Выбери любимый жанр

Diabelska Alternatywa - Forsyth Frederick - Страница 45


Изменить размер шрифта:

45

Podczas przerw w oficjalnych rozmowach odwiedzali sie nawzajem. W salonie delegacji radzieckiej, w obecnosci innych moskiewskich oficjeli i nieodlacznych agentow KGB, konwersacja byla grzeczna, ale dosc sztywna. Za to w pokoju recepcyjnym Amerykanow, gdzie Sokolow przychodzil zwykle sam, rozluznial sie do tego stopnia, ze pokazywal Campbellowi fotografie swoich wnukow na wakacjach nad Morzem Czarnym. Jako czolowa postac tamtejszej Akademii Nauk profesor byl sowicie wynagradzany za lojalnosc wobec Partii i wiernosc sprawie: mial limuzyne z szoferem, duze mieszkanie w Moskwie, podmiejska dacze i wille nad morzem, a takze prawo korzystania ze specjalnych sklepow dla akademikow. Campbell nie mial watpliwosci, ze Sokolow jest oplacany za lojalnosc, za gotowosc poswiecenia calego talentu w sluzbie rezimu.

Nalezal do grona grubych ryb, do “naczalstwa”. Ale i naczalstwo miewa wnuki.

Campbell sluchal Rosjanina z coraz wiekszym zdziwieniem. Nieszczesny starcze – myslal – ile tez musi cie kosztowac cale to gadanie! Kiedy wreszcie przemowa Sokolowa dobiegla konca, Amerykanin wstal i najpowazniej podziekowal w imieniu Stanow Zjednoczonych za propozycje zawarte w oswiadczeniu, “ktorego wysluchal z najwieksza uwaga i zainteresowaniem”. Prosil o przerwe w obradach, aby dac rzadowi USA czas na zajecie stanowiska. Juz po godzinie z dublinskiej ambasady przekazywal Lawrence'owi nadzwyczajne oswiadczenie Sokolowa. Pare godzin pozniej w waszyngtonskim Departamencie Stanu David Lawrence siegnal po sluchawke i polaczyl sie linia specjalna z prezydentem Matthewsem.

– Musze pana powiadomic, ze szesc godzin temu w Irlandii ich delegacja poczynila znaczne ustepstwa w szesciu najwazniejszych kwestiach. Chodzi miedzy innymi o ogolna liczbe miedzykontynentalnych rakiet balistycznych z glowicami wodorowymi, a takze o bron konwencjonalna oraz redukcje sil zbrojnych na linii Laby.

– Dziekuje, David. To wielka nowina. I miales racje. Mysle, ze mozemy teraz dac im cos w zamian.

W rozleglych modrzewiowych i brzozowych lasach na poludniowy zachod od Moskwy tereny zajete pod dacze tamtejszej elity obejmuja niewiele ponad dwiescie kilometrow kwadratowych. Ci ludzie lubia trzymac sie blisko siebie. Wzdluz szosy na tym obszarze calymi kilometrami ciagna sie pomalowane na zielono ogrodzenia, otaczajace prywatne rezydencje ludzi ze szczytu nomenklatury. Te ploty i bramy, prowadzace do poszczegolnych posesji, wydaja sie na pierwszy rzut oka calkiem opuszczone, ale kazdy, kto probowalby przejsc przez taki plot lub wjechac samochodem na wewnetrzna alejke, zostanie natychmiast zatrzymany przez straznikow, ktorzy wylaniaja sie nieoczekiwanie spoza drzew.

Caly ten teren, rozciagajacy sie za mostem Uspienskim, ma swoje centrum w niewielkiej miejscowosci Zukowka, okreslanej zwykle jako Zukowka-Wies. W poblizu znajduja sie bowiem dwie inne, nowsze osady: Sowmin-Zukowka, w ktorej maja swoje podmiejskie wille nizsi dygnitarze partyjni i panstwowi, i Akadem-Zukowka, gdzie tlocza sie pisarze, plastycy, muzycy i uczeni cieszacy sie laskawym spojrzeniem Partii.

Dopiero jednak za nastepnym zakolem rzeki lezy osiedle najbardziej ekskluzywne: Usowo. Tutaj, we wspanialych rezydencjach zajmujacych setki hektarow, zwykl wypoczywac sekretarz generalny KPZR, przewodniczacy Rady Najwyzszej oraz czlonkowie Biura Politycznego. Tutaj wlasnie w wieczor wigilijny Maksym Rudin (dla ktorego zreszta nazwa “Boze Narodzenie” juz od pol wieku nic nie znaczyla) zaglebil sie w ulubionym skorzanym pikowanym fotelu, wyciagajac nogi w strone wielkiego kominka z surowego, lupanego granitu, na ktorym trzaskaly sosnowe szczapy metrowej dlugosci. Byl to ten sam kominek, przy ktorym grzali sie przedtem Nikita Chruszczow i Leonid Brezniew.

