Выбери любимый жанр

Diabelska wygrana - Kat Martin - Страница 37


Изменить размер шрифта:

37

Po raz tysieczny przeklinal w myslach Douglasa Bewicke'a.

Mijaly godziny, lecz nie robilo sie widniej, nie bylo tez widac zadnych sladow lodzi.

– Lepiej jedzmy juz. – Lafon podszedl do stoja¬cego nad sama woda Damiena. – Droga do Paryza zajmie nam kilka dni. Chyba chcesz tam byc, kiedy oni tam dotra, n' est ce pas?

Damien w milczeniu pokiwal glowa. Bal sie o Alekse, ale nie chcial, by Lafon domyslal sie jak bardzo. W grze intryg odkrywanie swoich emocji nie bylo madre. U czucie do Aleksy bylo jego pieta achillesowa Taka wiedze mozna by wykorzystac przeciwko niemu. A takiego bledu nie wolno mu bylo popelnic.

– Jak sie czujesz? – spytal pulkownik, gdy szli w kierunku powozu.

– Tak jakbym przeszedl przez rece tlumu sztur¬mujacego Bastylie.

– Poczujesz sie lepiej, gdy wrocisz do Paryza, a twoja zoneczka wroci do twojego loza. Chociaz w tej ostatniej kwestii to chyba wcale ci nie za¬zdroszcze

Damien usmiechnal sie polgebkiem, przybiera¬jac poze twardego, bezwzglednego czlowieka, tak jak oczekiwali. Pozbawionego skrupulow drania, jakim kiedys byl.

– Jest bardzo lojalna wobec swojej ojczyzny. To wada, ktora powinienem byl zajac sie wczesniej. Moze gdybym to zrobil, nie doszloby do tej sytu¬acji. – Zerknal na stojacego obok niezwykle by¬strego mezczyzne. – Rzecz je,dnak w tym, ze to mo¬ja zona. I przede wszystkim mnie jest winna lojal¬nosc, o czym wkrotce sama sie przekona. A co do powrotu do mojego loza… Te jej powinnosc na pewno wyegzekwuje.

Z pewnym zdumieniem uswiadomil sobie, ze te ostatnie slowa powiedzial zupelnie szczerze.

* * *

– Przyszedl pulkownik Lafon, monsieur.

– W otwartych drzwiach stanal niski, ciemnowlosy ochmistrz. Damien siedzial za biurkiem w swoim gabinecie w domu zwanym przez Francuzow hotel przy rue Sto Philippe, Faubourg St. Honore. Dwa dni temu przyjechali do Paryza.

Dwa dni. I jak dotad zadnych wiesci o Aleksie. N a widok Lafona Damien poczul przyspieszone bicie serca.

– Merci, Pierre – powiedzial do sluzacego. – Popros go do mnie, natychmiast.

Mezczyzna skinal glowa i wyszedl. Jego gladko przyczesane, posmarowane gruba warstwa brylan¬tyny wlosy przylegaly nieruchomo do glowy. Po kilku minutach otworzyl ciezkie debowe drzwi, przez ktore do gabinetu wkroczyl Lafon. Jedno spojrzenie na przygnebiona mine przybysza wy¬starczylo, by Damien gwaltownie wstal, zaciskajac mocno dlonie na poreczy fotela.

– Co sie stalo? Znalezliscie ja?

– Lepiej usiadz, mon amio

Damien nie ruszyl sie.

– Mow.

Ubrany w nieskazitelnie wyprasowany niebie¬sko-bialy mundur Lafon podszedl do biurka. Stali twarza w twarz, spogladajac na siebie ponad wypo¬lerowanym blatem z rozanego drewna.

– Podczas ucieczki lodzia z plazy twoja zona do¬stala kula z muszkietu prosto w piers. Rana byla smiertelna. Niestety, Aleksa nie przezyla przepra¬wy do Francji.

Damien nic nie mowil, siadajac powoli w fotelu.

– To niemozliwe.

~Przykro mi, majorze Falon.

– Jestes tego pewien? Nie ma mowy o pomylce?

– Gdy umierala, byl przy niej kapral Rouget. Mowi, ze nie cierpiala.

– Gdzie… gdzie jest jej cialo? – Damien staral sie opanowac, z wysilkiem skrywal targajace nim emocJe.

