Выбери любимый жанр

Zapa?ka Na Zakr?cie - Siesicka Krystyna - Страница 23


Изменить размер шрифта:

23

Kiedy po powrocie od babci Emilii spostrzeglam napis na oknie, mama pominela te sprawe grobowym milczeniem. Po prostu kazala mi umyc szybe. I od tej chwili pozostawala chlodna i zasadnicza.

– Marcin… mowila mi jego matka… obracal sie w okropnym jakims srodowisku! Pil, wieczorami wracal do domu pozno, nie uczyl sie…

– I to wszystko? – zdziwilam sie.

– To sporo, ale nie wszystko! Byly tam jakies dziewczeta, zwlaszcza jedna… – mama odsunela talerz z nie dojedzonym drugim daniem.

– To nie powod, zebys nie jadla mamo! Spojrzala na mnie gwaltownie.

– Czemu jestes taka…? – zapytala niespokojnie.

– Jestem zupelnie normalna, mamo! Chce, zebys zjadla obiad! Czy w tym jest cos dziwnego? Co on takiego wyprawial z tymi dziewczynami? Mordowal je i zakopywal w piwnicy?

– Mada!

– Wiec co mowila jeszcze jego matka, powiedz mi mamo!

– Powiedziala, ze przez Marcina mozesz tylko plakac, bo jest przyzwyczajony do innych dziewczat niz ty! I ze albo sie zmienisz pod jego wplywem, albo on machnie na ciebie reka i znajdzie sobie latwiejsza!

– To wszystko?

– Tak. I co ty na to, Mada?

– Mozesz byc spokojna, mamus! Nie zmienilam sie pod wplywem Marcina, bo zdaje sie, ze na tym najbardziej ci zalezy!

– Dlaczego mowisz o tym tak cierpko?

– Bo jest mi cierpko, mamo! Czy ci to wystarczy? Jezeli powiesz mi teraz: "A nie mowilam?", pekne jak zimna szklanka, do ktorej ktos nalal wrzatku!

Mama zestawila talerze.

– Wiec… zaczynamy zycie od nowa?

– Mozna to tak nazwac.

– Od czego je zaczniemy?

– Od malej formalnosci, ktora musze zalatwic na poczcie…

– Prosze cie bardzo. Zalatw, co tam chcesz, i wracajac kup puszke marago.

– Stypa? – zapytalam twardo.

– Nie, znuzenie… – odparla spokojnie.

Poszlam do swojego pokoju, ktory w czasie nieobecnosci Ali byl moim krolestwem. Ciagle nie moglam plakac, bylam zbyt dotknieta, zbyt ogluszona. Zapakowalam lancuch w to samo pudeleczko, w ktorym go dostalam i zawinelam starannie. Nie dolaczylam zadnego listu. Nie bylo nic, co moglabym napisac Marcinowi. Po mojej glowie kolatalo sie tylko nikle echo slow babci Emilii:… "ona sie pomylila… moja wnuczka sie pomylila…"

"Tak, pomylilam sie dwa razy, babciu Emilio!" – pomyslalam zawiazujac paczke sznurkiem. I nagle – zawahalam sie. Przeciez Marcin mogl spotkac jakas stara znajoma! Mogl z nia isc na kawe! I co z tego? A ja zaraz robie taka tragedie, takie dramatyczne gesty! Wojtek powiedzial przeciez wyraznie, ze Marcin sie gryzie, ze jest mu ciezko – a ja chce sie teraz odwrocic od niego, o spotkana przypadkiem dziewczyne? Tak! Ale jak ona go szarpnela! Jakby byl jej wlasnoscia, ktora ma prawo tarmosic jak tobol z posciela! Nie, nie! Dosc tego ciaglego rozgrzeszania, niech Marcin nie mydli mi oczu! Przyzwyczajony do innych dziewczat znajdzie sobie latwiejsza… tak to zdaje sie zostalo powiedziane? Dziewczeta w zyciu Marcina i posrod nich ja – skladnik okraglej sumki! Nieco inna, bo trudna, trudna – wiec niewystarczajaca! Dziekuje, monsieur Martin, dojechalismy juz do ostatniego przystanku, teraz ja wysiadam, a pan? Obojetne! W koncu to obojetne, co pan ze soba zrobi! Sa jeszcze na swiecie dziewczeta, ktore stana jak wryte przed nie istniejaca zapalka, trzeba tylko znalezc zakret i zawolac magiczne zdanko! A ja? Ja poczekam jeszcze na swoja milosc. Moze

przyjedzie nastepnym pociagiem? Albo jeszcze pozniejszym? A moze nie przyjedzie wcale? Nie szkodzi, mam juz wprawe w oczekiwaniu na pociagi, ktore nie przywoza nikogo. Udali nam sie mezczyzni! I mamie, i mnie. Boze, daj wiecej szczescia Alce, niech chociaz ona znajdzie w zyciu jakis ekwiwalent za swoje harcerskie sprawnosci! Jeszcze jeden supel na sznurku, jeszcze jeden supel – i oto jest juz gotowa przesylka dla pana, monsieur Martin!

