Выбери любимый жанр

Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna - Страница 13


Изменить размер шрифта:

13

Nigdy nie zachwycalo mnie istnienie Marioli. Ale Roman byl zawsze silniejszy ode mnie, zawsze podporzadkowywalem sie jego planom i moje nedzne chwile buntu mijaly, ilekroc bylismy razem.

Jezeli moja matka wyobraza sobie niekiedy diabla, jestem zupelnie pewien, ze ma on twarz Romana. W tym okresie byla sama, ojciec siedzial sluzbowo w Tunisie, nie mogla odwolac go stamtad tylko dlatego, ze z wyliczenia wypadla Mariola. Ktorejs nocy czekala na mnie w kuchni, blada i wyniszczona. Wyniszczona. Czyz mozna inaczej nazwac twarz zorana niepokojem, zapadniete oczy, drzace rece?

– Co robiles do tej pory? Gdzie byles? Z kim? Marcin, tys znowu pil?

Ogarnela mnie histeryczna zlosc, ze pyta. Ciagle pyta. Bez przerwy pyta. Pyta? Niech wie. Opowiedzialem prawde.

Siedziala pozniej na krzesle, z rekoma polozonymi na stole i twarza ukryta w zgieciu lokcia. Nigdy jeszcze nie widzialem, zeby plakala w ten sposob. Patrzylem na nia, coraz mniej okrutny, bo coraz bardziej trzezwy. Pozniej bylem jak szczeniak. Obiecywalem. Przysiegalem. Roman zawsze okazywal sie silniejszy. To byl dopiero poczatek, do konca nie chcialo mi sie wracac nawet w myslach. Zreszta teraz byla przy mnie Mada, nie Mariola, i ksiezyc odbity w wodzie mial swoje znaczenie. Kiedy wrocilem tego wieczoru do domu, matki nie bylo, chociaz nie miala zwyczaju wychodzic o tej porze. Stanalem przed domem i wkrotce dostrzeglem, ze wraca od strony Osady.

– Stalo sie cos? – zapytalem, kiedy zblizylismy sie do siebie.

– Ciebie o to pytam… – odparla – zrozum, ze zyje w nieustannym strachu o te dziewczyne!

– Dlaczego, mamo?

– Och… sam wiesz, ze to jest wyjatkowa dziewczyna!

– Wiem.

– Gdybym ci mogla ufac… Znowu!

– Gdybys mi mogla ufac…?

– Powiedzialabym: jak to dobrze, ze ja kochasz! Niestety, nie ufam ci za grosz. Za grosz! Marcin… prosze cie, zostaw ja w spokoju! Zasluguje na cos lepszego niz twoje uczucie!

– O, potrafisz byc okrutna, mamo!

– Widocznie po mnie odziedziczyles swoje umiejetnosci! Badz wiec dalej okrutny dla mnie, a ja zostaw lepszemu losowi…

– Nie widze innego wyjscia.

Rozesmiala sie i powiedziala z satysfakcja:

– Nie masz widac szans u takich dziewczat, jak ona! Rozgryzla cie, zanim podniosles przylbice!

Ogarnela mnie wscieklosc. Jak dlugo zamierza wypominac mi tamte sprawy? Czy nie stawalem na glowie, zeby podporzadkowac sie teraz jej zadaniom, nawet wtedy, kiedy wydawaly mi sie absurdalne? Zadnych nowych znajomosci, zadnych kontaktow! No, tak… Wtedy ta historia z Adamem. Ale w rezultacie uprzytomnilem sobie sam, jak bardzo musze sie pilnowac. W koncu wyszlo na dobre. Wiec jak dlugo mozna rozdrapywac i rozdrapywac to, czego wspomnienie staje mi sie coraz bardziej nienawistne? Jakim prawem matka uwaza, ze nie jestem wart Mady, jezeli wlasnie w tej dziewczynie widze zaprzeczenie swoich bylych racji?

Nie myslalem dlugo, wlasciwie nie myslalem wcale. Najgorsze jest to, ze w momentach pasji przestaje myslec.

– To staje sie w koncu potworne! – wybuchnalem ze zloscia. – Dlaczego jestes taka zgryzliwa?

– Zgryzliwa? Zgryzliwoscia nazywasz te odrobine prawdy o sobie, ktora ci przypominam?

– Jak dlugo zamierzasz traktowac mnie jak wykolejenca? A zreszta… co ty wiesz o Madzie, ze tak jej bronisz przede mna?

Bez namyslu spralbym kazdego, kto odwazylby sie powiedziec zle slowo o tej dziewczynie. Bez namyslu sam zaczalem mowic o niej to, co mi slina przyniosla na jezyk.

– A jezeli ci powiem, ze jestesmy siebie warci? Ze jej ukladnosc i cala ta wyjatkowosc to zwyczajna zgrywa? Ze w gruncie rzeczy jest taka, jak Mariola albo jeszcze gorsza? Znam ja na pewno lepiej niz ty!

Podeszla do mnie blizej. Widzialem jej oczy dziwnie zwezone. Przygladala mi sie przez chwile, a potem powiedziala nieswoim syczacym glosem:

– Nic nie potrafisz uszanowac! Nic! Nawet wlasnego uczucia, jezeli w ogole jestes do niego zdolny!

