Tajemnica Kaszl?cego Smoka - Hitchcock Alfred - Страница 24
- Предыдущая
- 24/36
- Следующая
– Wzielismy pod uwage taka mozliwosc – powiedzial Jupiter. – Czy znalazl sie moze ktorys z zaginionych psow pana sasiadow?
– Nie – odparl pan Allen. – Domyslam sie, dokad zmierzasz, mlodziencze. Dziwny zbieg okolicznosci, prawda? Ze wszystkie te psy znikly mniej wiecej w tym samym czasie.
– Tak – powiedzial Jupiter.
– Czy rozmawialiscie z ktoryms z moich sasiadow?
– Tylko z tymi, ktorzy, jak pan wspomnial, nie mieli psow. Z panem Carterem i z panem Shelbym.
– Czy powiedzieli wam cos ciekawego?
– Ma pan dosc niezwyklych sasiadow, panie Allen – stwierdzil Jupiter. – Pan Carter byl bardzo zly, ze mu przeszkadzamy, i postraszyl nas strzelba. On nie lubi psow. Zdaje sie, ze za czesto biegaly po jego ogrodzie. Dal nam do zrozumienia, ze jest gotow je powybijac.
Pan Allen rozesmial sie.
– To tylko przechwalki. Carter robi zawsze duzo szumu. Ale nie przypuszczam, aby posunal sie do tego, zeby strzelac do bezbronnego zwierzecia. A jak wam poszlo z moim przyjacielem Shelbym?
– Niezle – odparl Jupe. – Pan Shelby byl bardziej uprzejmy, ale tylko troche. Znalazl inny sposob, zeby nas przestraszyc.
Stary rezyser rozesmial sie znowu.
– Ach, masz na mysli urzadzenia przed jego domem, zainstalowane w celu odpedzania domokrazcow i innych nieproszonych gosci? Powinienem byl was uprzedzic, ze Arthur Shelby jest wielkim kawalarzem.
– Powiedz mu, ze sami sie tego domyslilismy – szepnal Bob.
– Byc moze Shelby probuje dac mi w ten sposob do zrozumienia, ze nie jestem jedynym czlowiekiem w tych stronach, ktory umie straszyc ludzi – ciagnal pan Allen. – Ogladal pewno horrory, ktore nakrecilem dawno temu, i chce mi sie zrewanzowac tym samym. – Przez chwile chichotal do sluchawki. – I w rzeczy samej, to jego specyficzne poczucie humoru kosztowalo go kiedys utrate zamowienia ze strony miasta na powazne prace. Ojcowie miasta nie docenili tej cechy jego charakteru.
Jupiter popatrzyl znaczaco na swych przyjaciol. Obaj przysuneli sie, aby lepiej slyszec rozmowe.
– A co takiego sie stalo? – spytal Jupe, starajac sie mowic obojetnym tonem.
– Mialo to miejsce kilka lat temu – powiedzial pan Allen. – Shelby jest inzynierem. Wspolpracowal z miejskim Biurem Planowania. Mozna by powiedziec, znal od podszewki wszystkie sprawy w tym miescie. Pewnego dnia postanowil wykorzystac te wiedze.
– W jaki sposob? Co takiego zrobil?
Pan Allen zachichotal.
– Wydarzylo sie to w dniu jego urodzin. Shelby postanowil zazartowac sobie w ten sposob. Wlasciwie nie stalo sie nic wielkiego. Wylaczyl tylko jednoczesnie wszystkie swiatla na skrzyzowaniach. Powiedzial potem, ze chcial miec tort urodzinowy bez swieczek. Nie musze chyba mowic o tym, ze ruch w calym miescie zostal calkowicie sparalizowany. Przedsiebiorcy spozniali sie na posiedzenia, wszyscy przyjechali z opoznieniem do pracy i pozniej wrocili do domu.
Bylo to tylko czasowe wylaczenie, trwajace pare godzin. Ale wzbudzilo wielkie oburzenie, ze cos takiego moglo sie wydarzyc w naszym ruchliwym, nowoczesnym miescie. Mnostwo waznych osobistosci rozgniewalo sie nie na zarty. Postanowiono znalezc winnego. Dziwna rzecz, ale Shelby przyznal sie. Oswiadczyl, ze chcial w ten sposob uczcic swoje urodziny – po prostu dla zartu.
– W jaki sposob go ukarano? – zapytal Jupiter.
– Zostal zwolniony, to jasne. Zabezpieczono sie tez, aby juz nigdy nie mogl zatrudnic sie w miejskich sluzbach. Znalazl sie w podobnej sytuacji, jak ja, to znaczy czlowieka pozbawionego srodkow utrzymania.
– Chce pan powiedziec, ze nie jest w stanie zarobic na zycie? – zapytal Jupiter.
– W kazdym razie nie bylo mu latwo – przyznal staruszek. – Czasami wykonuje jakies prace dla handlowych firm, potrzebujacych reklamy. Elektryczne tablice swietlne, ktore pracuja w bardzo wymyslny sposob. Tego rodzaju rzeczy. Ale niezbyt czesto. Do tej pory, jak widzisz, placi za tamten zart.
– A jezeli chodzi o pochod w czasie Swieta Rozy? – zapytal Jupiter. – Czy pan Shelby przygotowywal im kiedykolwiek te ruchome platformy?
