Leniwe pierozki!
– To dla ciebie: order za wierna sluzbe. Dopiero dzis zobaczylam, ze zrobilas przepierke!
– Ale nie zdazylam poprasowac wszystkiego. Mam mase roboty w szkole. Nie moge zawalic matury, mama! Dziewczyny ucza sie jak szalone, nie masz pojecia! A ja mam trudnosci z matma.
– W dalszym ciagu?
– Tak. To znaczy mam te troje, ale…
– Moze trzeba ci wziac pomoc?
– Nie, mamo! Olo obiecal, ze zrobi z tym porzadek. Olo tez nie ma czasu, ale chce tu przyjezdzac w kazda sobote… – Mama nalozyla mi druga porcje pierozkow.
– Zapomnialam ci powiedziec, Mada! Mialam dzis list od babci Emilii…
– No? Co babcia pisze?
– Przejeta Ala. Oczywiscie wdusza we mnie pieniadze, jak to babcia Emilia! Ojciec ma przyjechac do niej na Wielkanoc…
– To babcia zadowolona?
– Chyba tak… Babcia proponuje, zebym na okres swiat pojechala gdzies z Ala, a ciebie zaprasza tam…
– To znaczy… mialabym sie spotkac z ojcem?
– No tak! Nie masz na to ochoty?
– Moze ci sprawie przykrosc mamo, ale mam ochote. Chetnie zobacze tatusia. Nie widzialam go… ile?
– Piec lat. Ja nie mam nic przeciwko temu, Mada…
– Zawsze bede w stosunku do ciebie lojalna, mamus! – zapewnilam.
Usmiechnela sie tylko. Zjadlam trzecia porcje pierozkow.
– Tys chyba wcale nie jadla od tamtego dnia? Te obiady w szkole sa bardzo podle?
Wymamrotalam cos pod nosem. Nie zaplacilam obiadow, bo chcialam miec troche pieniedzy dla siebie. Mamie bylo teraz bardzo ciezko i tylko od czasu do czasu dawala mi minimalna ilosc pieniedzy. To fakt, ze chodzilam wiecznie glodna i ze Marcin, wiedzac o wszystkim, w drodze do szkoly wpychal mi do teczki swoje drugie sniadanie. Pozeralam je do ostatniego okruszka i czesto wyobrazalam sobie mine jego matki, gdyby wiedziala, ze to ja pochlaniam te buleczki z poledwica, ktore szykowala dla swojego Marcinka. Marcin siedzial w szkole glodny, wiedzialam jednak, ze w domu czeka na niego wyliczony kalorycznie obiad. Raz tylko zrobilo mi sie przykro. Umowilam sie z Marcinem w kinie. Byl mroz, mielismy sie spotkac w poczekalni. Kiedy przyszlam, Marcin juz byl. Siedzial w kacie na fotelu obok grzejnika.
- Предыдущая
- 21/36
- Следующая