Tajemnica Srebrnego Paj?ka - Hitchcock Alfred - Страница 23
- Предыдущая
- 23/26
- Следующая
Rozdzial 15. Dzwon ksiecia Paula
Bob pokonywal z wysilkiem strome schody. Rudi spostrzegl, jak mu ciezko. Przystanal i podal mu koniec sznura z koca ze slowami:
– Trzymaj sie tego. Pomoge ci.
Teraz, gdy Rudi ciagnal go, uczepionego sznura, Bobowi szlo sie znacznie lzej. Przeszli jedno pietro, drugie. Gwardzistow wciaz jeszcze nie bylo na ich tropie. U szczytu trzeciego pietra zatarasowala im przejscie potezna furta. Pchneli ja i otworzyla sie opornie, ze zgrzytem. Gdy przez nia przeszli, Rudi zasunal gruby zelazny skobel.
– To ich zatrzyma – powiedzial. – W dawnych czasach nawet kosciol bywal szturmowany przez wojska. Ksieza chronili sie wowczas na dzwonnicy, zamykajac za soba furty. Sa jeszcze dwie.
Zamykali wlasnie druga furte, gdy na dole do dzwonnicy wtargneli gwardzisci. Dostrzegli uciekinierow i wbiegli za nimi na schody. Ale musieli sie zatrzymac przy pierwszej furcie. Potrzasali nia bezskutecznie i wykrzykiwali rozkazy, by przyniesiono narzedzia do ciecia zelaza.
– Niepredko sie przebija – dyszal Jupiter, gdy spiesznie pieli sie w gore. – Ale tak czy inaczej, niewiele mamy czasu.
Byli juz powyzej kopuly. Widzieli ulice w dole i poruszajace sie na niej miniaturowe figurki ludzi i malutkie samochody. Wszystko tam wygladalo zwyczajnie, lecz tu na dzwonnicy toczyla sie walka. Tu byl wrog, ktorego musieli pokonac.
Dotarli wreszcie do otwartej galerii na szczycie dzwonnicy, gdzie na poteznej belce pod spiczastym dachem zawieszony byl dzwon ksiecia Paula. U wejscia na galerie byla trzecia furta. Zatrzasneli ja i zaryglowali. Stado golebi, wystraszonych halasem, sfrunelo z balustrady.
Chlopcy staneli, lapiac oddech. Na dole gwardzisci atakowali pierwsza furte z hukiem i zamieszaniem, ale bez skutku.
– Zaraz posla po specjaliste – powiedzial Rudi. – Lepiej zaczynajmy. Pomyslmy, jak uruchomic ten dzwon. Och, przede wszystkim trzeba wciagnac na gore line. Moze im przyjsc do glowy, zeby ja zamocowac na dole.
W podlodze galerii byla spora dziura, przez ktora przechodzila lina. Rudi stanal pod dzwonem, chwycil line i zaczal ja ciagnac. Pete i Jupiter pospieszyli z pomoca i wkrotce lezala na gorze w wielkich zwojach, jak wlochaty waz. Gdy lina sunela w gore, gwardzisci na dole podniesli krzyk, ale spostrzegli sie za pozno i nie zdolali pochwycic jej dyndajacego konca.
Majac line na gorze, chlopcy zabrali sie do dokladnych ogledzin dzwonu. Mial rozmiary imponujace. Wokol krawedzi biegl lacinski napis. Lina przechodzila przez kolo umieszczone na boku dzwonu. Obrot kola powodowal rozkolysanie dzwonu, wtedy wewnetrzne sciany uderzaly w jego potezne serce. To skonsternowalo chlopcow. Zetkneli sie dotad tylko z malymi dzwonami, ktore bily przez rozhustanie samego serca.
– O rany – powiedzial Pete, szacujac wzrokiem rozmiary dzwonu – jak nam sie uda to uruchomic?
– Stad, na gorze, nie da sie tego zrobic zwyklym sposobem – odrzekl Jupiter z namyslem. – Musimy odchylic w bok sam dzwon, a potem bedziemy ciagnac serce tak, zeby w niego uderzalo. To powinno sie udac.
Wszyscy czterej zlapali line dzwonu. Na sygnal Jupitera zaczeli ciagnac. Powoli kolo obrocilo sie i ciezki dzwon przechylal sie, az zawisl przekrzywiony tak, ze jego serce znalazlo sie o centymetry od klosza.
Rudi owinal line wokol jednego z ozdobnych filarow galerii. Zamocowal ja dosc silnie, by utrzymywala dzwon w tej niezwyklej pozycji. Dokonawszy tego, odpoczeli przez chwile.
Slonce wyszlo zza chmur i przez otwarta galerie dzwonnicy powialo swiezoscia. Golebie zataczaly kola z trzepotem skrzydel, przysiadaly na balustradzie i znow odtruwaly z glosnym swiergotem.
– Ktora godzina? – zapytal Jupiter.
Rudi spojrzal na zegarek.
– Za dwadziescia osma. Dwadziescia minut do mowy premiera w radiu i telewizji. Musimy sie spieszyc.
