Tomek w grobowcach faraon?w - Szklarski Alfred - Страница 19
- Предыдущая
- 19/86
- Следующая
*
Patryk wychowany w zaulkach Dublina nie stracil orientacji i nadazal za szybkim i sprytnym zloczynca. Skradal sie, wymijajac ludzi, powozy, zwierzeta… Na szczescie zlodziej nie probowal kluczyc ani sie ukrywac. Byl pewny, ze mu sie udalo. Nie zauwazyl drobnej przemykajacej za nim sylwetki.
O Patryku mozna powiedziec, ze w pierwszej chwili nogi poniosly go same, nim zdazyl pomyslec. Rozwaga przyszla pozniej. Wreszcie nie tylko mogl cos zrobic, “odwdzieczyc sie wujkom”, zmazac chwile slabosci, kiedy Smuga widzial go placzacego, pokazac nie tylko, ze jest dzielny, ale i na tyle dorosly, by zasluzyc na zaufanie. Bylo to wspaniale i bardzo budujace uczucie. Szybko zrozumial, ze do tego potrzeba jeszcze, aby mu sie powiodlo.
Zaczal odtad zwracac baczniejsza uwage na mijana droge i zapamietywac szczegoly. “Przy tym domu stoi kram” – zanotowal w pamieci. “W tych pomieszczeniach caly szereg sklepow. Tu po prawej ruiny, na lewo domki mieszkalne. Skrecic, gdy ulica wyraznie sie obnizy”.
Kierowali sie w strone rzeki. Szli potem dlugo bulwarami az w poblize wyspy Gezira, gdzie znajdowalo sie cale miasteczko na wodzie. Ludzie mieszkali na roznobarwnych, bardziej lub mniej zasobnych lodkach, barkach, tratwach. Przewazaly te najnedzniejsze. Krecilo sie troche ludzi, ale Patrykowi w europejskim ubraniu coraz trudniej przychodzilo nie rzucac sie w oczy. Na szczescie nie trzeba bylo wchodzic w glab tej dziwacznej dzielnicy, bo lodz, na ktorej najwidoczniej mieszkal scigany, byla jedna z pierwszych w dlugim szeregu.
Tymczasem nadchodzila wiosenna, chlodna noc. Zapadala gwaltownie. Niemal z minuty na minute robilo sie ciemno i zimno. Patryk czuwal i czekal na okazje. Ukryty za stosem skrzynek, zaczynal marznac. Wytrwale jednak obserwowal upatrzona lodz i zastanawial sie, jak odebrac skradziona wlasnosc Koptow. Mial czas, wiec staral sie dokladnie przyjrzec ewentualnym przeszkodom i krok po kroku zaplanowal droge na lodke. Gdy nad swiatem na dobre zapanowala ciemnosc, w wielu mieszkaniach zablysly kaganki. Takze w kabinie obserwowanej lodzi. Zlodziej mieszkal prawdopodobnie sam, bo nikt inny nie wchodzil tam ani nie wychodzil. Skulony z zimna Patryk obserwowal nocne zycie rzecznego miasteczka. Skupialo sie ono wewnatrz kajutek albo na pokladach. Ludzie posilali sie, spiewali, wreszcie szli spac. Wygaszano swiatla i ruch zamieral. Zapadala cisza przerywana jedynie skrzypem ocierajacych sie o siebie barek, pluskiem wody i szumem rzeki. Wreszcie swiatlo zgaslo takze na tej, ktora obserwowal. Bylo juz pozno, chyba po polnocy, gdy zaczal sie ku niej skradac w ksiezycowej poswiacie cicho jak kot, co chwila przystajac i nadsluchujac. Tak dobrnal do brzegu, a potem do trapu. Wszedl na poklad i szybko dotarl do drzwi mieszkalnej kajuty. Wisialy luzno na dwu zawiasach i skrzypialy w rytm lekkiego pochylania sie barki na fali. Patryk ucieszyl sie. “ Nie bedzie problemu z dostaniem sie do srodka” – pomyslal. Stal przez chwile bez ruchu, wreszcie podjal decyzje. Pchnal drzwi. Zaskrzypialy, co odczul niczym dzwiek grzmotu.
– Rrraz! Wszedlem! – westchnal do siebie, trzymajac w reku, a potem puszczajac drewniana przeszkode. Dygotal jeszcze z zimna, ale z emocji juz robilo mu sie goraco. Zatrzymal sie, wsluchujac w cisze i przyzwyczajajac oczy do glebszej niz na zewnatrz ciemnosci. I nagle przerazil sie.
