Tajemnica Pana Pottera - Hitchcock Alfred - Страница 23
- Предыдущая
- 23/32
- Следующая
– Ktos wszedl.
– Na moj rozum tylko jeden czlowiek mogl wejsc. Garncarz. On ma wszystkie klucze.
– Co nas sprowadza znowu do pytania: po co?
– Moze nie lubi gosci.
– To smieszne i wiesz o tym.
– Inne wyjasnienie jest jeszcze glupsze. Wykitowal gdzies i teraz straszy.
Z tymi slowami Pete wsiadl na rower i pojechal do domu. Jupiter wrocil do skladu zlomu, gdzie zastal podekscytowana ciocie Matylde i zaniepokojonego wujka Tytusa.
– Jak sie ma pani Dobson? – zapytala z miejsca ciocia Matylda.
– Dzis lepiej. Wczoraj wieczor byla bardzo zdenerwowana, zeby nie powiedziec rozhisteryzowana.
– Dlaczego? – zapytal wujek Tytus.
– Znowu pojawily sie te plonace slady. Tym razem na schodach.
– Boze milosierny! – wykrzyknela ciocia Matylda. – I ona upiera sie wciaz przy pozostaniu w tym domu?
– Ciociu, naprawde nie sadze, zeby wczoraj byla w stanie sie przeprowadzic.
– Jupiterze, powinienes byl mi o tym powiedziec – skarcila go ciocia i zwrocila sie do meza: – Tytusie Andronicusie Jones!
Wujek sluchal jej zawsze szczegolnie uwaznie, gdy zwracala sie do niego pelnymi imionami i nazwiskiem.
– Tak, Matyldo?
– Wez ciezarowke. Musimy tam pojechac i przekonac to biedne, nieroztropne dziecko, ze musi sie wyniesc z tego domu, nim cos sie jej stanie.
Wujek Tytus poszedl poslusznie po ciezarowke, a ciocia Matylda powiedziala surowo do Jupe'a:
– A co do ciebie, Jupiterze, bardzo mnie zirytowales. Za duzo sobie pozwalasz. Ale wiem, czego ci trzeba, zeby cie powstrzymac od wybrykow. Troche pracy!
Jupiter nic na to nie odpowiedzial. Ciocia Matylda zawsze uwazala prace za niezbedna, nawet jesli zadne wybryki nie wchodzily w gre.
– Tutaj sa marmurowe ozdoby ogrodowe, ktore wujek przywiozl z wyburzonego domu w Beverly Hills – wskazala ciocia Matylda. – Sa okropnie utytlane. Wiesz, gdzie znalezc wode i mydlo.
– Tak, ciociu.
– I przyloz sie do tego!
Po chwili odjechali, a Jupiter znalazl sobie miejsce w tyle skladu, wzial wiadro z goracymi mydlinami i zabral sie do pracy. Marmurowe figurki i donice ogrodowe nie byly czyszczone od lat. Pokrywal je kamienny pyl, ziemia i plesn. Jupiter wydobywal wlasnie spod brudu pucolowatego cherubina z jablkiem w reku, kiedy zjawil sie Hans.
– Widze, ze rozmawiales z ciocia.
Jupiter kiwnal glowa, wytarl cherubina i zabral sie do pekatej urny, ozdobionej po bokach gipsowymi winogronami.
– Gdzie sa wszyscy? – zapytal Hans. – Bylem w domu, w biurze i nikogo nigdzie nie zastalem.
– Ciocia Matylda i wujek Tytus pojechali do domu garncarza zobaczyc sie z pania Dobson.
– Brrr – otrzasnal sie Hans. – Nie wszedlbym do tego domu nawet za milion dolarow. W nim straszy. Ten zwariowany garncarz chodzi tam na bosaka. Widzialem na wlasne oczy.
Jupiter przysiadl na pietach.
– Widzielismy odciski stop – powiedzial. – Garncarza nie widzielismy.
– Kto inny to mogl byc?
Jupiter nie odpowiedzial. Patrzyl na niezdarna urne i myslal o pieknych przedmiotach, ktore robil garncarz.
– Urny przed domem garncarza sa duzo ladniejsze od tej – powiedzial w koncu.
– Tak! To, co robi, jest ladne, ale on sam jest stukniety.
– Ja tak nie uwazam. Ale zastanawia mnie, dlaczego orzel na jednej z jego urn ma tylko jedna glowe.
– Nie ma nic zlego w tym, zeby orzel mial jedna glowe.
– To prawda, ale garncarz zdaje sie przedkladac orly z dwiema glowami.
- Предыдущая
- 23/32
- Следующая