Выбери любимый жанр

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 49


Изменить размер шрифта:

49

Kiedy czlonkowie Biura rozchodzili sie, Rudin odciagnal na bok Wasyla Pietrowa.

– Ci dwaj Zydzi… rzeczywiscie nie maja nic wspolnego ze smiercia Iwanienki?

– Moze i maja – przyznal Pietrow. – Wiemy oczywiscie, ze to oni dokonali przedtem napadu w Tarnopolu, a wiec mieli mozliwosc wyjezdzania poza Lwow. Mamy ich odciski palcow z samolotu. Pasuja do odciskow wzietych w ich mieszkaniach we Lwowie. Nie znalezlismy tam butow, ktorych slady byly w Kijowie na miejscu morderstwa, ale nadal szukamy tych butow. I jeszcze jedno: mamy niewielki fragment odcisku palca z samochodu, ktory potracil matke Iwanienki. Staramy sie teraz, przez naszych ludzi w Berlinie, zdobyc pelne odciski palcow tych drani. Jesli beda sie zgadzac…

– Przygotujcie od razu plan na taka ewentualnosc – przerwal Rudin. – Rozpatrzcie mozliwosc zlikwidowania ich w wiezieniu w Berlinie Zachodnim. Tak na wszelki wypadek. I jeszcze jedno: jesli okaze sie, ze to rzeczywiscie sa zabojcy Iwanienki, zawiadom mnie… a nie Biuro.

Najpierw ich zalatwimy, a dopiero potem poinformujemy naszych kochanych towarzyszy.

Pietrowowi zaschlo w gardle: oszukiwanie Biura Politycznego – to juz byla gra o najwyzsze stawki, jakie mozna sobie wyobrazic. Jeden falszywy krok i lecisz w przepasc; i nie bedzie zadnej siatki ochronnej. Przypomnial sobie, co mowil mu Rudin przy kominku dwa tygodnie temu: przy remisowym ukladzie sil ewentualne komplikacje po smierci Iwanienki moga sprawic, ze ktos z “naszych” przejdzie na druga strone – i nie bedzie juz zadnych rezerwowych asow do zagrania.

– Tak jest! – powiedzial tylko.

Dokladnie w polowie tego miesiaca zachodnioniemiecki kanclerz Dietrich Busch przyjal w swoim biurze – w budynku Kancelarii Republiki, tuz obok starego palacu Schaumberg – ministra sprawiedliwosci Ludwiga Fischera. Stojac przed panoramicznym oknem szef rzadu patrzyl na rozciagajacy sie za nim zasniezony plac Kancelarii. Jednakze nic z owej mroznej atmosfery styczniowej, jaka ogarnela miasto i rzeke, nie przenikalo do wnetrza nowoczesnego budynku Urzedu Kanclerskiego; bylo tu na tyle cieplo, by zdjac marynarke i podwinac rekawy koszuli.

– Co nowego w sprawie Miszkina i Lazariewa? – spytal Busch.

– To dziwne – odparl minister sprawiedliwosci – ale oni sa bardziej sklonni do wspolpracy, niz mozna bylo oczekiwac. Wyglada na to, ze chca jak najszybciej stanac przed sadem.

– To swietnie, my przeciez chcemy dokladnie tego samego. Bedziemy szybko mieli to z glowy. Ale… co pan ma wlasciwie na mysli mowiac, ze sa sklonni do wspolpracy?

– Zaproponowano im glosnego adwokata, znanego z pogladow prawicowych. Powstal nawet specjalny fundusz na ten cel, moze z jakichs prywatnych dotacji niemieckich, a moze z kasy Ligi Obrony Zydow z Ameryki… nie wiem. Nie zgodzili sie na tego obronce, bo chcial zrobic z procesu wielki spektakl, barwny obraz terroru KGB wobec tamtejszych Zydow i ich walki z tym terrorem.

– I prawicowy adwokat chce sie tego podjac?

– Och, pan przeciez wie, ze dzisiaj dla prawicy kazdy srodek jest dobry, byle przylozyc Rosjanom… Tymczasem Miszkin i Lazariew wola uznac w calosci swoja wine i powolywac sie tylko na okolicznosci lagodzace. I upieraja sie przy takiej linii obrony. Beda twierdzic, ze bron wypalila przypadkowo, kiedy samolot uderzyl kolami w pas startowy. Jesli tak powiedza, ich nowy obronca wystapi o przekwalifikowanie sprawy… z morderstwa na nieumyslne zabojstwo.