Jaskrawozolty blask plomieni igral na scianach pokrytych boazeria i na twarzy Wasyla Pietrowa, ktory tez siedzial przy kominku. Przy fotelu Rudina, na niskim stoliku, stala popielniczka i szklanka wypelniona do polowy ormianskim koniakiem, na ktory Pietrow spogladal wciaz z przygana: wiedzial, ze jego starzejacy sie protektor absolutnie nie powinien pic. A przy tym miedzy kciukiem i palcem wskazujacym Rudina tkwil nieustannie zapalony papieros.

– Co nowego w sledztwie? – spytal Rudin.

– Musiala byc jakas pomoc z zagranicy. To nie ulega watpliwosci. Wiemy juz, ze noktowizor kupiono w sklepie w Nowym Jorku. Ten finski karabin pochodzi z partii wyeksportowanej do Wielkiej Brytanii. Nie wiemy jeszcze, z ktorego sklepu. W kazdym razie to zamowienie eksportowe dotyczylo broni mysliwskiej, a wiec mialo charakter prywatny, a nie rzadowy. Slady stop na budowie porownano z obuwiem wszystkich zatrudnionych tam robotnikow; sa dwa rodzaje sladow, ktorych nie zidentyfikowano. Tamtej nocy bylo wilgotno, a na budowie pelno pylu cementowego – wiec slady sa wyrazne. Mamy wiec niemal pewnosc, ze bylo ich dwoch.

– Dysydenci?

– To prawie pewne. A z pewnoscia szalency.

– No, Wasyl, takie komentarze zostaw sobie na zebrania partyjne. Szalency strzelaja na chybil trafil albo poswiecaja wlasne zycie. Ten zamach musial ktos starannie planowac, i to przez wiele miesiecy. Ktos stad albo z zagranicy. I tego kogos trzeba uciszyc raz na zawsze… zanim rozglosi swoja tajemnice. Kogo podejrzewasz najbardziej?

– Ukraincow. Mamy swoich ludzi we wszystkich ugrupowaniach ukrainskich w Niemczech, w Anglii i w Ameryce. Nikt tam nie slyszal nawet o takich planach. Dlatego uwazam, ze zrobili to tutejsi Ukraincy. Niewatpliwie posluzyli sie matka Iwanienki jako przyneta. A kto mogl wiedziec, ze to jest matka Iwanienki? Przeciez nie jakis krzykacz z Nowego Jorku. Nie kawiarniany nacjonalista z Frankfurtu. Nie felietonista z Londynu. To musial byc ktos stad, kto jednak mial kontakty z zagranica. Szukamy zwlaszcza w Kijowie. Objelismy sledztwem kilkuset bylych wiezniow, ktorzy po uwolnieniu wrocili do Kijowa.

– Znajdz ich koniecznie, Wasyl, znajdz ich i skoncz z nimi. – Tu Maksym Rudin zmienil nagle temat, a uczynil to, jak zwykle, nie zmieniajac nawet intonacji: – Co nowego w Irlandii?

– Amerykanie wznowili rozmowy, ale nie zareagowali na nasza inicjatywe.

Rudin parsknal ze zloscia.

– Ten Matthews to duren. Czy on nie widzi, ze posuwajac sie jeszcze dalej ryzykujemy utrate wszystkiego?

– Musi wciaz walczyc z antyradzieckimi senatorami, a zwlaszcza z tym katolikiem-faszysta Poklewskim. I oczywiscie nie wie, jak bardzo mamy zwiazane rece w Biurze Politycznym.

Rudin mruknal cos niezrozumiale, potem calkiem juz wyraznie powiedzial:

– Jesli ten baran nie zaproponuje nam czegos konkretnego przed Nowym Rokiem, w styczniu nie damy juz sobie rady z Biurem…

Siegnal po szklanke, wypil spory lyk koniaku i chuchnal z wyraznym zadowoleniem.

– Chyba nie powinniscie pic – zareagowal natychmiast Pietrow. – Lekarze zabronili wam tego juz piec lat temu.

– Pieprzyc lekarzy! Chociaz… prawde mowiac, to jest glowny powod, dla ktorego cie tutaj wezwalem. Chce ci powiedziec, ze z cala pewnoscia nie umre z przepicia ani na marskosc watroby.

– Oby! – skomentowal sceptycznie Pietrow.

– To nie wszystko. Trzydziestego kwietnia odchodze na emeryture. To dla ciebie niespodzianka?

