Tajemnica Magicznego Kregu - Hitchcock Alfred - Страница 10
- Предыдущая
- 10/23
- Следующая
– Nie wroca – odparl Gray. – Jezeli zostanie na dworze, nad ranem zrobi sie niespokojny i zacznie wyc. Bede musial wstac, zeby go wpuscic. Tak to wyglada, kiedy sie traktuje psa jak czlonka rodziny.
Glosy w walkie-talkie ucichly. Po chwili Jupe gleboko odetchnal.
– Marvin Gray chcial, zeby Madeline Bainbridge uzyla swej mocy wobec nas tak, jak uzyla wobec Ramona Desparto. Ciekaw jestem, co mu zrobila.
– Wedlug mnie nic – zauwazyl Bob. – Powiedziala, ze nigdy nikogo nie skrzywdzila.
– Desparto zginal w wypadku samochodowym – przypomnial Pete. – Nawalily mu hamulce, kiedy stad wyjezdzal po przyjeciu.
– Czy to bylo przyjecie, czy tez obrzadek, taki jak dzisiejszy? – zastanawial sie Jupiter. – Jedno teraz wiemy na pewno: Madeline Bainbridge jest czarownica albo za taka sie uwaza. Wiemy, ze ma jakis rodzaj sily.
– Sily, ktora… ktora moze zabic? – wyszeptal Pete.
– Morderstwo dokonane moca czarow? – Bob potrzasnal glowa. – To niemozliwe!
– Chyba nie, jednakze wydaje sie, ze Madeline Bainbridge zywi poczucie winy w stosunku do Desparta – powiedzial Jupiter. – Zaprzeczala z taka furia, jakby wierzyla w mozliwosc, ze w jakis sposob wyrzadzila mu krzywde.
– Dobry numer, ten Marvin Gray – odezwal sie Pete. – Po co ja tak wkurzyl? Nie musial wyciagac tych spraw z przeszlosci.
– Byc moze nia manipuluje – odparl Jupe. – Prawdopodobnie on jest prawdziwa sila w tym domu. Moze jedyna.
– Nie lubie go – powiedzial Pete.
– Ja tez nie – przyznal Jupe. – Zwlaszcza po tym, co uslyszalem przez walkie-talkie. Ten czlowiek to zbir. Zastanawiam sie, czy klamie dla zabezpieczenia jej spokoju, czy tez raczej chodzi mu o ukrycie przed swiatem wlasnych poczynan.
– Jupe, czy Gray moze byc wmieszany w kradziez rekopisu? – zapytal Bob.
Jupe wzruszyl ramionami.
– Nie sadze. Nie mogl dokonac kradziezy, bo w tym czasie Jefferson Long przeprowadzal z nim wywiad. Nie mial tez po temu zadnego oczywistego motywu. Wprost przeciwnie. W jego, jako prowadzacego sprawy panny Bainbridge, interesie lezy, zeby ksiazka zostala wydana i przyniosla dochody. Ale czy komukolwiek powiedzial o ksiazce? Czy powiedziala o tym komus panna Bainbridge? Po tym, co uslyszelismy dzisiejszego wieczoru, jestem niemal pewien, ze wyjasnienie tajemnicy znikniecia rekopisu kryje sie w przeszlosci panny Bainbridge. W tym magicznym kregu sprzed lat.
Jupe wstal.
– Na dzis zrobilismy wszystko, co moglismy. Ide zabrac moje walkie-talkie i spotkamy sie w miejscu, gdzie zostawilismy rowery. Jutro… jutro zajmiemy sie dawniejszym zgromadzeniem magicznym.
– Jesli ono rzeczywiscie tym bylo – powiedzial Bob.
– Mysle, ze tym wlasnie bylo – odparl Jupe i ruszyl przez pole ku lasowi.
Rozdzial 9. Bojownik o prawo i lad
– Zartujecie! – wykrzyknal Beefy Tremayne. – Madeline Bainbridge jest naprawde czarownica?
Jechali sportowym samochodem Beefy'ego wzdluz bulwaru Santa Monica. Jupiter siedzial z przodu obok Beefy'ego, Bob i Pete scisnieci na tylnym siedzeniu.
– Jest nia teraz i wydaje sie bardziej niz prawdopodobne, ze byla czarownica juz w czasach, gdy wystepowala w filmach – odparl Jupiter. – Myslimy, ze stala na czele zgromadzenia czarownikow i ze w tym zgromadzeniu mogly sie dziac rozne dziwne rzeczy. Ktos z nich mogl chciec zapobiec publikacji jej wspomnien. Zamierzamy skontaktowac sie z osobami, nalezacymi kiedys do jej najblizszego otoczenia i ustalic, czy w ciagu ostatnich dni ktoras z nich sie z panna Bainbridge porozumiewala. Musimy znalezc osobe, ktora dwa dni temu dowiedziala sie, gdzie jest rekopis.
– Alez nie mozesz oczekiwac, ze ktos sie do tego przyzna – powiedzial Beefy. – Mam na mysli tego kogos, kto ukradl rekopis.
– Nie zamierzamy w ogole mowic o rekopisie – tlumaczyl Jupe. – Przynajmniej na poczatku. Przede wszystkim musimy sie dowiedziec, kto z dawnego zgromadzenia pozostaje nadal w kontakcie z Madeline Bainbridge osobiscie lub poprzez trzecie osoby. Nie sadze, by ktos sie obawial do tego przyznac.
