Tajemnica Pana Pottera - Hitchcock Alfred - Страница 19
- Предыдущая
- 19/32
- Следующая
– Tak, czulabym sie bezpieczniej – przyznala. – Czy myslisz, ze powinnismy zaprosic takze straz pozarna na noc?
– Miejmy nadzieje, ze to nie bedzie potrzebne.
– Staraj sie odpoczac, mamo – Tom wyjal ze schowka dodatkowy koc i przykryl ja. Byla wciaz kompletnie ubrana.
– Powinnam sie rozebrac – westchnela ze zmeczeniem. Nie zrobila tego jednak. Oslonila oczy ramieniem. – Nie gascie swiatla.
– Dobrze – powiedzial Tom.
– I nie odchodz – wymamrotala.
– Zostane z toba.
Nie odezwala sie wiecej. Wyczerpana, zapadla w sen.
Chlopcy na palcach opuscili pokoj.
– Wezme koc i przespie sie na podlodze w mamy pokoju – odezwal sie Tom cicho. – Czy naprawde zostaniecie na cala noc?
– Moge zatelefonowac do cioci Matyldy – odparl Jupiter. – Powiem jej, ze twoja mama jest mocno wystraszona i chcialaby, zebysmy jej dotrzymali towarzystwa. Poprosze tez, zeby ciocia dala znac pani Andrews.
– Sam zatelefonuje do mamy – wtracil Bob. – Powiem, ze zostaje z toba.
– Moze powinnismy zawiadomic policje – podsunal Tom.
– Jak dotad, wiele to nie dalo – zauwazyl Jupiter.
– Zamknij dobrze drzwi za nami.
– W porzadku – powiedzial Pete.
– Zapukam po powrocie trzy razy, odczekam i znowu zapukam trzy razy.
– Dobra – Pete odblokowal zasuwy i przekrecil klucz w zamku. Jupiter i Bob wyszli i przecinajac podworze, skierowali sie do budki telefonicznej.
Ciocia Matylda bardzo sie przejela na wiesc, ze pani Dobson sie boi i chce, zeby jej dotrzymali towarzystwa. Jupiter nie wspomnial o nowym komplecie gorejacych sladow.
Wiekszosc trzech minut rozmowy spedzil na przekonywaniu cioci Matyldy, ze nie nalezy budzic wujka Tytusa i wysylac go po Dobsonow, aby znalezli bezpieczenstwo i wszelkie wygody w domu Jonesow.
– Pani Dobson spi teraz – powiedzial w koncu. – Chciala tylko, zebysmy z nia zostali. Czuje sie teraz bezpieczniej.
– Ale tam nie ma dosc lozek – upierala sie ciocia Matylda.
– Damy sobie rade. Wszystko bedzie dobrze.
Ciocia Matylda ustapila wreszcie. Jupiter oddal sluchawke Bobowi, ktory bez komplikacji uzyskal zezwolenie na spedzenie nocy z Jupiterem.
Poszli z powrotem do domu garncarza, zapukali w umowiony sposob i Pete otworzyl im drzwi.
Tak jak powiedziala ciocia Matylda, lozek nie starczyloby dla wszystkich, nawet gdyby Tom spal na podlodze w pokoju mamy. Ale Pete nie widzial w tym problemu. Jeden z nich powinien wciaz trzymac warte, a dwaj pozostali beda spac. Bob i Jupiter uznali pomysl za swietny i Jupe zglosil sie na ochotnika do pierwszego, trzygodzinnego czuwania.
Bob poszedl do sypialni garncarza, gdzie wyciagnal sie na waskim, czysto zaslanym lozku, a Pete zajal pokoj Toma.
Jupe objal warte w korytarzu u szczytu schodow. Usiadl na podlodze, oparty plecami o sciane i wpatrywal sie w zadumie w zweglone slady bosych stop. Powachal palce. Zapach chemikaliow juz sie ulotnil. Niewatpliwie uzyto jakiejs latwopalnej i niezwykle lotnej mikstury. Zastanawial sie leniwie, co to moglo byc, i w koncu uznal, ze nie jest to istotne. Istotniejsze bylo, jak ktos mogl wejsc do zamknietego na cztery spusty domu, zeby zaaranzowac to niesamowite i przerazajace zjawisko. Jak bylo to mozliwe? I kto tego dokonal?
Jednego byl pewien. Diabelskich figli nie plata zaden duch. Jupiter Jones nie wierzyl w duchy.
- Предыдущая
- 19/32
- Следующая