Pietrow zastygl w skupieniu. Juz dwa razy widzial z bliska odejscie “numeru l”. Odejscie Chruszczowa – w ogniu walki, ale w koncu wyrzuconego na smietnik, ponizonego, zdegradowanego do wymiaru “bylego czlowieka”. I odejscie Brezniewa – na warunkach, ktore on sam dyktowal. W obu przypadkach Pietrow byl wystarczajaco blisko, by slyszec gromy towarzyszace ustapieniu najpotezniejszego tyrana tego swiata. Nigdy jednak az tak blisko, jak teraz. Teraz w dodatku on sam mial przejac toge tyrana – jesli oczywiscie nie wydra mu jej inni.

– Tak – powiedzial ostroznie – to rzeczywiscie niespodzianka.

– W kwietniu zwolam plenum Komitetu Centralnego i zapowiem swoja dymisje na trzydziestego. Pierwszego maja defilade na placu Czerwonym bedzie przyjmowal nowy przywodca. Chce, zebys to byl ty, Wasyl. W czerwcu ma sie odbyc zjazd Partii. Nowy przywodca nakresli tam swoja linie. Chce, zeby to byla twoja linia. Tak jak powiedzialem ci pare tygodni temu.

Pietrow od dawna juz wiedzial, ze wybor Rudina padl wlasnie na niego. Ale pewnosc mial dopiero od owej wizyty w prywatnym apartamencie starego genseka na Kremlu, kiedy byl jeszcze z nimi Iwanienko – jak zawsze cyniczny i czujny. Pietrow nie przypuszczal jednak wowczas, ze pojdzie to az tak szybko.

– Rzecz w tym, ze Komitet Centralny nie zatwierdzi twojej nominacji, jesli nie dam im szybko tego, na co czekaja: zboza. Od dawna juz dobrze znaja sytuacje. Jesli Castletown splajtuje, gora bedzie Wiszniajew.

– Ale… dlaczego tak szybko? – Pietrow zdolal wreszcie wyrazic nurtujaca go watpliwosc.

Rudin podniosl szklanke. Z mroku wylonil sie niemy Misza i napelnil ja koniakiem.

– Dostalem wczoraj wyniki badan z Kuncewa. Robili te badania od miesiecy. Teraz maja juz pewnosc. To nie papierosy ani koniak. To bialaczka. Szesc do dwunastu miesiecy. To dla mnie chyba ostatni Nowy Rok. A i dla ciebie takze… jesli dopuscimy do wojny nuklearnej. Dlatego w ciagu najblizszych stu dni musimy miec porozumienie zbozowe z Amerykanami… i raz na zawsze zamknac sprawe Iwanienki. Grunt usuwa nam sie spod nog cholernie szybko. Wszystkie karty leza wylozone na stole i nie mamy juz zadnego rezerwowego asa do rozgrywki.

28 grudnia Stany Zjednoczone formalnie zaproponowaly Zwiazkowi Radzieckiemu dziesiec milionow ton ziarna pastewnego – po aktualnych cenach rynkowych i z natychmiastowa dostawa – calkiem niezaleznie od tego, co zostanie wynegocjowane w Castletown.

W ostatnim dniu starego roku Tupolew-134, dwusilnikowy odrzutowiec Aeroflotu, wystartowal z lotniska we Lwowie do krajowego rejsu pasazerskiego do Minska. Juz nad Bialorusia, kiedy samolot lecial wysoko nad bagnami Prypeci, jakis najwyrazniej zdenerwowany mlody czlowiek wstal z fotela i ruszyl w strone stewardesy, ktora, pochylona, rozmawiala z pasazerem siedzacym blisko stalowych drzwi kabiny pilota.

Poniewaz toalety znajduja sie w drugim koncu samolotu, stewardesa wyprostowala sie i zastapila mezczyznie droge. Wtedy on obrocil ja gwaltownym ruchem. Lewa reke zacisnal wokol jej szyi. Prawa wyciagnal z kieszeni rewolwer i przystawil lufe do boku dziewczyny. Krzyknela glosno. Odpowiedzial jej chor okrzykow przestraszonych pasazerow. Napastnik pociagnal dziewczyne w strone zamknietych drzwi przedzialu pilotow. Na scianie obok drzwi wisiala sluchawka wewnetrznego telefonu, pozwalajacego stewardesie porozumiec sie z pilotami, ktorzy mieli wyrazny rozkaz, by nie otwierac tych drzwi w czasie lotu – wlasnie na wypadek porwania.

45
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Forsyth Frederick - Diabelska Alternatywa Diabelska Alternatywa
Мир литературы