Выбери любимый жанр

Tomek na Czarnym L?dzie - Szklarski Alfred - Страница 3


Изменить размер шрифта:

3

– Czy Stanley lub Johnston widzieli okapi? – zaciekawil sie Wilmowski.

– O ile mi wiadomo, do tej pory zaden bialy czlowiek nie widzial tego legendarnego zwierzecia. Mysle rowniez, ze w ogole nikt go nie widzial. Cos mi sie wydaje, ze podczas naszego safari bedziemy tropic jakies senne mary – powiedzial Hunter chmurzac czolo.

– No, jak pan jednak widzi, nie zostalem tak calkowicie blednie poinformowany – zauwazyl Smuga usmiechajac sie przyjaznie. – O okapi slyszalem w Szwajcarii, i to od kogos, kto w zupelnosci zaslugiwal na zaufanie. Podobno zwierzeta te mozna spotkac@

– Jezeli nie sa one jedynie wytworem czyjejs wyobrazni, bedziemy lowili okapi i, jak mowilismy, goryle. Co jeszcze macie panowie w programie? – zapytal tropiciel.

Smuga rozesmial sie i odparl:

– Przebrnelismy juz chyba przez najgorsze. Reszta zapewne stanowi dla pana codzienny chleb. Chcemy lowic lwy, lamparty, zyrafy i szympansy. Mamy rowniez zamiar schwytac pare mlodych hipopotamow i sloni oraz nosorozca. Musimy przeciez zapewnic sobie rentownosc wyprawy na wypadek, gdyby nie udalo sie dowiezc do Europy zywych goryli i gdybysmy nie zdolali wytropic okapi, w ktorych istnienie tak bardzo pan powatpiewa.

– Zwierzeta te moglibysmy znalezc w Kenii6 [6 Kenia (Republika Kenii) – poczawszy od VII w. kolonisci arabscy tworzyli na wybrzezu Kenii tzw. sultanaty. Od XVI w. sultanaty podlegaly Portugalii, potem zostaly podbite przez sultana Zanzibaru, a nastepnie wlaczyli je do swych posiadlosci Brytyjczycy. Od 1963 r. Kenia jest panstwem niepodleglym. 65% ludnosci Kenii nalezy do ludow Bantu (Kikuju, Luo, Kamba), nilotyckich (Diomo. Masajowie) i kuszyckich (Somalijczycy. Galla); reszta ludnosci to Indusi. Europejczycy i Arabowie nie zapuszczaja sie w niezbadane dzungle Ugandy.]. Natomiast pierwsze przedsiewziecie bedzie wymagalo, no… powiedzmy… duzego ryzyka. Czy panowie stanowczo obstajecie przy wykonaniu zalozonego planu?

– Postaramy sie zrealizowac go w calosci – powaznie potwierdzil Smuga. – Wyprawe te urzadzamy na wlasny koszt. Nie mozemy sobie pozwolic na straty.

– Czy ma to oznaczac, ze bez wzgledu na grozace niebezpieczenstwa jestescie zdecydowani wyruszyc na te wyprawe? – upewnial sie Hunter.

– Nie zwazajac na nic, drogi panie!

– Nawet na bezpieczenstwo tego chlopca? – zdumial sie tropiciel wskazujac Tomka.

– Zostaw pan naszego mikrusa w spokoju – wtracil rubasznie bosman Nowicki, ktory mimo wielu lat spedzonych poza Warszawa nie zatracil gwary uzywanej na Powislu. – U tego chlopaka nie znajdziesz pan cykorii nawet na lekarstwo, a glowe ma nie od parady. Jestem ciekaw, czy przycisniety do muru mierzylbys pan tygrysowi miedzy slepia zamiast w komore. Bo nasz mikrus inaczej nie strzela!7 [7 Powiedzeniem tym bosman chcial wyrazic sprawnosc strzelecka Tomka. Strzelajac w plaski leb tygrysa czy lwa ryzykuje sie tak zwana obcierke, to znaczy, ze kula moze drasnac zwierze bolesnie, lecz nieszkodliwie po czaszce i wprawic je w stan niebezpieczny dla mysliwego. Rzuca sie ono wtedy na niefortunnego strzelca bez wzgledu na okolicznosci.]

– Czy pan mowi to powaznie? – zapytal Hunter.

