Выбери любимый жанр

Eldorado - Orczy Baroness - Страница 34


Изменить размер шрифта:

34

Czlowiek, ktorego kochala cala dusza, nie nalezal do niej. Nalezal do cierpiacej ludzkosci – krzyki niewinnych i przesladowanych sterroryzowanej Francji zdawaly sie przemawiac do niego glosniej niz jej milosc. Nie bylo go w domu od trzech miesiecy. Zyla jedynie pamiecia o nim i wspomnieniem krotkich jego odwiedzin przed szescioma tygodniami, gdy zupelnie nieoczekiwany stanal przed nia. A potem znow wyruszyl w droge na grozna wyprawe, ktora dala wolnosc i zycie niewinnym ofiarom nieomal kosztem jego wlasnego zycia.

Wyjechal tak nagle jak przybyl, a teraz juz od przeszlo szesciu tygodni krzepila sie jedynie wiadomosciami, ktore przywozil jej poslaniec.

Dzisiaj nawet tego byla pozbawiona i czula dreczacy niepokoj.

Gdyby sie zastanowila nad swymi uczuciami, doszlaby do przekonania, ze ciezar, przygniatajacy jej serce, byl niejasnym, zlowrogim przeczuciem.

Zamknela okno i wrociwszy na swoje miejsce przy kominku, wziela znow do rak ksiazke z silnym postanowieniem zapanowania nad nerwami. Ale trudno bylo skupic mysl na przejsciach mr. Toma Jonesa, gdy wyobraznie dreczyly losy sir Percy'ego Blakeney'a.

Turkot kol na zwirowym dziedzincu zbudzil ja z zadumy. Odlozyla ksiazke i drzacymi rekami chwycila porecz krzesla, natezajac sluch. Powoz o tej godzinie w wilgotna, ciemna noc?… Zastanawiala sie, kto to mogl byc.

Lady Ffoulkes bawila w Londynie, sir Andrew nie wrocil jeszcze, ma sie rozumiec, z Paryza, a jego krolewska wysokosc, choc czesto ja odwiedzal, nie przyjezdzalby teraz do Richmond w taka niepogode; goniec zas przybywal zawsze konno.

Uslyszala szmer rozmow w przedpokoju i glos Edwarda doszedl jej uszu:

– Jestem pewien, ze milady przyjmie cie, pani. Ale pojde na gore i oznajmie twoje przybycie.

Malgorzata pobiegla do drzwi i otworzyla je z radoscia.

– Zuzanno! – zawolala – moja najdrozsza Zuzanno! Myslalam, ze jestes w Londynie. Chodz predko na gore do mego buduaru. Coz za szczesliwa gwiazda przyprowadzila cie tutaj?

Zuzanna rzucila sie w jej ramiona, tulac mocno do serca przyjaciolke tak goraco kochana, a twarz mokra od lez ukryla w faldach szala Malgorzaty.

– Chodz do pokoju, kochanie – powtorzyla lady Blakeney – o, jakze zimne masz rece!

Juz miala przejsc prog buduaru, gdy naraz spostrzegla sir Ffoulkesa, stojacego na schodach.

– Sir Andrew!… – zawolala, ale nagle umilkla.

Okrzyk radosci zamarl na jej ustach, uczula, jakby ostre ciernie wbijaly sie w jej serce, rozdzierajac je na strzepy. Krew sciela sie w jej zylach.

Weszla do saloniku, trzymajac wciaz za reke Zuzanne; sir Andrew udal sie za nimi i zamknal drzwi. Malgorzata odwrocila sie i spojrzala mu prosto w oczy.

– Percy!… Cos mu sie stalo… czy… nie zyje?…

– Alez nie, nie – zaprzeczyl zywo sir Andrew.

Zuzanna otoczyla ramieniem szyje przyjaciolki i usadowila ja na krzesle przy kominku. Uklekla u jej nog, przyciskajac rozpalone usta do lodowatych rak Malgorzaty.

Milczenie zapadlo w slicznym bialym saloniku. Malgorzata siedziala z przymknietymi oczyma, starajac sie opanowac i zniesc meznie czekajaca ja wiadomosc.

– Powiedz mi wszystko – rzekla w koncu, a glos jej brzmial glucho, jakby pochodzil z wnetrza grobu – nie boj sie, moge duzo zniesc; wytlumacz mi dokladnie, co sie stalo.

Sir Andrew oparl reke o stol i zwiesil glowe na piersi. Pewnym, silnym glosem opowiedzial jej wydarzenia ostatnich dni. Staral sie, o ile moznosci, zamilczec o nieposluszenstwie Armanda, ktorego w glebi duszy uwazal za glownego sprawce katastrofy. Wspomnial o ucieczce delfina z Temple, o nocnej wyprawie w wozie z weglami i o spotkaniu z lordami Tony i Hastingsem w lasku sosnowym. Wytlumaczyl na swoj sposob powod zatrzymania sie Armanda w Paryzu, ktory zmusil Percy'ego do powrotu do stolicy, choc jego glowny plan zostal juz wykonany.