– Mysle, ze mozemy im to zalatwic. Ile dostaliby w takim przypadku?

– Lacznie z wyrokiem za porwanie samolotu pietnascie do dwudziestu lat. Oczywiscie po odbyciu jednej trzeciej kary darowano by im reszte. Sa mlodzi, maja po dwadziescia pare lat. Przed trzydziestka byliby juz na wolnosci.

– A wiec jednak co najmniej piec lat – odetchnal z ulga Busch. – Bo juz sie obawialem, ze to bedzie piec miesiecy. No, ale za piec lat beda juz tylko nazwiskami z archiwum sadowego. Pamiec jest krotka.

Po chwili namyslu ciagnal dalej.

– Niech wiec tak bedzie. Rosjanom sie to oczywiscie nie spodoba, ale co nas to obchodzi? Oni beda sie oczywiscie za morderstwo domagac dozywocia, a to by oznaczalo w praktyce dwadziescia lat.

– Jest cos jeszcze – przerwal te rozmyslania Fischer. – Om chca, zeby po procesie przeniesc ich do jakiegos wiezienia w Niemczech Zachodnich.

– Po co?

– Boja sie wendety ze strony KGB. Uwazaja, ze beda bezpieczniejsi tutaj niz w Berlinie.

– Bzdura! Beda sadzeni w Berlinie i tam tez odsiedza wyrok. Rosjanie ani mysla zalatwiac swoich porachunkow w berlinskim wiezieniu. Nie odwazyliby sie… Zreszta mozemy ich przeniesc po jakims roku. Ale nie teraz… No, Ludwig, niech sie pan bierze do roboty. Powinnismy to zalatwic szybko i gladko, skoro oni, jak pan powiada, “chca wspolpracowac”. Tylko niech pan trzyma prase z daleka ode mnie, przynajmniej do wyborow. I ambasadora ZSRR takze.

Poranne slonce nad Czita odbijalo sie w lsniacym jak lustro pokladzie ogromnego tankowca, ktory juz od dwoch i pol miesiaca stal przy nabrzezu wyposazeniowym. W ciagu tych siedemdziesieciu pieciu dni “Freya” przeszla gruntowna metamorfoze. Przez wszystkie te dni i noce w jej nieruchomym, martwym kadlubie mrowily sie i uwijaly skrzetnie malenkie istoty. Setki mil kabli, rur, wezy gumowych i przewodow elektrycznych oplotly jej cialo. Zainstalowano i uruchomiono istny labirynt polaczen elektrycznych, zmontowano i sprawdzono niewiarygodnie skomplikowany system pomp. Sterowane komputerem urzadzenia, sluzace do napelniania i oprozniania gigantycznych zbiornikow, popychajace statek naprzod i wstecz, pozwalajace nawigowac calymi tygodniami bez sternika, obserwowac gwiazdy na niebie i dno morskie pod kilem – wszystko to bylo juz na swoim miejscu.

Gotowe byly tez spizarnie i chlodnie, przeznaczone na zywnosc dla zalogi; zainstalowano meble, drzwi i okucia, zarowki, umywalnie, piece kuchenne, centralne ogrzewanie i klimatyzacje. Wyposazono sale kinowa, saune, trzy bary, dwie jadalnie. Byly juz w kajutach lozka, miekkie wykladziny na podlogach i nawet wieszaki w szafach.

Pieciopietrowa nadbudowka przeksztalcila sie z pustej skorupy) w luksusowy hotel; mostek kapitanski, kabina radiooperatora i centrala komputerowa wypelnily sie procesorami, kalkulatorami, magazynami] pamieci i systemami kontrolnymi. Kiedy juz ostatni robotnik zabral) swoje narzedzia i opuscil poklad, tankowiec byl – pod wzgledem! wielkosci, pojemnosci, mocy silnikow, komfortu i doskonalosci technicznej – absolutnym szczytem osiagniec technologii morskiej.