“Co bedzie, jesli zlodziej ukryl kadzielnice? Jak ja znajde?” pomyslal.
Tego, ze bedzie za ciemno, by bezpiecznie poruszac sie po pomieszczeniu, rzeczywiscie nie przewidzial. Byl prawie u celu i zanosilo sie na porazke. Na malym stole przy lozku spostrzegl ksztalt oliwnego kaganka, a z boku dobiegal rowny oddech gleboko uspionego czlowieka.
– Spi tak mocno… Zapale kaganek i znajde – powiedzial szeptem, by dodac sobie otuchy.
Na palcach podszedl do stolika. Skrzesal ogien i zapalil kaganek, oslaniajac reka plomyk, aby nie zbudzic spiacego mezczyzny, Los mu sprzyjal! W kacie kajuty, na stosie innych przedmiotow, lezala kadzielnica. Patryk odstawil kaganek na krawedz stolu i podniosl zrabowany przedmiot. Powoli zaczal przemykac w kierunku drzwi.
Nie zauwazyl, ze spokojny i dosc glosny oddech spiacego umilkl. Nie zauwazyl tez, ze rozbudzony mezczyzna obserwuje go spod wpolprzymknietych powiek. Kiedy malec przeslizgiwal sie kolo lozka, znienacka chwycil go za reke. Chlopak wyrywal sie jak piskorz i silniejszy mezczyzna nie mogl sobie z nim poradzic. Umykal wokol stolu, chaotycznie machajac odebrana kadzielnica. Wtem potracany od dluzszej chwili stol przechylil sie gwaltownie i kaganek spadl na lozko, rozpryskujac wokol goraca oliwe. Mezczyzna chwycil koc i stlumil plomien, ale Patryk wykorzystal okazje i wymknal sie w noc. Na zewnatrz tu i owdzie zapalaly sie lampy, pojawiali sie ludzie. Widzac wyskakujacego z lodzi chlopca, niektorzy rzucili sie w pogon. Patryk kluczyl. “Bedzie jak na statku” – pomyslal. “Tylko nie ma gdzie skakac i wujek daleko…”.
Koptyjski kaplan przekonal Smuge i Nowickiego, ze poszukiwania prowadzone noca nie przyniosa zadnego efektu. Przyjeli wiec jego zyczliwe zaproszenie i usilowali rozmawiac, aby zagluszyc narastajacy niepokoj!
– Osly [71] to rzeczywiscie interesujace zwierzeta – mowil wlasnie kapitan.
– Zupelnie inne niz w Polsce, naszym kraju – dodal Smuga.
– Nasze osly sa wieksze… No i… leniuchy z nich i uparciuchy – usmiechnal sie Nowicki. – Co do mnie poczulem sie lepiej, gdy poznalem te wasze, mile stworzenia… Chociaz, kiedy wpadly w ten szal, wytrzesly moje stare kosci tak, ze do tej pory to czuje – przeciagnal sie. – Rycza tez nienajgorzej, niczym okretowe syreny. Ale pracowite to i wytrwale, az dziw bierze!
– No tak, pedzilismy prawie z szybkoscia galopujacego konia – stwierdzil Smuga.
– Poczulem sie lepiej, gdy poznalem wasze osiolki – powtorzyl Nowicki. – Musze sie bowiem przyznac, ze ktos kiedys nazwal mnie oslem. Bylo to w dziecinstwie, w warszawskiej dzielnicy Powisle. Jest tam taki stary kosciolek pod wezwaniem Sw. Trojcy. Moj szacowny staruszek, socjalista, mawial: “Bog jeszcze nikomu nie zaszkodzil” i posylal mnie, ku radosci matki, co niedziele do kosciola. Pobieralem tez nauke religii. Byl tam wtedy taki ksiadz, starszy, siwawy, chudy jak szczapa. Lubilismy go, ja tez, tylko nie bylem zbyt pokornym uczniem, a czesto, gdy sie nasluchalem ojca i jego towarzyszy, zadawalem wiele klopotliwych pytan. Kiedys ow ksiadz wzial mnie za ucho, postawil na srodku i westchnawszy, powiedzial: “Co za osiol z ciebie… Asinus asinorum in saecula saeculorum” [72] Od tego czasu siedzialem w oddzielnej lawce.