Beefy skrecil w aleje La Brea, wiodaca do Hollywoodu.
– I na poczatek zamierzacie rozmawiac z Longiem. Jeffersonem Longiem, tym, ktory w telewizji zwalcza przestepczosc. On jest tak prostolinijny i bezkompromisowy, ze po prostu nie moge go sobie wyobrazic zamieszanego w cos rownie oblednego jak zgromadzenie czarownikow.
– Nie zawsze byl bojownikiem o prawo i lad – zauwazyl Jupe. – Kiedys byl aktorem i figuruje na ostatniej fotografii panny Bainbridge i jej kregu. Musial znac Ramona Desparto. Wydaje sie logiczne od niego zaczac, skoro wiemy, gdzie go szukac. Biura firmy KLMC mieszcza sie przy ulicy Fountain, przecznicy od Bulwaru Hollywoodzkiego. Rano zatelefonowalem do Longa, zgodzil sie ze mna zobaczyc.
– Czy powiedziales mu, dlaczego chcesz z nim rozmawiac? – zapytal Beefy.
– Niezupelnie. Powiedzialem tylko, ze zbieram materialy do szkolnej pracy wakacyjnej.
– Long musi lubic, jak sie o nim pisze – wtracil Pete – chocby tylko w wypracowaniu szkolnym.
– Moze dotyczy to wszystkich, ktorzy wystepuja publicznie – powiedzial Jupe. – Naprawde milo z twojej strony, Beefy, ze nas zawozisz. Moglismy pojechac autobusem.
– W domu siedze jak na szpilkach i sie zamartwiam. Czuje sie w jakis sposob zagubiony bez biura. Poza tym zadziwiacie mnie, chlopcy. Ja bym sie nie odwazyl tak po prostu pojsc do kogos takiego jak Jefferson Long.
Bob rozesmial sie.
– Jupe nielatwo sie peszy.
– A jak zamierzacie odnalezc pozostalych czlonkow magicznego kregu? – zapytal Beefy.
– Moj ojciec pracuje w studiu filmowym – odpowiedzial mu Pete. – Przez zwiazki zawodowe zdobedzie dla nas adresy przyjaciol Madeline Bainbridge.
Beefy powoli jechal juz jakis czas Bulwarem Hollywoodzkim. Teraz skrecil w ulice Fountain i zatrzymal sie pod budynkiem, ktory wygladal jak wielki szescian z ciemnego szkla.
– Zaparkujemy tu i bedziemy na ciebie czekac. Nie spiesz sie.
– Dobra – Jupe wysiadl i wszedl do budynku.
W recepcji, oslonietej od slonecznego zaru polaryzowanym szklem, bylo chlodno. Mloda, opalona kobieta za biurkiem skierowala Jupe'a do windy, ktora wjechal na czwarte pietro.
Umeblowanie biura Jeffersona Longa skladalo sie ze szkla, chromu i krytych czarna skora foteli. Okna, z widokiem na wzgorza Hollywoodu, wychodzily na polnoc. Long siedzial za biurkiem z indyjskiego drzewa, plecami do okna i usmiechal sie do Jupitera.
– Ciesze sie z twych odwiedzin. Zawsze robie wszystko, co moge, by pomoc mlodym ludziom.
Jupiter odniosl wrazenie, ze to male przemowienie Long wyglosil juz co najmniej sto razy.
– Bardzo panu dziekuje – powiedzial z gleboka pokora w glosie.
Jego okragla, pogodna twarz nosila wyraz tak niewinny, ze niemal idiotyczny. – Zeszlego rana widzialem pana w telewizji. Przeprowadzal pan wywiad w rezydencji Madeline Bainbridge.
Usmiech znikl gwaltownie z twarzy Jeffersona Longa.
– Zajmowalem sie w zyciu wazniejszymi rzeczami niz aktorstwo i znajomosc z Madeline Bainbridge – obrocil sie w swym fotelu i skinal reka w strone polek. Jupe zobaczyl plakietki i medale nadane Longowi przez liczne miasta wzdluz wybrzeza. Byly tam takze jego fotografie z komendantami policji duzych i malych miast Kalifornii, Nevady i Arizony. Byl wreszcie oprawiony w ramki dokument, przyznajacy Longowi godnosc honorowego czlonka urzedu szeryfa.
– O rany! – Jupe mial nadzieje, ze ten okrzyk wyraza dostateczny podziw.
– Mam jeszcze albumy z wycinkami prasowymi. Mozesz je obejrzec, jesli cie interesuja – zaproponowal Long.
– Super! – zapalil sie Jupiter. – Jeden przyjaciel mi mowil, ze robi pan serie programow o narkotykach. To dopiero musi byc fascynujace.
Przystojna twarz Longa oblala sie rumiencem.
– O, tak. Czy mozesz sobie wyobrazic, ze pewni ludzie, zatrudnieni oficjalnie w firmach farmaceutycznych, sa zamieszani w nielegalna sprzedaz narkotykow? Ale nie bede mogl ukonczyc serii w tym roku. Sa osoby, ktore uwazaja, ze lepiej wydac pieniadze na stare filmy niz na serie dokumentalna o tak istotnym problemie jak narkomania.
- Предыдущая
- 10/23
- Следующая