– Co za szczescie, ze wciaz mamy nasz sznur z koca – powiedzial Jupiter po namysle. – Trzeba go zawiazac wokol serca, a potem je rozkolysac.
Zarzucenie petli sznura na gruszkowate serce dzwonu zajelo im zaledwie minute. Zaciagneli ja dobrze i Rudi z Pete'em, jako najsilniejsi, cofneli sie i pociagneli sznur. Serce zakolysalo sie i uderzylo w dzwon.
Gleboki, donosny dzwiek niemal ich ogluszyl. Bob wyjrzal w dol. Ludzie na ulicy obracali glowy i patrzyli w gore ze zdziwieniem.
– Uszy nam popekaja! – krzyknal Jupiter. – Szkoda, ze nie mamy waty, zeby je zatkac! Bob, Pete, macie chusteczki?
Wygrzebali chusteczki z kieszeni i podarli je w male kwadraty. Kazdy kawalek zwineli w kulke i wetkneli do uszu. Tak zabezpieczeni zdwoili wysilki, by bil legendarny dzwon ksiecia Paula.
Pete i Rudi wykonywali wiekszosc zadania. Odciagajac w bok serce dzwonu, a potem puszczajac, wprawiali je w ruch wahadlowy i uzyskiwali serie glebokich tonow o wiele szybciej, niz gdyby sie bilo w dzwon normalnym sposobem. Po minucie bicie ustawalo, po czym wielki dzwon dzwieczal znowu, tak glosno, ze zdawalo sie, iz slychac go w calym ksiestwie Waranii. Przez sama nieregularnosc uderzen, dzwon zdawal sie wolac: “alarm! alarm!”
Nie slyszeli gwardzistow na dole. Mimo zatkanych uszu, ogluszeni byli biciem dzwonu. Bob przykucnal przy balustradzie i patrzyl w dol.
Na ulicy gromadzil sie tlum. Wciaz przybywalo ludzi. Biegli, spogladajac na wieze dzwonnicy, gdzie wielki dzwon wybijal swe gromkie przeslanie. Czy domysla sie, ze ksiaze Djaro jest w niebezpieczenstwie i potrzebuje pomocy?
Jupiter podszedl do Boba. Wskazal mu cos. W tlumie powstalo zamieszanie. Kilku mezczyzn zdawalo sie krzyczec, wyciagajac rece w strone odleglego palacu. Zawrzalo w ludzkiej masie, z ktorej niczym potok zaczal sie wylewac pochod ku palacowi.
Gwardzisci, dobrze widoczni w swych czerwonych mundurach, starali sie wedrzec w tlum, lecz zostali odepchnieci. Tlum rosl, mimo ze mnostwo ludzi szlo w kierunku palacu.
Wygladalo to tak, jakby zrozumiano przeslanie, odebrano wolanie o pomoc.
Dzwon raptownie przestal bic. Pete i Rudi podeszli, by popatrzec w dol. Rudi trzymal wlaczone radio, ale nic nie slyszeli. Nagle przypomnieli sobie o zatyczkach w uszach. Wyciagneli je. Z radia buchnal piskliwy glos. Rudi tlumaczyl:
– To premier. Mowi, ze zostal wykryty grozny spisek przeciw Waranii. Koronacja zostala odlozona bezterminowo. Ksiaze Stefan przejmuje rzady i sprowadzi przestepcow, czyli was, przed sad. Ksiaze Djaro jest w areszcie domowym. Apeluje sie do wszystkich Waranian o utrzymanie prawa i ladu.
– O rany, to brzmi fatalnie! – powiedzial Pete. – To brzmi tak jakos wiarygodnie, chociaz to wszystko klamstwo.
– Ale nikt tego nie slucha! – krzyczal radosnie Rudi. – W calym miescie uslyszano dzwon i wszyscy wyszli na ulice dowiedziec sie, dlaczego bije. Patrzcie, jaki tlum. I cala masa idzie w strone palacu. Chcialbym zobaczyc, co tam sie dzieje.
– Patrzcie! – krzyknal Jupiter. – Gwardzisci rozbili furty. Ida na gore!
Wszyscy rzucili sie ku schodom. Gwardzisci w szkarlatnych mundurach istotnie biegli w gore. Byli juz pod ostatnia furta, u progu galerii dzwonnicy i potrzasali nia groznie.
– Otwierac w imieniu regenta – krzyknal oficer. – Jestescie aresztowani!
– No to nas aresztuj! – odpowiedzial mu Rudi wyzywajaco. – Chodz, Pete, poki nie sforsuja furty, mozemy bic w dzwon.
Chwycili znowu sznur i rozbujali ciezkie serce dzwonu. Ponownie dzwon rozbrzmial nad miastem, wybijajac swe wolanie na alarm, zdajac sie naglic kazdego Waranczyka do czynu. A tuz obok gwardzisci wywazali furte mlotem kowalskim i lomami.
Przez piec minut jeszcze chlopcy bili w dzwon ksiecia Paula. Potem furta upadla z brzekiem, gwardzisci wtargneli na galerie i ich obezwladnili.
– A teraz – ryknal dowodzacy oficer – dostaniecie to, na co zasluzyliscie.
- Предыдущая
- 23/26
- Следующая