Dwa tygodnie wczesniej przybyla tu droga lotnicza reszta zalogi. Skladali sie na nia, obok kapitana Larsena, pierwszy, drugi i trzeci oficer, glowny mechanik, pierwszy i drugi mechanik, glowny elektryk (nazywany tez “pierwszym elektrykiem”), oficer-radiooperator oraz glowny steward, takze traktowany jako oficer. Sklad ten uzupelniali: pierwszy kucharz, czterech stewardow, trzech “palaczy” (w istocie byli to specjalisci obslugujacy maszynownie), jeden konserwator silnikow, dziesieciu wykwalifikowanych marynarzy pokladowych i jeden specjalista obslugi pomp.

Na dwa tygodnie przed pierwszym rejsem roboczym holowniki odciagnely “Freye” od nabrzeza, na srodek zatoki Ise. Tutaj po raz pierwszy jej wielkie sruby zaczely mlec wode i wyniosly statek na otwarty ocean: rozpoczely sie ostateczne proby morskie. Dla oficerow i reszty zalogi, a takze dla kilkunastu japonskich technikow, ktorzy uczestniczyli w tym probnym rejsie, mialy to byc dwa tygodnie ciezkiej, wyczerpujacej pracy; nalezalo bowiem sprawdzic dzialanie wszystkich systemow w kazdych okolicznosciach rzeczywistych lub tylko teoretycznie mozliwych.

Statek wart byl 170 milionow dolarow i to – na rowni z jego ogromem – wzbudzalo nalezny respekt wsrod zalog licznych jednostek stojacych na redzie Nagoi, kiedy przeplywal kolo nich kierujac sie ku oceanowi.

Odlegla o dwadziescia kilometrow od Moskwy miejscowosc Archangielskoje slynna jest nie tyle ze swego muzeum, co z restauracji, w ktorej jeszcze dzis podaja prawdziwe kotlety z niedzwiedzia. W ostatnim tygodniu mroznego stycznia zamowil tu sobie stolik Adam Munro; przyjechal w towarzystwie dziewczyny z sekretariatu ambasady brytyjskiej. Na takie kolacje Munro zapraszal coraz to inne dziewczyny, tak aby zadna nie wiedziala o nim zbyt wiele. Jesli ktoras pytala go, dlaczego uparl sie jechac az tak daleko po oblodzonych szosach i w pietnastostopniowym mrozie, udzielal wymijajacych odpowiedzi.

Zreszta w restauracji bylo cieplo i przytulnie, totez kiedy Munro powiedzial, ze musi wrocic na chwile do samochodu po papierosy, dziewczyna nie miala nic przeciwko temu. Przeniknal go mroz, kiedy w samym tylko garniturze znalazl sie na osniezonym parkingu, w podmuchach lodowatego wiatru. Ruszyl biegiem w strone, w ktorej w ciemnosciach blysnely przez chwile podwojne reflektory lady. Wsliznal sie do samochodu Walentyny, objal ja, przyciagnal do siebie i pocalowal.

– Przykro pomyslec, ze siedzisz tam z inna kobieta – szepnela i wtulila twarz pod jego brode.

– Nie przejmuj sie, to nic nie znaczy. To tylko dobry pretekst, zeby przyjechac tutaj bez zadnych podejrzen. Mam dla ciebie nowiny.

– To dotyczy… nas?

– Tak. Pytalem moich ludzi, czy pomogliby ci stad zwiac, i zgodzili sie. Jest juz konkretny plan. Znasz port Konstanca na wybrzezu rumunskim?

– Nie. To znaczy slyszalam o nim, ale nigdy tam nie bylam. Wszystkie wakacje spedzam na naszym wybrzezu.

– Czy moglabys tym razem wyjechac z Sasza do Rumunii?

– Mysle, ze tak. Moge wypoczywac, gdzie zechce… oczywiscie w granicach naszego bloku. Rumunia nie powinna nikogo dziwic.

– Kiedy Sasza ma wiosenna przerwe szkolna?

– Chyba pod koniec marca. Czy to wazne?

– Tak, bo to musi nastapic w polowie kwietnia. Moi ludzie mowia, ze wlasnie wtedy beda mogli zabrac was z plazy motorowka na poklad pewnego frachtowca. Mozesz zalatwic sobie wiosenny urlop z Sasza w Konstancy albo gdzies w poblizu, na przyklad w Mamai?

– Sprobuje – powiedziala w zamysleniu. – Sprobuje… Och, Adamie, to sie wydaje tak strasznie blisko…

49
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa
Мир литературы