Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 55
- Предыдущая
- 55/108
- Следующая
Przez osiem lat po berlinskich rozruchach w 1953 roku Ludwig Jahn siedzial cicho. W 1961 roku, kiedy Mur nie byl jeszcze ukonczony, spokojnie przeszedl do zachodniej czesci miasta. Przez ostatnie pietnascie lat mial dobra, panstwowa posade w Berlinie Zachodnim. Zaczynal jako zwykly straznik w sluzbie wieziennej, obecnie awansowal juz do stopnia starszego wachmistrza, oddzialowego Bloku II, w wiezieniu Tegel.
Jego drugi gosc siedzial przez caly czas w milczeniu. Jahn nigdy sie nie dowie, ze ten czlowiek to radziecki pulkownik nazwiskiem Kukuszkin, pracujacy teraz dla “departamentu mokrej roboty” moskiewskiej centrali KGB.
Jahn patrzyl z przerazeniem na zdjecia, ktore Niemiec wysypal z duzej koperty i rozlozyl przed nim na stole. Byla na nich jego matka, dobiegajaca osiemdziesiatki wdowa, w celi wieziennej, patrzaca w obiektyw poslusznie, z trwoga i jakby z nadzieja, ze z tej wlasnie strony przyjdzie uwolnienie. Byli tam jego dwaj mlodsi bracia, z kajdankami na rekach, w roznych celach, ktorych sciany z surowych cegiel byly doskonale widoczne na bardzo ostrych odbitkach.
– A sa jeszcze panskie bratowe i trojka rozkosznych bratankow. No tak, wiemy przeciez, ze posyla im pan prezenty gwiazdkowe. Jak to oni pana nazywaja? Wujek Ludo? Ladnie, bardzo ladnie… A czy cos takiego – gosc podsunal Jahnowi dalsze zdjecia – widzial pan kiedys?
To, co zobaczyl teraz na tych zdjeciach, zmusilo go do zamkniecia na chwile oczu. Ze zdjec patrzyly na niego dziwaczne, podobne do zywych trupow, postacie odziane w szmaty, z nagimi glowami ostrzyzonymi do golej skory, wygladajacymi jak czaszki, z zapadnietymi, otepialymi twarzami. Ludzie na tych zdjeciach tloczyli sie bezladnie, powloczyli nogami jak starcy. Niektorzy owijali wlasnie szmatami skostniale stopy, by oslonic je przed arktycznym mrozem. Porosnieci szczecina, wyschnieci na wior, bardziej przypominali zmaltretowane zwierzeta w klatce, niz ludzi. Wyjasniono mu uprzejmie dalej, ze zdjecia przedstawiaja wiezniow obozow pracy przymusowej na Kolymie, na dalekiej Syberii, na polnoc od Kamczatki. Tam wlasnie, na Dalekim Wschodzie za kregiem polarnym, wydobywa sie zloto.
– Dozywocie w takich… hm… kurortach to przywilej tylko dla najwiekszych wrogow panstwa, panie Jahn. Ale moj obecny tu kolega moze zapewnic ten przywilej calej panskiej rodzinie… tak… nawet panskiej kochanej, starej matce… wystarczy jeden telefon. No, wiec, niech pan mi powie, czy chce pan, zeby ta rozmowa telefoniczna sie odbyla?
Pulchny Jahn patrzyl z przerazeniem w oczy drugiego mezczyzny, ktory nadal milczal. Wydawaly mu sie rownie zimne jak lagry Kolymy.
– Nein - wykrztusil z trudem – blagam, nie! Czego wy wlasciwie ode mnie chcecie?
Choc pytanie skierowane bylo do drugiego milczacego mezczyzny, odpowiedzial Niemiec.
– W wiezieniu w Tegel siedza dwaj porywacze samolotu, Miszkin i Lazariew. Zna ich pan?
Jahn skinal glowa poslusznie, z rezygnacja.
– Tak. Przywieziono ich cztery tygodnie temu. Bylo na ich temat wiele szumu w prasie.
– Gdzie dokladnie siedza?
– Blok numer II. Gorne pietro, wschodnie skrzydlo. Maja pojedyncze cele… na wlasna prosbe. Obawiaja sie innych wiezniow. Tak mowia… bo wlasciwie nie maja powodu sie bac. Gdyby mieli na przyklad na sumieniu gwalt na dzieciach, to co innego. Ale bardzo nalegali.