– Niestety, to jest wlasnie dalszy ciag tej tragedii. Lodz wywrocila sie na falach, podchodzac do brze¬gu. Cialo madame Falon pochlonelo morze.

Damien zamknal powieki. Slodki Jezu, to nie moze byc prawda! Poczul mdlosci, ucisk w piersi niemal uniemozliwiajacy oddychanie.

– Juz ja sie postaram, zeby ten dran Bewicke przeniosl sie na tamten swiat! Przysiegam! – Nie powinnismy byli ufac Anglikowi.

Damien mogl mu jedynie przytaknac.

– Dziekuje, ze przyjechales, zeby przekazac mi te wiadomosc. -' Z trudem przelknal sline przez scisniete gardlo. Przywolal cala sile woli, zeby sie opanowac. Po chwili ponownie spojrzal na Lafona, krecac glowa – Nie zyczylem mojej zonie nic zle¬go. – Staral sie przybrac rzeczowy ton. – Szczerze mowiac, nawet ja polubilem.

– Twoja zona byla piekna, mloda kobieta. Przyj¬mij wyrazy szczerego wspolczucia.

Damien odsunal od biurka fotel, na ktorym sie¬dzial, po czym wstal i podszedl do goscia. Mial na¬dzieje, ze Lafon nie zauwazy drzenia jego nog.

– Dziekuje, pulkowniku. – Westchnal. – Nasze malzenstwo nie trwalo zbyt dlugo. Oczywiscie w gre wchodzily pieniadze, ale nie zdazylem nacie¬szyc sie jej slicznym cialem. Ale coz, takie rzeczy sie zdarzaja.

– W rzeczy samej – odparl Lafon, kierujac sie do drzwi.

– Jakaz to ironia losu, prawda? Gdybym nadal przebywal w Anglii, bylbym zamoznym czlowie¬kiem. Los moze okazac sie bezlitosnym wrogiem, n'est ce pas?

– Oui, majorze Palon. Los zwykle bywa bardziej kaprysny niz nawet najbardziej prozna kobieta.

Damien zaczekal, az pulkownik wyjdzie, a zamk¬nawszy za nim drzwi, oparl sie o nie ciezko. Czul silne pulsowanie w glowie, ogromny ciezar w zolad¬ku, szum w uszach, ktory zagluszal wszelkie inne dzwieki. Na Boga, nie mogl w to uwierzyc! Jednak przez caly tydzien mial dziwne przeczucie, ze cos sie stalo.

N a sztywnych nogach podszedl do pieknie rzez¬bionego stolika obok kominka w rogu pokoju. Drzacymi dlonmi odkorkowal krysztalowa karafke i nalal sobie duza porcje koniaku. Pociagnal dlugi, otepiajacy zmysly lyk, po nim nastepny.

Szybko oproznil kieliszek, napelnil go powtornie i znowu wypil. Zamierzal upic sie do nieprzytomno¬sci. Wiedzial, ze to bezcelowe, ale modlil sie, by przynioslo choc chwilowa ulge w bolu. Aleksa nie zy¬la przez niego, w zaden sposob nie mozna bylo temu zaprzeczyc. Nie zyla, odeszla i nigdy juz nie pojawi sie w jego zyciu. Cierpial coraz bardziej, bol narastal z kazdym uderzeniem serca, rozdzierajac go bezlitos¬nie od srodka. Czul to w kazdym miesniu i stawie, czul, jak plynie zylami niczym rozgrzana oliwa.

Wiele lat nie zalezalo mu na niczym. Przez jakis czas Peter byl mu najblizszy, lecz potem brat zmarl, zostawiajac Damiena ponownie samego.

Przez jedna krotka slodka chwile zalezalo mu na Aleksie, zaznal uczucia, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewal. A teraz, choc nie z wlasnej woli,,ona takze od niego odeszla.

Wzial butelke koniaku i wrocil do fotela za biur¬kiem. Ciezko opadl na skorzane obicie, oproznil kolejny kieliszek trunku i spuscil bezwladnie glowe.

Owszem, cierpial po smierci Petera, lecz w za¬den sposob nie dalo sie tego porownac z obecnym bolem, ktory miazdzyl mu dusze i otepial umysl, czego nie zdolal jeszcze dokonac wypity alkohol. Czul sie tak, jakby rozdarto mu piers i wyrwano serce. Jakby umarl, a teraz smazyl sie w piekiel¬nym ogmu.

