Szkarlatny Kwiat - Orczy Baroness - Страница 37
- Предыдущая
- 37/52
- Следующая
Ale Brogard mial juz dosc tych wszystkich pytan. Uwazal, ze nie przystoi wyznawcy rownosci stanow byc zbyt uprzejmym dla tych przekletych arystokratow, nawet jezeli to byli bogaci Anglicy. Wreszcie jego godnosc nakazywala mu raczej jak najglebsze lekcewazenie, niz grzeczne odpowiadanie, ktore mogloby oznaczac sluzalcza unizonosc.
– Nie wiem – mruknal gburowato. – Zdaje mi sie, ze dosyc powiedzialem. Przyszedl dzisiaj, zamowil kolacje, wyszedl, powroci niedlugo. Dajcie mi spokoj, do diabla.
Zaznaczywszy raz jeszcze w ten sposob prawa obywatela i wolnego czlowieka, Brogard wyszedl z pokoju i trzasnal drzwiami na znak, ze zachowuje sie wlasnie tak, jak mu sie podoba.
Rozdzial XXIII. Nadzieja
– Zapewniam cie, madame -rzekl sir Andrew, widzac, ze Malgorzata mialaby ochote wypytywac w dalszym ciagu swarliwego gospodarza – ze lepiej zostawic go w spokoju. Nie wydobedziemy juz nic wiecej z niego, a takze latwo mozemy w nim obudzic podejrzenia! Tym bardziej, ze nie wiadomo, czy te przeklete zajazdy nie sa otoczone szpiegami.
– Co mnie to obchodzi -odparla wesolo – jezeli wiem, ze moj maz jest zdrow i ze ujrze go za chwile?
– Cicho – przerwal trwoznie, gdy w uniesieniu radosci mowila glosno – we Francji dzisiaj nawet sciany maja uszy.
Wstal od stolu, obszedl wkolo pusty, brudny pokoj i podsluchal uwaznie pod drzwiami, za ktorymi znikl Brogard. Ale nie uslyszal nic podejrzanego procz zwyklych przeklenstw i czlapania chodakami. Wdrapal sie tez po sprochnialych schodach na strych, aby upewnic sie, czy nie czaja sie tam szpiedzy Chauvelina.
– Czy jestesmy sami, panie lokaju? – zapytala z usmiechem Malgorzata, gdy mlodzieniec usiadl kolo niej. – Czy mozemy spokojnie rozmawiac?
– Tak, ale ostroznie – blagal.
– Czemus taki smutny jak skazaniec? Ja mam ochote tanczyc z radosci. Nie mamy juz zadnego powodu do strachu. Nasz jacht "Foam Crest" zajduje sie w poblizu o dwie mile morskie i moj maz nadejdzie tu moze za pol godziny, coz zatem nas moze niepokoic? Chauvelin i jego sfora nie przyszli dotad.
– O tym nie wiemy, madame.
– Co chcesz przez to powiedziec?
– Byl w Dover razem z nami.
– Zatrzymala go ta sama burza, ktora i nam stanela na przeszkodzie.
– Oczywiscie, ale nie powiedzialem ci tego dotychczas, aby cie nie przestraszyc, widzialem go na wybrzezu na piec minut przed naszym odjazdem z Dover. Przynajmniej bylbym przysiagl, ze to on. Przebral sie za ksiedza tak zrecznie, ze sam szatan, jego mistrz, by go nie poznal. Zamawial wlasnie statek do Calais i wyjechal najpozniej w pol godziny po nas.
Twarz mlodej kobiety posmutniala. Zrozumiala grozne polozenie, w jakim znajdowal sie Percy, wyladowawszy na ziemi francuskiej. Chauvelin go scigal i tu, w Calais, ten chytry dyplomata byl wszechmocny. Jedno slowo, a Percy zostanie zdemaskowany i pojmany…
Krew sciela sie w jej zylach. W najciezszych chwilach w Anglii nie rozumiala tak wyraznie jak teraz grozy sytuacji. Chauvelin poprzysiagl Percy'emu zgube, a ona wlasnymi rekoma zdarla maske ze smialego spiskowca, choc ta maska stanowila jedyna jego obrone.
Gdy w "Odpoczynku Rybaka" Chauvelin schwycil w zasadzke dwoch mlodziencow, wpadly mu w rece wszystkie plany przyszlej wyprawy. Armand St. Just, hrabia de Tournay i inni monarchisci mieli sie spotkac ze "Szkarlatnym Kwiatem" drugiego pazdziernika, w miejscu widocznie dobrze lidze znanym, a oznaczonym jako chata "Ojca Blanchard".
Armand, ktorego stosunki ze "Szkarlatnym Kwiatem" i rozbrat z rzadem terroru nie byly znane jego wspolrodakom, opuscil Anglie przed tygodniem, wiozac ze soba niezbedne wskazowki, umozliwiajace spotkanie ze zbiegami i przeprowadzenie ich w bezpieczne miejsce.
Malgorzata wiedziala o tym wszystkim, i sir Andrew utwierdzil ja w tych domyslach. Wiedziala takze, ze gdy Blakeney'a uwiadomiono o zrabowaniu jego planow i wskazowek, bylo juz za pozno, by moc skomunikowac sie z Armandem, lub wyslac inne rozkazy.