– Pan jednak moze ich odwiedzac, panie Jahn? Ma pan do nich dostep?
Jahn milczal. Zaczynal sie juz z przerazeniem domyslac, czego jego goscie mogli chciec od porywaczy samolotu. Przybyli przeciez ze Wschodu, skad tamci dwaj uciekli. Z pewnoscia nie przyszli do niego po to, zeby wreczyl wiezniom od nich prezenty urodzinowe.
– Niech pan przyjrzy sie jeszcze raz tym zdjeciom, Jahn. Niech pan im sie dobrze przyjrzy, zanim pomysli pan o odmowie.
– Tak, moge ich odwiedzac. W czasie obchodow. Ale tylko w nocy. Na dziennej zmianie pilnuje tego korytarza trzech straznikow. Zawsze co najmniej jeden musialby wejsc ze mna do celi. Zreszta w ciagu dnia nie mam zadnego pretekstu do otwierania cel. Kontroluje je w nocy.
– Jest pan teraz na nocnej zmianie?
– Nie – zaprzeczyl gwaltownie – na dziennej.
– Jak dlugo trwa nocna zmiana?:
– Osiem godzin. O dziesiatej wieczorem gasi sie swiatlo, o polnocy nastepuje zmiana warty. Nastepna zmiana jest o osmej rana W ciagu nocy obchodze caly blok trzykrotnie, w towarzystwie dyzurnego straznika kazdego z pieter.
Nieznajomy Niemiec zastanowil sie przez chwile.
– Moj obecny tu przyjaciel chcialby ich odwiedzic. Kiedy przechodzi pan na nocna zmiane?
– W poniedzialek, czwartego kwietnia.
– Doskonale. A wiec zrobi pan to tak…
Polecono Jahnowi wziac mundur i przepustke z szafki kolegi przebywajacego na urlopie. Czwartego kwietnia o drugiej nad ranem kazano mu zejsc na parter i wpuscic Rosjanina z ulicy sluzbowym wejsciem. Pojsc z nim na gorne pietro i ukryc go w pokoju sluzbowym dziennej zmiany. Dyzurnego z tego pietra wyslac pod jakims pretekstem na dluzszy czas na dol, przejmujac tymczasem jego obowiazki. Po odejsciu straznika wpuscic Rosjanina na korytarz, przy ktorym sa izolatki, i dac mu klucze od obu cel. Po jego odwiedzinach u Miszkina i Lazariewa wszystkie czynnosci zostana powtorzone w odwrotnej kolejnosci. Nastepnie Rosjanin ukryje sie az do powrotu dyzurnego straznika, po czym Jahn odprowadzi go do sluzbowego wyjscia i wypusci na ulice.
– To sie nie uda -jeknal Jahn, wiedzac dobrze, ze prawdopodobnie jednak mogloby sie im to udac.
Wtedy wreszcie odezwal sie po niemiecku, milczacy dotad Rosjanin.
– Lepiej, zeby wyszlo – zagrozil. – Jesli nie wyjdzie, osobiscie zapewnie panskiej rodzinie taki rezim na Kolymie, przy ktorym stosowane tam “rygory specjalne” beda mogly sie wydawac miesiacem miodowym w apartamencie hotelu “Kempinsky”.
Jahn poczul sie nagle tak, jakby lodowata ciecz wypelnila mu zoladek. Rowniez w jego wiezieniu bylo “wydzielone skrzydlo”. Zaden z tamtejszych brutalnych straznikow nie mogl sie jednak rownac z tym czlowiekiem. Jahn z trudem przelknal sline.
– Zrobie to – wyszeptal.
– Moj przyjaciel powroci tutaj w niedziele, trzeciego kwietnia, o szostej wieczor – oswiadczyl Niemiec. – Tylko bez zadnych komitetow powitalnych z policji, jesli laska. Nic to panu nie da. Obaj mamy paszporty dyplomatyczne na falszywe nazwiska. Wszystkiemu zaprzeczymy i puszcza nas wolno. Prosze przygotowac dla niego mundur i przepustke.
Po chwili odeszli. Zabrali ze soba fotografie, nie zostawili ani jednej. Dla Jahna nie mialo to znaczenia. Juz ich nie zapomni: co noc bedzie je widzial w koszmarnych snach, z najdrobniejszymi szczegolami.