Zapadla krotka cisza. Po chwili pan Allen zaczal znowu mowic, lekko sie wahajac.
– Nic mi o tym nie wiadomo. To sa zreszta konstrukcje z kwiatow. A Shelby sporzadza raczej rozne mechanizmy. Poza tym ci, ktorzy organizuja wielkie pochody, traktuja to bardzo powaznie. Mnostwo ludzi kupuje bilety na miejsca na trybunach, zeby obejrzec barwny korowod w Pasadenie, ktory jest pokazywany w telewizji. Nie, mlody czlowieku, bardzo watpie, aby ktos o ustalonej opinii zartownisia zostal zatrudniony przy tego rodzaju imprezach.
– Szkoda – powiedzial Jupiter. – No coz, w kazdym razie pan Shelby sporzadza mnostwo takich rzeczy dla wlasnej rozrywki. Powiada, ze nikomu nie robia one krzywdy.
– Niektorzy nie lubia tego rodzaju figlow, moj chlopcze. Uwazaja to za przejaw prostactwa. A wiec, do widzenia…
– Chwileczke, jeszcze tylko jedno pytanie – powiedzial Jupiter. – Chodzi o smoka, ktorego widzial pan tamtego wieczoru. Czy jest pan pewien, ze slyszal pan jego kaslanie?
– Z cala pewnoscia – odparl rezyser. – Brzmialo to tak, jakby ten smok kaslal.
– I ogladal go pan ze szczytu skarpy przed pana domem, jak wchodzil do jaskini?
– Tak, synku. Jestem tego pewien. Bylo wprawdzie pozno, ale mimo braku sponsorow i zamowien na filmy w ostatnich latach, nie utracilem jeszcze wladz umyslowych. A jesli chodzi o oczy, to nadal widze wystarczajaco dobrze.
– Dziekuje panu, panie Allen. Bedziemy w kontakcie z panem.
Jupiter odlozyl sluchawke, a potem odwrocil sie do kolegow.
– No i co powiecie? – zapytal. Bob i Pete wzruszyli ramionami.
– Dowiedzielismy sie, ze Shelby jest kims w rodzaju blazna czy zartownisia – powiedzial Pete. – I bez pomocy pana Allena moglbym dojsc do takiego samego wniosku. Ten ptak przestraszyl mnie tak samo, jak smok w jaskini.
– Ktora to okolicznosc pozwala mi dojsc do pewnej konkluzji – stwierdzil Jupe. – A scislej, jestem zdania, ze pan Allen, dla ktorego, jak mi sie wydaje, pracujemy ostatnio, niezupelnie zasluguje na nasze zaufanie, przynajmniej jesli chodzi o prawdziwosc twierdzen.
– Nie moglbys wyrazac sie jasniej? – skrzywil sie Pete.
– On chcial nam powiedziec, ze staruszek Allen klamie – wyjasnil Bob.
– No to dlaczego nie mowi tego wprost? – zapytal z rozzalona mina Pete, a potem spojrzal na Jupitera. – Sprobuj wyjasnic mi w zrozumialy dla mnie sposob, na czym polegaja jego klamstwa.
Jupiter wyrozumiale kiwnal glowa.
– Twierdzil, ze ogladal smoka wchodzacego do jaskini, stojac na brzegu urwiska.
Pete wydawal sie zaintrygowany.
– No i co tu jest nie w porzadku?
Jupiter poruszyl sie na krzesle.
– Nie rozumiesz? W tym miejscu skala wystaje mocno nad przepascia. Jest niemozliwoscia, zeby ktos, kto stoi na krawedzi, mogl widziec jaskinie albo cos, co do niej wchodzi. Zauwazylem to zeszlej nocy.
Pete z zaklopotaniem podrapal sie po glowie.
– Sam nie wiem. Byc moze racja jest po twojej stronie. Mozesz to udowodnic?
Jupiter wyprostowal sie uroczyscie.
– Mam zamiar to zrobic. Dzis wieczorem, kiedy pojedziemy tam znowu. Byc moze uda mi sie odslonic nie tylko oszustwa pana Altena, ale przy okazji takze cala mistyfikacje ze smokiem w roli glownej. Nie zapominajcie, ze w tej sprawie jest kilka podejrzanych osob. Sa to ludzie, ktorzy mogli miec informacje na temat tunelu oraz jakies dawne urazy wobec innych. Zarowno Allen, jak i Shelby stracili zajecie i odsuwano ich od pracy. Pan Carter, jezeli jest rzeczywiscie synem budowniczego tunelu, mogl takze wiedziec o jego istnieniu, a poza tym chcial sie moze odegrac na wielu ludziach. Nie wiem jeszcze, jak to wszystko laczy sie ze sprawa smoka i z jaskinia, ktora odkrylismy. Ale dzis wieczorem dowiemy sie moze czegos wiecej na miejscu.
– Chcesz powiedziec, ze wracamy dzis wieczorem do jaskini? – spytal Pete. – Znow mamy sie tam znalezc? I narazic na spotkanie sam wiesz z czym?
Jupiter nie odezwal sie. Zajety byl pisaniem czegos na lezacej przed nim kartce. W chwile potem siegnal po sluchawke telefonu.
– Przede wszystkim musze sie jeszcze czegos dowiedziec – stwierdzil sucho. – Powinienem byl pomyslec o tym wczesniej.
- Предыдущая
- 24/36
- Следующая