Sila rzeczy zatem zbiegowie musieli dojsc na miejsce w oznaczonym czasie, nie wiedzac o niebezpieczenstwie, na jakie narazal sie ich bohaterski zbawca.
Blakeney, ktory zawsze sam planowal i organizowal ucieczki, nie chcial pozwolic, aby jeden z jego mlodszych towarzyszy narazil sie na pewna zgube. Dlatego to nakreslil na balu lorda Grenville'a krotka notatke: "Wyjezdzam jutro sam". A teraz, gdy jego identycznosc zostala odkryta najzacieklejszemu wrogowi, wiedzial na pewno, ze kazdy jego krok bedzie sledzony. Scigany przez emisariuszy Chauvelina az do nieznanej chaty, w ktorej oczekiwac go beda zbiegli Francuzi, zostanie tam osaczony i schwytany.
Mieli godzine czasu, gdy wyjechali z Dover mniej wiecej o godzine wczesniej od Chauvelina, by ostrzec Percy'ego i przekonac go o szalenstwie tej wyprawy, ktorej epilogiem mogla byc jedynie jego smierc.
Ale na to mieli tylko godzine czasu.
– Chauvelin trafi do zajazdu pod "Burym Kotem" dzieki skradzionym papierom – rzekl sir Andrew – i zaraz po wyladowaniu tu przyjdzie.
– Ale jeszcze nie wyladowal -odparla. – Mamy zatem nieco czasu, a Percy zjawi sie tu lada chwila. Nim sie Chauvelin spostrzeze, bedziemy juz dawno w drodze do Anglii.
Mowila z ozywieniem, pragnac wzbudzic w mlodym przyjacielu choc iskre nadziei, ktorej wciaz rozpaczliwie sie chwytala; ale on smutnie potrzasnal glowa.
– Czemu nic nie mowisz -zapytala z rozdraznieniem – i czemu potrzasasz glowa z taka grobowa mina?
– Dlatego madame, ze snujac rozowe plany, zapominasz o najwazniejszym czynniku.
– Co mowisz? o niczym nie zapominam… co za czynnik? -dodala z rosnacym zniecierpliwieniem.
– Ma szesc stop wysokosci i nazywa sie Percy Blakeney -odparl powaznie sir Andrew.
– Nic nie rozumiem – szepnela.
– Czy myslisz na serio, pani, ze twoj maz opusci Calais, nie wypelniwszy swego zadania?
– To znaczy, ze…?
– Przeciez chodzi o hrabiego de Tournay.
– O hrabiego…
– I o Armanda St. Justa i o wielu innych jeszcze…
– Mojego brata! – zawolala z okrzykiem zgrozy. – Boze, przebacz mi, ale zapomnialam o nim…
– Ci zbiegowie wyczekuja z niezachwiana wiara zjawienia sie "Szkarlatnego Kwiatu", ktory pod slowem honoru przyrzekl im pomoc.
Tak, ona zapomniala o tym. W szlachetnym egoizmie kobiety, kochajacej calym sercem, zapomniala w ubieglych godzinach o wszystkich, z wyjatkiem meza. Jego cenne zycie, groza polozenia, slowem on jeden pochlanial wszystkie jej mysli.
– Moj brat – szepnela i duze lzy zaczely znow splywac z jej oczu na wspomnienie o Armandzie, tym towarzyszu i umilowanym opiekunie jej dziecinstwa, dla ktorego popelnila ciezki grzech, prowadzacy jej meza do zguby.
– Sir Percy Blakeney nie bylby uwielbianym wodzem garstki dzentelmenow – rzekl dumnie sir Andrew – gdyby opuszczal tych, ktorzy okazali mu ufnosc. Sama mysl, by mogl zlamac slowo, jest niedopuszczalna.
Zapadlo milczenie. Malgorzata zaslonila twarz rekoma, a przez drzace jej palce spadaly ciezkie, duze lzy. Mlodzieniec nie staral sie jej pocieszac, choc cierpial na widok jej bolu. Zrozumial caly bezmiar nieszczescia, w jakie wtracila wszystkich lekkomyslnosc tej kobiety. Znal tak dokladnie swego przyjaciela i wodza, jego szalona wprost odwage, bezprzykladne zuchwalstwo i kult danego slowa. Sir Andrew wiedzial, ze Blakeney stawi czolo kazdemu niebezpieczenstwu, narazi sie na niechybna zgube, niz zlamie przysiege. Z Chauvelinem podejmie ostatnia rozpaczliwa walke, bezowocna moze, aby tylko wypelnic obietnice.
– Tak, sir Andrew – rzekla wreszcie Malgorzata, usilujac osuszyc lzy – masz racje. Okrylabym sie hanba przeszkadzajac mu w wypelnieniu obowiazku. Zreszta, jak sam mowisz, prosby moje bylyby daremne. Oby Bog go wspomagal i wybawil z rak nieprzyjaciol. Percy ci moze nie odmowi, abys mu towarzyszyl i dzielil z nim wzniosle zadanie. We dwoch znajdziecie wiecej sposobow; tak wiele macie odwagi i sprytu! tylko czasu tracic nie trzeba. Jestem przekonana, ze ocalenie jego zalezy od ostrzezenia go, ze Chauvelin go sciga.
- Предыдущая
- 37/52
- Следующая