Do 23 marca ponad dwiescie piecdziesiat statkow – pierwsza czesc oczekujacej juz na zaladunek floty masowcow – zacumowalo w trzydziestu portach wschodniego wybrzeza Ameryki, od Rzeki sw. Wawrzynca w Kanadzie az po Karoline. Rzeka Swietego Wawrzynca skuta byla jeszcze lodem, ale lodolamacze pokruszyly go na miazge; zima musiala uznac swoja porazke, gdy plynace po ziarno statki dotarly w komplecie do stanowisk przy elewatorach zbozowych. Wiekszosc statkow nalezala do radzieckiego Soyfrachtu. Wsrod pozostalych najwiecej bylo jednostek plynacych pod bandera USA. Jeden z warunkow kontraktu przewidywal bowiem, ze przewoznicy amerykanscy beda mieli pierwszenstwo. Juz wkrotce statki te poplyna przez Atlantyk, w strone Archangielska i Murmanska, do Leningradu, do Odessy, Sewastopola i Noworosyjska. W tych konwojach wezma takze udzial statki plywajace pod dziesiecioma innymi banderami – i bedzie to najwiekszy masowy ladunek przewozony transportem morskim rownoczesnie na tej trasie od czasow II wojny swiatowej. Elewatory zbozowe od Duluth do Huston zaczely wypluwac z siebie zloty strumien pszenicy, jeczmienia, owsa, zyta i kukurydzy. Wszystko to w ciagu miesiaca dotrze do zagrozonych glodem milionow w Rosji.
Dwudziestego szostego Andrew Drake oderwal sie wreszcie od zaimprowizowanego warsztatu na kuchennym stole mieszkania wynajetego na przedmiesciach Brukseli i oznajmil, ze jest gotow. Material wybuchowy zapakowano w dziesiec fibrowych walizek, bron zawinieto w reczniki i upchnieto w plecakach. Detonatory, owiniete w bawelne, Azamat Krim umiescil w pudelku z cygarami, z ktorym sie nigdy nie rozstawal. Kiedy zapadl zmrok, wyniesli ladunek partiami do uzywanej ciezarowki z belgijska rejestracja, kupionej pare dni wczesniej. Opuscili mieszkanie i ruszyli do Blankenberge.
Niewielki kurort byl cichy, a port prawie calkowicie wyludniony, gdy pod oslona ciemnosci przenosili swoj ekwipunek do ladowni wedkarskiego kutra. Byla sobota i choc na odleglym molo pojawil sie jakis czlowiek z psem, nie zwrocil na nich wiekszej uwagi. Grupy morskich wedkarzy przygotowujace sie do niedzielnych polowow sa tutaj rzecza normalna. Nie dziwilo to wiec nikogo, mimo ze pora roku byla na to troche zbyt wczesna, a temperatura odrobine za niska.
W sobote dwudziestego siodmego pozegnal sie z nimi Kamynski. Wsiadl do ciezarowki i odjechal do Brukseli. Mial przed soba duzo roboty. Musial calkowicie oczyscic brukselskie mieszkanie, a potem odprowadzic ciezarowke na umowione miejsce na polderach Holandii. Tam ja zostawi, schowa do ustalonej kryjowki kluczyk, i korzystajac z promu Hook van Holland – Harwich dotrze do Londynu. Starannie wbil sobie w pamiec caly program, i teraz byl juz pewien, ze gladko wykona swoja czesc planu.
Pozostala na kutrze siodemka tez opuscila port. Poplyneli statecznie wzdluz brzegu, na wschod. Gdzies miedzy wyspami Walcheren i Noord-Beveland wplyneli na wewnetrzne wody Holandii. Tutaj, wystawiwszy ostentacyjnie na poklad swoje wedki, rzucili kotwice i czekali. W kabinie, przy poteznym aparacie radiowym, siedzial calymi godzinami zgarbiony Drake, wsluchujac sie w komunikaty wiezy kontrolnej ujscia Mozy – Maassluis – i jej nie konczace sie rozmowy ze statkami wchodzacymi lub wychodzacymi z Europortu i Rotterdamu.
– Pulkownik Kukuszkin wykona swoje zadanie w wiezieniu Tegel w nocy z trzeciego na czwartego kwietnia – oznajmil Wasyl Pietrow w rozmowie z sekretarzem generalnym Rudinem na Kremlu. – Jest tam pewien starszy straznik, ktory wpusci go do wiezienia, otworzy odpowiednie cele i wypusci pulkownika sluzbowymi drzwiami, gdy juz bedzie po wszystkim.
- Предыдущая
- 55/108
- Следующая