Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 58
- Предыдущая
- 58/75
- Следующая
Zamrugala, podnoszac na niego wzrok. Probo¬wala zebrac mysli, wmawiala sobie, ze chyba sie przeslyszala.
– Bales sie? O mnie czy o siebie? – Samo spoj¬rzenie na niego sprawialo jej bol. Swieze lzy sply¬nely po jej twarzy.
– O nas oboje! Do diabla, Alekso, w tym kraju szpiegow sie rozstrzeliwuje. Najpierw publicz¬na chlosta, a potem egzekucja. Co ty sobie my¬slisz? Jak moglas podjac tak wielkie ryzyko?
– Chcesz mi pmyiedziec, ze ta cala scena byla przedstawieniem? Ze tylko udawales?
– Oczywiscie. Musialem cos wymyslic, przeko¬nac ich o mojej lojalnosci.
– Skad oni wiedzieli, gdzie bylam?
– Jeden ze sluzacych zobaczyl, jak wchodzisz do gabinetu generala. Poszedl go poszukac, ale na szczescie najpierw natknal sie na mnie. – Uniosl brwi, widzac jej zalzawione policzki, jej cierpienie. – Chyba nie myslalas, ze ja… nie uwierzylas… – Jeszcze wiekszy bol wykrzywil mu twarz. – Powiedz, ze nie wierzysz, ze chcialem cie skrzywdzic.
Pokrecila glowa.
– Nie musisz wiecej udawac. Wiem wszystko. Slyszalam, jak rozmawiales z Moreau w swoim ga¬binecie. Wiem, ze wszystko, co mowiles o swojej lojalnosci wobec Brytyjczykow, bylo klamstwem, ktore wymysliles, zeby mnie uspokoic… i zeby za¬ciagnac mnie znowu do swojego lozka.
Zapadlo milczenie.
– Na rany Chrystusa!
Przygryzla warge, zeby powstrzymac jej drzenie.
– Chcialem cie chronic – rzekl szorstko. – Nas oboje.
– Wiec dlatego mnie oklamales w kwestii tych mezczyzn? Dlatego nie podales mi prawdziwego powodu ich wizyty?
– Nie chcialem cie niepokoic.
– Znowu klamiesz. Robisz to caly czas od naszego pierwszego spotkania.
– Nie klamie, do diabla! Usiluje uratowac nam zycie!
– Przestan! – Zakryla sobie uszy, czujac narasta¬jaca zlosc, ktora splywala na nia niekontrolowany¬mi falami. – Nie zniose tego dluzej!
Wzial ja w ramiona, drzac rownie mocno jak ona.
– Musze cie dostarczyc do domu – powiedzial ci¬cho. – Musze znalezc jakis sposob…
– Powiedz mi prawde – odezwala sie blagalnie, rozdarta na dwoje. – Przyznaj sie ten jeden raz, ze caly czas mnie oklamywales, ze pracujesz dla Francuzow, ze to, co sie stalo w gabinecie genera¬la, bylo autentyczne.
Objal ja jeszcze mocniej.
– Musialem ich przekonac. Nie chcialem zrobic ci nic zlego, tylko cie chronic. Kocham cie, do diabla…
Damien znieruchomial. Z niedowierzaniem podniosla na niego wzrok.
– Co… co ty powiedziales? – Jeszcze nigdy nie widziala na jego twarzy takiej burzy emocji, takie¬go gorzkiego zalu, ogromnej tesknoty.
– Powiedzialem, ze cie kocham – odparl cicho jednym tchem. – Nie chcialem tego mowic, ale taka jest prawda. Przeciez czekasz wlasnie na prawde.
Przymknela powieki, czujac, jak resztki sil opuszczaja jej cialo. Nie przewrocila sie tylko dzie¬ki podtrzymujacym ramionom Damiena.
– Nie chcialem zrobic ci nic zlego – powtorzyl, tulac Alekse jeszcze mocniej. – Po prostu nie wie¬dzialem, jak mam postapic.
Pragnela mu uwierzyc. Bog swiadkiem, ze prag¬nela, by kochal ja najbardziej na swiecie. Zaczela plakac w jego ramie, nie mogac powstrzymac poto¬ku lez. Delikatnie uspokajal ja, gladzac po plecach, wyjal spinki z jej wlosow i wsunal w nie swoje palce.