– Armand – zdaje mi sie, zakochal sie w pieknej paryskiej aktorce – lady Blakeney – rzekl sir Andrew, widzac zdziwienie, malujace sie na bladej twarzy Malgorzaty. – Aresztowano ja dzien lub dwa przed ucieczka delfina z Temple i twoj brat pozostal w Paryzu, nie majac odwagi jej opuscic. Jestem pewien, ze go rozumiesz.

Malgorzata nie odrzekla nic, a on ciagnal dalej.

– Dostalem rozkaz powrotu do bramy La Villette, gdzie w ciagu dnia pracowalem jako robotnik. W nocy mialem czekac na powrot Percy'ego. Przez dwa dni nie otrzymywalem od niego zadnych wiadomosci, ale mialem taka wiare w jego szczesliwa gwiazde i pomyslowosc, ze pomimo niepokoju nie pozwalalem sobie na zwatpienie. Lecz trzeciego dnia doszly mnie smutne wiesci…

– Jakie wiesci? – spytala machinalnie Malgorzata.

– Ze Anglik, znany pod mianem „Szkarlatnego Kwiatu”, zostal zaaresztowany przy ulicy de la Croix Blanche i uwieziony w Conciergerie.

– Przy ulicy de la Croix Blanche? Gdziez to jest?

– W dzielnicy Montmartre; tam mieszkal Armand. Sadze, ze Percy staral sie wyprowadzic go z Paryza, ale ci zboje przytrzymali go.

– Cozes uczynil, sir Andrew, gdy uslyszales te wiadomosci?

– Wrocilem do Paryza i przekonalem sie o prawdziwosci tych poglosek.

– Nie ma watpliwosci co do nich?

– Niestety zadnych. Poszedlem na ulice de la Croix Blanche, Armanda nie bylo w domu, ale udalo mi sie naklonic odzwierna do wyjawienia mi prawdy. Zdaje mi sie, ze byla szczerze oddana Armandowi. Wsrod lez opowiedziala mi kilka szczegolow aresztowania Blakeney'a. Czy masz dosc sil, by je uslyszec, madame?

– Tak, opowiedz mi wszystko, nie obawiaj sie – powtorzyla tym samym bezdzwiecznym glosem.

– Wczesnym rankiem we wtorek syn odzwiernej, pietnastoletni chlopiec, zostal wyslany przez jej lokatora z listem na ul. St. Germain l'Auxerrois. Bylo to mieszkanie, w ktorym przebywal Percy przez caly ostatni tydzien. Tam ukrywal przebrania dla siebie i nas wszystkich, tam schodzilismy sie na narady. Widocznie Percy liczyl na to, ze Armand skomunikuje sie z nim pod tym adresem, gdyz w chwili zjawienia sie chlopca przy drzwiach owego domu zaczepil go, jak twierdzi wysoki robotnik, ktory usilowal wydrzec powierzony mu list i w koncu wcisnal mu sztuke zlota do reki. Tym robotnikiem byl naturalnie Blakeney. Sadze, ze piszac ten list, Armand nie wiedzial, ze panna Lange odzyskala juz wolnosc dzieki staraniom Blakeney'a. W liscie wspominal widocznie o strasznym polozeniu, w jakim sie znajdowal i o swych obawach o ukochana kobiete. Percy nie zostawia nigdy przyjaciela w potrzebie. Nie bylby czlowiekiem, ktorego kochamy i podziwiamy, za ktorego kazdy z nas chetnie oddalby zycie, gdyby, uragajac wszelkim przeszkodom, nie przychodzil zawsze z pomoca ucisnionym. Armand zawolal i Percy przyszedl. Wiedzial niezawodnie, ze szpiegowano Armanda, gdyz St. Just, niestety, byl juz skompromitowany i ludzie z tych piekielnych komitetow paryskich poszukiwali go. Szpiedzy poszli za synem dozorczyni i zobaczyli, jak oddawal list robotnikowi na ulicy St. Germain l'Auxerrois; czy dozorczyni na ulicy de la Croix Blanche nie byla niczym innym jak platnym agentem H~erona, czy komitet bezpieczenstwa publicznego trzymal wciaz kompanie zolnierzy na czatach przy mieszkaniu Armanda – tego nie dowiemy sie nigdy. Wiemy tylko, ze Percy przestapil prog fatalnego domu o jedenastej, a w kwadrans pozniej dozorczyni zobaczyla zolnierzy, schodzacych z pierwszego pietra z jakims ciezarem. Wyszla ze swej lozy i przy swietle lampy, palacej sie na korytarzu, rozpoznala, ze ciezar byl cialem czlowieka silnie skrepowanego sznurami. Oczy mial zamkniete, a ubranie powalane krwia. Widocznie byl nieprzytomny. Na drugi dzien organ oficjalny rzadu donosil o schwytaniu „Szkarlatnego Kwiatu” i dla uczczenia tego radosnego zdarzenia ogloszono dzien wolny od pracy.

Malgorzata wysluchala w milczeniu tego straszliwego opowiadania; siedziala wciaz nieruchomo, nieswiadoma lez Zuzanny, spadajacych na jej rece, i obecnosci sir Ffoulkesa, ktory upadl na krzeslo i zakryl twarz rekoma. Zdawalo jej sie, ze caly wszechswiat stanal w biegu wobec tego wstrzasajacego kataklizmu.

34
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Orczy Baroness - Eldorado Eldorado
Мир литературы