Usiadlam przy biurku, zeby zaadresowac paczke. Znowu ogarnela mnie niepewnosc i zal. Bo przeciez naprawde nie wiedzialam, kim byla ta dziewczyna! A to, co mowila mama? Moglam sie spodziewac, ze takie, a nie inne rzeczy ma mi do powiedzenia. Ale czy mama wie wszystko? Czy to jest cala prawda o Marcinie? A jak jest teraz? Czy ta dziewczyna…

Ktos zadzwonil i uslyszalam glos Ola w przedpokoju. Po chwili zajrzal do mnie przez uchylone drzwi,

– Schodze po marago dla twojej mamy! Wyciagaj matme!

– Dobra!

Nieba zsylaly mi Ola. Kiedy po chwili zjawil sie z dwoma filizankami kawy, powiedzialam twardo:

– Nici z matmy, przegadamy to popoludnie, Olu!

– A co sie stalo?

– Nie wiem… sama nie wiem, czy w ogole cos sie stalo. Przygotuj sie jednak na to, ze dzis bede twarda i nieustepliwa! Bedziesz mi musial odpowiedziec na kazde pytanie, ktore ci zadam!

– Jezeli potrafie…

– Potrafisz! Posluchaj…

Opowiedzialam Olowi o swoich spotkaniach. O tym w pociagu, z obcym mezczyzna. I o tym dzisiejszym. Wysluchal z wyraznym niepokojem. Nie musialam pytac. Zaczal mowic sam wszystko to, co wiedzial, a wiedzial niemalo.

Siedzialam na tapczanie na wprost Ola i bylam jak tarcza, w ktora wbijal ostre strzaly. Wszystkie trafialy w srodek, wszystkie co do jednej!

– Reasumujac… – powiedzialam w koncu nieswoim glosem – rabnal skuter dla swojej cizi i wlasciwie wymigal sie z tego psim swedem! Dostal kuratora i dla swietego spokoju bedzie trzymal twarz jeszcze przez rok. A potem…

– Mada – powstrzymal mnie Olo – moze byc zupelnie inaczej… Moze to go zmieni?

– Inaczej? Wiec dlaczego spotyka sie z ta… z ta idiotka?

– Moze to wcale nie byla ona?

– Jestem pewna, ze ona!

– Nie mozesz miec pewnosci!

– Olu… dlaczego nie powiedziales mi tego wszystkiego wczesniej?

– Bo myslalem, ze on sie zmieni, naprawde tak myslalem! Wygladalo na to, musisz przyznac? – Olo zastanowil sie nad czyms przez chwile. – Sluchaj, Hieronim ma fotografie tej dziewczyny. Tamten eks kolega Marcina, do ktorego dotarlismy, mial przypadkowo jej zdjecie. Hieronim wzial je. Poznalabys?

– Na pewno! Gdzie mieszka Hieronim?

– Niedaleko, piec minut stad!

– Olu, blagam cie!

– Dobra, pojde!

Nie wracal cale wieki. Lezalam na tapczanie i nie mialam sily zyc. I ochoty na zycie nie mialam takze. Przynosilo mi zawod po zawodzie, nic wiecej. Nie ruszylam sie, kiedy Olo zadzwonil do drzwi. Otworzyla mu mama i przez chwile trzymala go w korytarzu tlumaczac, dlaczego nie kupila nasion, o ktore prosila ja pani Ewa. Wreszcie Olo wszedl. Zapalil mala lampke przy moim tapczanie i podsunal mi zdjecie przed oczy.

Odwrocilam glowe.

– Wiec ona ma na imie Mariola? – zapytalam.

– Mariola…

– Jest sliczna, prawda?

Olo usiadl obok mnie. Zrozumial.

– Mada… Hieronim powiedzial mi, ze Marcin juz nie jest starosta!