Uderzyla mnie bardzo mocno. Po raz pierwszy w zyciu uderzyla mnie w twarz. Nie zrobila tego nawet wtedy, kiedy noca kapitan Ligota przyprowadzil mnie do domu. Zrobila to teraz. Stanela w obronie dziewczyny, ktora ja kochalem. Nie ocenilem wtedy wymowy tego paradoksu.

Nastepnego dnia powiedziala mi krotko:

– Spakuj sie. Jutro wracamy do domu.

A wiec pozostal mi jeszcze jeden jedyny dzien. To duzo, wystarczajaco duzo czasu na to, zeby wszystko Madzie wyjasnic. Niech kpi, ale niech wie, ze ja kocham.

Matka nie oponowala, kiedy bralem rakiete i pilki. Nie bylem w stanie grac.

– Jestem na to zbyt wsciekly, Mada! – powiedzialem.

Przez chwile przygladala mi sie z zaciekawieniem. Przechylila glowe na bok. Mocno zwiazane nad uszami wlosy sterczaly jej zabawnie. Szeroko otwarte oczy. Uniesione w gore brwi. Byla chyba zupelnie nieswiadoma wlasnego wdzieku.

Szlismy wolno dluga, cienista droga. Wiadomosc o moim wyjezdzie przyjela bez odrobiny zalu. Bylem dla niej jak lisc, ktory opada z drzewa jesienia, bo takie jest prawo, natury. Ale czasami dziewczyny podnosza z ziemi opadle liscie. Pomyslalem o tym proponujac jej spotkanie po powrocie. Odmowila z osobliwa stanowczoscia. Nie byl to moment odpowiedni dla moich wyznan. Co chwile mijali nas obcy ludzie, halasliwe grupy mlodziezy, rozkrzyczane dzieci. A ja chcialem powiedziec Madzie to spokojnie i w skupieniu, tak zeby nic nie moglo jej rozproszyc, zeby nie miala dokad uciec spojrzeniem, zeby musiala potraktowac mnie na serio. Przypomnialem sobie, ze gdzies w poblizu jest plebania ze slynnym w okolicy rosarium ksiedza. Z daleka dostrzeglem otwarta furtke.

– Chodzmy zobaczyc rosarium proboszcza. Nie bylem tam nigdy.

– Nie lubie roz – skrzywila sie niechetnie.

– Ja takze nie lubie roz, ale chetnie zobacze rosarium! – usilowalem ja naklonic. – Podobno jest fantastyczne!

– Ale ja nie mam ochoty ogladac rosarium! To mnie zupelnie nie interesuje! Jezeli rzeczywiscie chcesz je zobaczyc, to idz! Poczekam na ciebie… o, tu jest lawka.

Poszedlem. Juz nawet nie dla tych roz, po prostu chcialem zostac przez chwile sam. Chodzilem jak bledny, zaledwie dostrzegajac to wszystko, co bylo dokola mnie. Dalem sie opetac jednej mysli: chcialem, zeby Mada wiedziala. Juz! Zaraz! Natychmiast! Rozgrywka zblizala sie do konca i moglem ujawnic wreszcie te karte, wiecej warta niz zlosliwe blotki, ktorymi gralem do tej pory. Szybko wyszedlem z rosarium.

– To bylo warte dokladniejszego obejrzenia i zaluje, ze nie przyszedlem tu wczesniej – powiedzialem spokojnie.

W tej samej chwili dostrzeglem Miske i Piotra. Ucieszylo mnie to nawet, bo dawno zauwazylem, ze w ich obecnosci Mada przycicha i lagodnieje. Pewno. Bylo cos miedzy Miska i Piotrem, przed czym chcialo sie zdjac kapelusz. Miska zdziwila sie wyraznie, kiedy powiedzialem, ze po raz pierwszy bylem w rosarium.

– No wiesz, Mada! Ze tez nie przyprowadzilas go tu wczesniej! Mada przeciez uwielbia roze…

Spojrzala na Made i musiala dopiero teraz zauwazyc jej gniew, ktorego nie potrafila ukryc.

Miska speszyla sie.

– Cos ty…? Mada…?

Tym pytaniem pelnym konsternacji i niezrozumienia pogorszyla tylko dostatecznie kiepski stan rzeczy. Zrozumialem, ze Mada nie chciala ogladac swojego ukochanego rosarium – ze mna. Nie bylem godzien uczestniczenia w tym malym misterium, ktore widac celebrowala w ogrodzie proboszcza. Jeszcze od wczoraj czulem reke matki na swoim policzku, to bylo drugim uderzeniem. Czyzby Mada wiedziala o mnie wszystko? Czyzby jakims cudem zdolala poznac cala moja historie? To bylo nieprawdopodobne, ale tak wlasnie musialo byc. Szlismy w strone domu. Mada nie odzywala sie ani slowem. Najwyrazniej osadzila mnie i wydala wyrok skazujacy – nie moglem inaczej rozumiec tego milczenia. Ale przeciez za jedno przewinienie kaze sie czlowieka tylko raz. Matka nie mogla tego pojac. A teraz Mada! Wyjasnic! Nie, nie bylem w stanie nic wyjasnic. Pozegnanie trwalo krotko. Tak jakbysmy mieli spotkac sie jeszcze tysiac razy. Nikogo nie bylo na peronie, kiedy wyjezdzalem z Osady.

13
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Siesicka Krystyna - Zapalka Na Zakrecie Zapalka Na Zakrecie
Мир литературы