Wychylil kolejny kieliszek, zaciskajac palce na pustym szkle. Siegnal po butelke i… zauwazyl, ze maly srebrny medalik, ktory wisial na jego szyi, zalsnil odbitym swiatlem.

Dopiero teraz zauwazyl, ze cala twarz ma mokra od lez.

* * *

Celeste Dumaine stala w milczeniu u stop sta¬rego zelaznego lozka, z ktorego platami zlazila spekana, biala farba. Pod zniszczona narzuta z ro¬zowej satyny spala dziewczyna. Byla szczupla i mloda, zupelnie jak pani,Dumaine dwadziescia lat temu. Niegdys jedrne cialo Celeste teraz zwiot¬czalo. Piersi utracily dawna sprezystosc, podobnie jak skora. Dlugie kasztanowe wlosy robily sie co¬raz ciensze, tracily naturalny kolor i blask. A prze¬ciez kiedys byla prawdziwa pieknoscia – zupelnie j ak ta dziewczyna.

Celeste podeszla do niej z boku lozka. Dziewczy¬na wciaz miala bardzo plytki oddech i slabo wyczu¬walny puls. Celeste wyciagnela dlon do jej szyi, przesunela palcem po alabastrowej skorze, jakby sprawdzajac jej fakture. W swietle lampy duzy pier¬scien z rubinem, ktorego Celeste nigdy nie zdejmo¬wala z serdecznego palca, polyskiwal niczym kro¬pla krwi na tle bladego policzka dziewczyny.

Przesunela po nim palcem. Nigdy jeszcze nie wi¬dziala tak gladkiej skory o barwie bezcennej kosci sloniowej. Nigdy nie widziala piekniejszej twarzy. Ani wlosow tak intensywnie kasztanowych, przy¬pominajacych rudy odcien polerowanego rozane¬go drewna. Celeste rozczesala je i rozlozyla w wa¬chlarz na poduszce. Pod jej dlonmi wygladaly jak plonacy jedwab.

Nachylila sie, zeby wygladzic geste loki, ktorych miesista masa niemal parzyla jej palce. Pod czarna koronkowa suknia sutki Celeste stwardnialy, ich sztywne brodawki zaczely pulsowac, reagujac na dotyk szorstkiej tkaniny. Poczula, jakby krew zaczela gestniec w jej zylach, plynela wolniej, zas jej krocze zrobilo sie gorace i mokre.

Odsunela posciel. Pod bandazami zakrywajacy¬mi rane delikatnie unosily sie i opadaly piersi mlo¬dej kobiety. Idealne, pelne, lecz jedrne, wyprezone zachecajaco. Celeste polozyla drzaca dlon na jed¬nej z nich. Dziewczyna wciaz miala goraczke, przez co jej skora byla nienaturainie rozgrzana. Od czasu do czasu poruszala sie

Celeste niechetnie okryla ja posciela Juz dawno nie czula takiego pozadania. Nie mialo znaczenia, czy jego obiektem byl mezczyzna, czy kobieta. N aj¬wazniejsza byla uroda tego obiektu. W tym wypad¬ku piekno cielesnej formy, elegancja, emanujacy z calej postaci wdziek i esencja czystosci powodo¬waly u Celeste przyspieszone bicie serca i wilgoc miedzy nogami.

Jakaz cudowna istota, pomyslala, smakujac daw. no zapomniana zadze. Jej podniecenie wciaz roslo. nabrzmiewalo tak samo jak zwiotczale piersi. I co la nalezy do mnie.

Postanowila, ze dziewczyna przezyje. Sama tego dopilnuje. Kiedy sie wykuruje, powoli wdrozy j'I do nowej roli, wykorzysta maksymalnie, nie nisz¬czac jej ducha. Oczywiscie najwazniejsze sa pienia¬dze, lecz przy odpowiednim podejsciu korzysc bedzie o wiele wieksza niz kolejne monety w jej sa. szetce. O wiele wieksza.

Miala wlasne plany zwiazane z ta piekna, mlode, dziewczyna

* * *

Damien oprzytomnial nieco na dzwiek nieustep¬liwego pukania, jednak nie wstawal z fotela.

37
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Kat Martin - Diabelska wygrana Diabelska wygrana
Мир литературы