– Bosman powiedzial szczera prawde – odparl Smuga. – Tomek zabil w ten sposob tygrysa, ktory przypadkowo wydostal sie z klatki na statku podczas naszej ostatniej wyprawy. Strzalem tym uratowal mi zycie i swoje rowniez. Jest bardzo odwazny, strzela nadzwyczaj celnie. Musze jeszcze dla scislosci dodac, ze jako strzelec. Tomek jest uczniem bosmana Nowickiego.

– Niech sie pan o mnie nie obawia, prosze pana – wtracil Tomek. – Bosman zawsze sprawuje nade mna opieke podczas lowow, a przeciez zaden goryl nie dorowna mu sila.

Bosman obruszyl sie na to mimowolnie dwuznaczne porownanie. Reszta mezczyzn rozesmiala sie ubawiona. Hunter pierwszy spowaznial i powiedzial:

– Goryl przegryza z taka latwoscia lufe karabinu, jak ty lamiesz zapalke w palcach. Wiec chcecie panowie zaryzykowac wszelkie niebezpieczenstwa?

– Nie bedziemy sie lekkomyslnie narazali, lecz mamy szczery zamiar wykonac nasz plan calkowicie – oswiadczyl Wilmowski. – Czy potwierdza pan teraz swa zgode na udzial w wyprawie?

Hunter przenikliwym wzrokiem obrzucil czterech lowcow. W jasnych oczach Wilmowskiego odzwierciedlaly sie rozwaga i opanowanie. Hunter pomyslal, ze czlowiek ten nie zwykl postepowac nierozwaznie. Z postaci Smugi bila znow stanowcza pewnosc siebie, ktorej sie nabywa jedynie przez pokonywanie niebezpieczenstw. Tak wiec i Smuga budzil zaufanie jako towarzysz przyszlych lowow. Blyski niecierpliwosci w oczach Tomka mowily za siebie. Gdy Hunter spojrzal z kolei na herkulesowo zbudowanego bosmana, napotkal jego kpiacy wzrok. Wydalo mu sie, ze ten sekaty jak pien drzewny olbrzym drwi sobie z niego i jego zastrzezen. Pod wplywem tego ironicznego spojrzenia rumience wystapily na twarz tropiciela.

“Malpolud… Zlosliwy malpolud! – pomyslal. – Ale naprawde wyglada na to, ze mozna z nim wziac nawet diabla za rogi!”

Tropiciel nie wytrzymal niemej drwiny bosmana z Powisla. Przymknal na chwile oczy, a gdy je znow otworzyl, nie bylo juz w nich cienia wahania.

– No, pal licho goryle i te… okapi. Ide z wami – zadecydowal troche podniesionym glosem.

– Wobec tego uklad jest ostatecznie zawarty – powiedzial zadowolony Wilmowski. – Angazujemy pana na okres pol roku. Zaliczke na poczet honorarium w wysokosci dwumiesiecznej pensji wyplacamy natychmiast, reszte zdeponujemy u bankiera, ktorego wskaze nam pan w Mombasie. Zgoda?

– Zgoda! – powtorzyl Hunter i podal silna dlon Wilmowskiemu.

– Bylem pewny, ze pan z nami pojdzie – zawolal Tomek.

– A to dlaczego?

– Bo… bo chyba kazdy lowca chcialby sprawdzic, czy okapi istnieja w rzeczywistosci. Przeciez to ogromnie ciekawe!

Hunter powaznie spojrzal na chlopca.

– Dziwne to, synu, ale naprawde sie nie pomyliles. Sprawa okapi intryguje mnie od wielu lat. Pewien znajomy proponowal mi kiedys wyprawe w celu rozwiazania tej zagadki. Odmowilem mu jednak, mimo ze spedzilem z nim prawie caly rok na polowaniu w okolicach Jeziora Wiktorii. Wtedy wiecej przywiazywalem wagi do zycia niz dzisiaj…

– Czy spotkalo pana cos zlego? – zapytal Tomek niesmialo.

– Rok temu umarla moja zona, ktora bardzo kochalem.

– To przykre – szepnal chlopiec. – Wiem, jak sie robi smutno i ciezko, gdy czlowiek zostaje sam.

3
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Szklarski Alfred - Tomek na Czarnym L?dzie Tomek na Czarnym L?dzie
Мир литературы