– Nie placz, chc!rie. Prosze cie, nie placz. – Usmiech¬nal sie kacikiem ust. – Nie jestem tego wart.
Cala sila woli opanowala sie, a wtedy odchylil jej glowe do tylu i pocalowal prosto w usta.
– Mowie prawde. Caly czas mowilem prawde. Powinienem byl opowiedzjec ci o tamtych mezczy¬znach, ale nie chcialem cie martwic. Wiem, jakim jestem czlowiekiem. Wiem, jakie to dla ciebie trudne. – Musnal palcem jej policzek. – Gdybys tylko mogla zajrzec w moje serce.
Zamknela oczy. Kolejne lzy. Pokrecila glowa.
– Ja nie… – Z trudem przelknela przez scisnie¬te gardlo. – Ja nie wiem, Damien. Juz nie wiem, w co mam wierzyc. Nigdy w zyciu nie mialam ta¬kiego metliku w glowie.
– Co mam zrobic, zeby cie przekonac?
Przyjela chusteczke, ktora jej podal, wytarla oczy i nos. Czy naprawde mowil szczerze? Czy mozliwe, zeby ja kochal? Boze, jak bardzo pragnela, zeby to byla prawda.
– Musisz mi powiedziec wszystko. Wyjasnic w naj drobniej szych szczegolach wszystko, co sie dzialo od samego poczatku.
Spojrzal przez okno. Jechali nad Sekwana, gdzie teraz widzial tylko nielicznych przechodniow. Byl wdzieczny Claude'owi, ze samodzielnie wybral mu stangreta. Zastukal w kabine i kazal mu sie zatrzy¬mac, wyskoczyl na chodnik i pomogl wysiasc Aleksie. Przez chwile trzymal ja w ramionach, czujac na po¬liczku kosmyki jej wlosow i spokojne bicie serca.
Siny policzek oskarzycielsko uswiadamial mu, jakim jest draniem, wywolujac bolesny skurcz w trzewiach. Boze, przeciez zycie z nim bylo dla niej jednym nieprzerwanym pasmem udreki.
Objal ja w talii i poprowadzil sciezka w kierun¬ku rzeki. Spoza cienkich chmur wyjrzal podobny do srebrnej monety ksiezyc, rzucajac na wode lsniaca poswiate.
– Sam nie wiem, od czego zaczac – powiedzial w koncu, zatrzymujac sie przy drewnianej lawecz¬ce. Odwrocil Alekse przodem do siebie. – Robie to juz od bardzo dawna. Niemal tak dlugo, jak sie¬gam pamiecia. I jestem w tym dobry. Tak dobry, ze odgrywane role staly sie czastka mnie. – Opowie¬dzial jej o babce, o tym, jak jej nie znosil, jak ma¬jor Fieldhurst, znajomy lorda Townsenda, zostal jego przyjacielem, po czym razem wpadli na po¬mysl, zeby zaczal zbierac informacje.
3Damien pokrecil glowa, targany wspomnieniami.
– Anthony byl podejrzliwy i niesamowicie od¬wazny. Powiedzial: "Oni beda widzieli w tobie jedy¬nie malego chlopca. Nie bedziesz dla nich zadnym zagrozeniem. Ale przeciez nie jestes juz chlopcem, prawda, Damien?". "Nie", odpowiedzialem. "Juz od dawna nie jestem chlopcem". – Cos zablyslo w jej oczach. Mial nadzieje, ze to nie byla litosc.
– Wiec za kazdym razem, kiedy byles we Francji, szpiegowales dla niego?
– Tak. Poczatkowo dawalem im bardzo niewie¬le, jakas zaslyszana ciekawa pogloske albo dwie, lecz mialem coraz wiecej kontaktow, wiec gdy do¬roslem, znalem juz sporo ludzi w rzadowych sfe¬rach. Byli przyzwyczajeni do mojej obecnosci, przekonani, ze jestem lojalny. Dlatego uwaznie wysluchali mojej propozycji, ktora im zlozylem, gdy mialem dwadziescia jeden lat.
– Jakiej propozycji?
– Ze bede sprzedawal im angielskie tajemnice. Odwolalem sie do francuskiego poczucia sprawie¬dliwosci, ze ja, 'angielski arystokrata z tytulem hra¬biego, chce dostarczac im informacje, oczywiscie nie za darmo. Lecz my z Fieldhurstem dokladnie tak to zaplanowalismy.
