Gadajacy Grobowiec - Hitchcock Alfred - Страница 17
- Предыдущая
- 17/21
- Следующая
– A koroner Bullit? – spytal Pete. – Co robi Bullit?
Wilson zmarszczyl brwi. Tez nie lubil powolnego Bullita.
– Wie tylko tyle, ze dziennikarza otruto. To nie byl atak serca. Najprawdopodobniej oba morderstwa popelnila ta sama osoba. Swiadkowie widzieli, jak wysoki blondyn ze zwiazana z tylu kitka, w dzinsowym garniturze, znikal w krzakach tuz po waszym wyjsciu z zoo. Taki sam pojawil sie pol godziny przed wizyta Vanessy u wrozki.
– Czyli… zanim ona zobaczyla martwa Clarisse?
– Dokladnie. Tak zeznali liczni swiadkowie. Wiecej nic na ten temat nie wiadomo. Odciskow palcow w kanciapie wrozki jest wiecej niz gwiazd na niebie. Szukac blondyna z kitka, w dzinsowym garniturze, to jakby probowac znalezc igle w stogu siana.
– A co Sanchez odkryla pod podloga kanciapy?
Mat wzruszyl ramionami.
– Nic nie odkryla. O tym tez wiecie? Byly tam stare szmaty. Ani sladu broni.
– Bo wyniesli. Tam na pewno byl jakis schowek. – Bob zawziecie bronil swoich racji. – Cos przechowywali.
– Moze. Wedlug planow w tej dzielnicy sa podziemne przejscia. Kiedys, w czasie prohibicji, szmuglowano tamtedy beczki z alkoholem. Wloty do piwnic dawno zasypano. Prohibicja sie na szczescie skonczyla.
– Ale nie skonczyl sie przemyt – powiedzial Jupe. – A my dowiemy sie, o co w tym wszystkim chodzi!
Dwa dni pozniej detektywi zebrali sie w Kwaterze Glownej, by porownac wyniki sledztwa.
– Bob, ty pierwszy. Co wiesz o grobowcu?
Andrews przetarl zaczerwienione powieki. Oczy piekly go od wielogodzinnego wpatrywania sie w ekran.
– Sa nowe dane. Rodzina Osborne’ow polaczyla sie z familia Whitehouse’ow piecdziesiat lat temu.
– W tysiac dziewiecset piecdziesiatym roku? Co sie wtedy zdarzylo?
Bob szelescil kartkami.
– Prosper Osborne numer szesnasty… liczac od poczatku rodu wyjasnil, widzac zniecierpliwienie Pete’a – ozenil sie ze starsza o trzydziesci lat wdowa po magnacie naftowym Lincolnie Whitehouse’ie.
– Zrobil to dla forsy? – baknal Jupiter.
– Jasne. Wdowka miala siedmiozerowe konto w banku i kupe ziemi. Jej trumna tez tam jest. Pamietam…
– A Prosper? Ten szesnasty?
Bob zawahal sie.
– I tu jest problem. Po smierci staruchy, miala juz prawie sto lat, Prosper wyjechal do Europy. Niby po to, zeby ukoic nerwy po stracie ukochanej zony. A tak naprawde… nabyl posiadlosc na Sycylii. W okolicach Palermo.
– Tam rzadzi mafia. Cosa Nostra! – Jupiter dobrze pamietal film “Ojciec chrzestny” nakrecony przez Coppole.
– Tak. Prosper ozenil sie po raz drugi. Z niejaka Cristina Catalucci. Corka Sola Catalucciego. Mowi wam to cos?
Jupiter zagwizdal.
– Solo Catalucci! Zgodnie z tym, co nam powiedzial Mortimer, jest wlascicielem biura podrozy Palermo Travel! Ale to niemozliwe. Daty sie nijak nie zgadzaja. Owczesny Solo konczylby dzis setke.
– Zgadza sie – radosnie przytaknal Bob. – Totez nasz Solo jest synem tamtego. Tez pochodzi z Sycylii.