– Osly, ktore znamy z Biblii, sa posluszne, potulne, madre – wtracil duchowny. - Wystepuja w 26 ksiegach Starego Testamentu, podczas gdy wielblad jedynie w 20. Osiol, jako jedyne sposrod wszystkich zwierzat, dostapil zaszczytu dzwigania na swym grzbiecie Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Osiolkowi dorownuje pod tym wzgledem w Biblii jedynie baranek.
– Tak! Tak! – zgodzil sie Nowicki – gdy prorok Balaam nie chcial sluchac Boga, przemowila do niego oslica [73] . Zwierze to uchodzi za uosobienie madrosci. Wytlumaczyl mi to ow ksiadz, gdy sie na niego nie na zarty obrazilem i potem nastapila miedzy nami zgoda.
– Coz, moj drogi Tadku, okazuje sie, ze osiol nie zawsze jest tym samym… oslem! – usmiechnal sie Smuga i podjal ten watek.
– Moje najwczesniejsze wspomnienie z dziecinstwa tez jest, mozna chyba tak powiedziec, zwiazane z religia. Obaj moi dziadowie, ze strony ojca i matki, uczestniczyli w powstanczym zrywie Polakow przeciw zaborcom w 1863 roku. Jeden z nich zmarl jako osiemdziesiecioletni staruszek, gdy mialem trzy lata. Pamietam to jak przez mgle, ale dosc wyraznie. Szczegoly dopowiedzieli mi rodzice.
Zostalem wtedy w domu sam, wszyscy poszli pozegnac sie z umierajacym. Bawilem sie, zapomniawszy, ze nikogo nie ma w domu.-: W pewnym momencie pojawila sie przede mna jakas postac zasnuta mgla, niewyrazna. Byl to ukochany dziadek. Usmiechal sie do mnie. Przygladalem mu sie. Zrobil jakis gest, jakby pozegnania, i powoli zniknal. O jego smierci powiedziano mi nastepnego dnia. Lecz nie uwierzylem. To nieprawda – zaprotestowalem. – On u mnie byl. Nieprawda, ze dziadka zagrabili! Tak sie wyrazilem. I opisalem swoje, widzenie.
– Przezylem cos podobnego – podjal Nowicki. – Opowiadalem ci Janie [74] , moj niby to sen, niby jawe… Obudzilem sie i zobaczylem jakas postac. Ktos o twarzy zaslonietej mnisim kapturem powtarzal tylkoi jedno: “Ty i tak nie umrzesz naturalna smiercia, i tak nie umrzesz^ naturalna smiercia…”. Z pewnoscia powtorzyl to kilkakrotnie. Szczyp palem sie po calym ciele, ale to byla jawa! Nie sen! I niech to wieloryby polknie, zycie, ktore prowadze, potwierdza te slowa!
– Zawsze wrozylem ci, Tadku, ze nie umrzesz we wlasnym lozku – wtracil Smuga.
– Przez wiele dziwnych wydarzen mowi do nas Bog – niespieszna prowadzona dla wypelnienia wolno biegnacej nocy, rozmowe pod?,;; sumowal duchowny.
Jeszcze wieczorem prosil swoich wspolwyznawcow o wszelka mozliwa pomoc. Mogli wiec tylko czekac na wiesci. Obaj Polacy zdawaliv; sobie sprawe, ze poszukiwanie chlopca w tak ogromnym, niezyczliwym Europejczykom, miescie, majacym wiele dzielnic, gdzie nawet policja lekala sie zagladac, stawalo sie przedsiewzieciem niemal niemozliwym do realizacji. Ale wkrotce niemozliwe stalo sie takze pomijanie^ tego wydarzenia milczeniem. Probowali rozwazyc szanse. Niepokoil sie zwlaszcza Smuga.
– Chlopiec pobiegl za zlodziejem. To bardzo niebezpieczne.
– Ale sam, Janie, mowiles, ze jest bardzo sprytnym dzieckiem.
– uspokajal go Nowicki i dodawal, ze przez ten miesiac zdarzalo im sie; o tym przekonac
[71] Osiol domowy (Equus asinus) z rodziny koniowatych, mniejszy i slabszy, ale bardziej wytrzymaly i mniej wymagajacy od konia. Wystepuje przede wszystkim w Afryce Polnocnej. Dobrze znosi upaly, zle zimno. Ceniony zwlaszcza jako zwierze juczne, rzadziej pociagowe i wierzchowe. W Afryce wystepuja jeszcze dwa podgatunki osla: nubijski (nieliczne stada w Sudanie) i somalijski (w Etiopii i Somalii).
- Предыдущая
- 19/86
- Следующая