Dokladnie wyjasnil, jak to wszystko funkcjono¬walo, ze informacje dostarczane Francuzom byly tak przygotowywane, zeby ich wyprowadzic w po¬le. Uwazal, zeby niczego nie opuscic, swiadomy podejmowanego ryzyka.
– Jakie dokumenty miales przy sobie tamtej nocy, gdy Bewicke zaczail sie na ciebie na plazy? – spyta¬la, chociaz z trudem mogla sie skoncentrowac. Wciaz myslala o tym, ze powiedzial, ze ja kocha.
– Pozorne ruchy wojsk brytyjskich. W dokumen¬tach bylo wystarczajaco duzo prawdziwych infor¬macji, aby Francuzi w nie wierzyli, lecz w wiekszo¬sci byly tak spreparowane, zeby zaprowadzic ich w przeciwnym kierunku.
– Kto powiedzial generalowi Moreau o tym, co wyznales mi wtedy noca w gabinecie? Kto nas szpiegowal?
– Ktos ze sluzby, to mogl byc ktokolwiek, z wy¬jatkiem Claude'a-Louisa i Marie Claire. Ten dom to labirynt ukrytych pomieszczen i tajnych przejsc. Dlatego zawsze staralem sie zachowac ostroznosc.
Przypatrywala mu sie dluzsza chwile
– Dlaczego? – spytala w koncu. – Dlaczego to robisz?
Wzruszyl szerokimi ramionami, wyraznie zasko¬czony tak osobistym pytaniem.
– Pewnie z kilku powodow. Dla pieniedzy. Dla emocji. Moze po prostu dlatego, ze moglem to zrobic. – Z poczatku robil to dla ojca, gdyz byla to jedyna rzecz, z ktorej jego ojciec mogl byc dumny. Kiedy dorosl, robil to, bo czul sie z tym dobrze, bo przyczynial sie w jakis sposob do zakonczenia woj¬ny. Jednak byly to zbyt intymne motywy, aby o nich mowic. Nawet Aleksie.
– Czy chcialabys wiedziec cos jeszcze?
– Dlaczego Fieldhurst nie wyciagnal cie z wiezienia?
– Poniewaz ten sukinsyn Bewicke nie pozwolil mi z nim porozmawiac. Kiedy to wszystko sie skon¬czy, przysiegam, ze dran zaplaci mi za to.
Spojrzala na niego, zastanawiajac sie, czy gne¬biace ja wyrzuty sumienia sa widoczne w jej oczach.
– Tamtej ostatniej nocy w zamku… nie chcialam niczego zlego. Chcialam cie tylko powstrzymac, zebys nie przekazal Francuzom dokumentow. By¬lam przerazona, obawialam sie, co mogly zawie¬rac. Nie myslalam jasno. Bylam zla, czulam sie zra¬niona, zagubiona. – I strasznie zakochana. – Kiedy zobaczylam cie na plazy… gdy zrozumialam, ze mozesz zginac… – Urwala i kolejne lzy wylaly sie z jej oczu.
Pocalowal ja w czolo.
– Zrobilas to, co uznalas za sluszne. W pewien sposob nawet bylem z ciebie dumny.
– Och, Damien. – Wtulila sie w jego ramiona.
Glowe miala pelna wirujacych mysli, faktow, ktore przed chwila wyjawil. Wszystko to mialo jakis sens, lecz z drugiej strony czlowiek posiadajacy takie umiejetnosci jak Damien na pewno potrafil byc bardzo przekonujacy.
– Czy teraz mi wierzysz? – Przylozyl policzek do jej twarzy, pocierajac ja jednodniowym zarostem.
– Wierze ci. – Bardzo tego pragnela, wrecz de¬speracko. Niby dlaczego nie powinna? Przeciez te¬raz nie mial juz powodow, aby klamac.
Przytulil ja jeszcze mocniej.
– Dostarcze cie bezpiecznie do domu. Obiecuje. Ale ty musisz mi obiecae, ze juz nigdy nie zrobisz zadnego glupstwa.
Zastanowila sie, po czym odchylila glowk, aby spojrzec mu w oczy.
– Ja widzialam, co bylo w tych papierach, Da¬mien. Musimy po nie wrocic!
– Jezu Chryste!
– Wiesz, co to bylo? Plany okretow zasilanych maszynami na pare. Cala flota. Masz pojecie, co to oznacza, jakie to wazne?
- Предыдущая
- 58/75
- Следующая