– Jednak zrezygnowal! Chociaz prosilam! Chociaz wiedzial, jak mi na tym zalezy! Moze to bylo glupie, moze dziecinne, smieszne, ale wiedzial i pomimo wszystko…

– Musial zrezygnowac, Mada! Okazuje sie, ze Hieronim wygarnal wszystko na godzinie wychowawczej juz pod koniec stycznia!

– Dwa miesiace temu? I przez te dwa miesiace Marcin nie znalazl chwili czasu na to, zeby mi powiedziec po prostu: musialem zrezygnowac? Owszem, kiedys baknal cos na ten temat, ze chyba zrezygnuje, ze chyba nie da rady! A wtedy bylo juz po wszystkim! To wszystko, co robil, jest zwyczajnym, ordynarnym swinstwem! Zwyczajnym, ordynarnym swinstwem! Olu! Pomysl tylko… Jest na swiecie dwoch mezczyzn, ktorzy naprawde cos dla mnie znacza – ojciec i Marcin! Obydwaj robia wszystko, zebym w koncu musiala ich znienawidzic!

Olo nie odzywal sie. Pozwolil mi mowic. Wiec mowilam. Najgorsze, najbardziej cierpkie slowa, jakie przychodzily mi na mysl.

– Moze zrobic ci jeszcze kawy? – zapytal, kiedy umilklam.

– Nie, Olu! Musze wyjsc.

– Dokad?

– Na poczte.

– To idz! Nie pojde z toba, Mada! Zostane i zrobie sam te zadania z matmy. Przepiszesz tylko i czesc!

Kiedy szykowalam sie do wyjscia, siedzial juz nad moim brulionem.

"To jest przyjazn…" – pomyslalam i w tej chwili cos przelamalo sie we mnie. Juz w czapce i w plaszczu usiadlam na brzegu tapczana, zaczelam plakac, sama zaklopotana wlasnymi lzami, ktorych nawet nie potrafilam zachowac na chwile samotnosci. Moj niepohamowany szloch wypelnil cisze, na prozno staralam sie bezglosnie wytrzec nos. Katem oka spojrzalam na Ola. Przerwal pisanie i tylko w rogu zeszytu zarysowywal dlugopisem kartke po kartce. Ale nie odwrocil sie ani razu. Tak. To byla przyjazn.

***

Hieronim zawiesil glos i cala klasa zamarla w oczekiwaniu. Wiedzialem, co powie. Wojtek zorientowal sie i takze. Tracil mnie lokciem i syknal:

– No… Trzymaj sie teraz, bracie…

– … i twierdze – kontynuowal Hieronim rozpoczete przed chwila zdanie – twierdzy ze w zwiazku z tym nie masz prawa zabierac glosu w dyskusji na temat chuliganstwa!

Foczynski zatrzymal sie w swojej wedrowce po linii okno – drzwi. Stanal tylem do klasy i poprawil wiszacy krzywo diagram naszych ocen.

– Wiecej nawet! – mowil dalej Hieronim patrzac mi w oczy. – Uwazam, ze postapiles nieuczciwie, ze naduzyles zaufania klasy, ktora powierzyla ci godnosc reprezentowania jej jako komorki spolecznej!

– Godnosc reprezentowania! – rozesmial sie Miroslaw za moimi plecami. – Mowa trawa!

– Godnosc reprezentowania! – powtorzyl Hieronim.

– Gdzie on nas reprezentuje? W czasie dyzurow pod toaleta?

– Zdaje mi sie, ze teraz ja mam glos! Bedziesz sie mogl wypowiedziec za chwile, jezeli w dalszym ciagu masz zamiar splycac to zagadnienie! Jestesmy komorka spoleczna, chyba nie zaprzeczysz? Jako jedenasta klasa kierujemy akcja walki z chuliganstwem na terenie naszego liceum i w ten sposob wlaczamy sie do akcji ogolnopanstwowej! Zdaje mi sie, ze z tego, co powiedzialem przedtem, wynika jasno, ze nasza decyzja wybrania Marcina starosta byla nie przemyslana i pochopna! Zadna akcja nie moze przyniesc oczekiwanego rezultatu, jezeli kierowac nia beda jednostki najmniej do tego powolane! Poniewaz kolega Marcin, pomimo calej swojej przeszlosci, ktora w krotkim zarysie przedstawilem, przyjal powierzone mu przez klase stanowisko, uwazam, ze postapil wobec nas nielojalnie

23
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Siesicka Krystyna - Zapa?ka Na Zakr?cie Zapa?ka Na Zakr?cie
Мир литературы