– I co dalej? Zwariowac mozna. Mielismy mowic o grobowcu Whitehouse’ow. A zeszlismy na Cosa Nostra! – Pete cwiczyl z zapalem podciaganie na ugietych rekach. Drabinka na scianie przyczepy trzeszczala niebezpiecznie.
– Sorry, ale to wszystko ma ze soba zwiazek – warknal Bob. – Pamietacie, ze istnieje legenda o skarbie na cmentarzu na Windy Island? I haslo, ktore rzucil Roberto Montalban: baretta!
– To marka pistoletu. Moze bedziemy mogli wykorzystac haslo?
– Chcesz wlezc do grobowca? – przerazil sie Bob. – Beze mnie! Odpadam!
Crenshaw przerwal cwiczenia.
– Ja moge pojsc. Interesuja mnie tamci ludzie. Chce wiedziec, co robia. Wezmiemy forda, wsiadziecie razem z Bobem, a ja pojade radiowozem z Lawsonem. Zostawimy konstabla pod brama. Tam jest mnostwo miejsca, by ukryc policyjnego grata. Ty z telefonem komorkowym bedziesz lacznikiem.
– Miedzy kim a kim? – westchnal Jupiter.
– Miedzy Lawsonem a mna. Kiedy wejde do grobowca. Niestety, bede potrzebowal jeszcze jednej komorki. Mat musi sie zgodzic. Wejde, bo znam haslo. Reszta to wasza sprawa.
– Moga cie zabic! – sprzeciwil sie Jupiter. – Sa uzbrojeni. Lysy Solo Catalucci ma barette pod lewa pacha. Roberto tez.
– A widzisz inne wyjscie? Ktos zabil wrozke i dziennikarza. A my jestesmy w lesie. Policja takze. Trzeba znalezc blondyna z kitka. Na pewno ukrywa sie w grobowcu!
– To jeszcze nie wszystko – westchnal Bob z nosem w notatniku. – Wygrzebalem te informacje w starych kronikach Muzeum Historycznego. Do spadkobiercow wdowy po Lincolnie Whitehouse’ie naleza rozlegle tereny pomiedzy Reno a Sacramento. Jak myslicie, co tam jest?
– Nie mam pojecia – wzruszyl ramionami Pete. – To gorski lancuch i wawoz Golden Rover. Ladnie i daleko.
Bob krecil glowa.
– Moj nos detektywa mowi mi, ze ma to zwiazek z nasza sprawa.
– Jaki?
– Nie wiem dokladnie. Nalezaloby zrobic wycieczke.
Jupiter Jones rozlozyl rece.
– Zmiluj sie, Bob! To chyba z tysiac kilometrow. Nie mamy czasu. Mnie nie interesuje Golden River, tylko gadajacy grobowiec na wyspie! Moze nasz pan myszek jest spadkobierca fortuny Whitehouse’ow i Osborne’ow?
Bob i Pete spojrzeli po sobie.
– Bingo! Jupe, jestes genialnyl! To calkiem mozliwe, ze Mortimer to Prosper Osborne numer siedemnascie!
– Ja zwariuje! – Bob zlapal sie za glowe. – Sadzicie, ze przyjechal z Europy? Z Palermo? Jego angielski jest bezbledny. Czy to mozliwe, ze tutaj ktos dal mu w leb i po tym Mortimer zglupial doszczetnie, zapominajac, kim jest? Kto moglby to zrobic?
Jupiter Jones mial mine magika wyciagajacego krolika z cylindra.
– Inny spadkobierca. Czyhajacy na majatek po przodkach. Na przyklad… po tej staruszce, jak jej tam… Bob?
Andrews wetknal nos w papiery.
– Zona Lincolna Whitehouse’a byla z domu… byla…
Chlopcy spojrzeli na przyjaciela z niepokojem. Bob byl blady jak plotno.
– Co z toba? Nie mozesz odczytac? Zle sie czujesz?
Bob oprzytomnial.
– Ona sie nazywala Thereza Montalban! Thereza MONTALBAN WHITEHOUSE OSBORNE!
– Tu jest pies pogrzebany! – zajeczal Jupiter. – Teraz reszta puzzli zaczyna do siebie pasowac. Wojna pomiedzy spadkobiercami. Prosper Osborne contra Roberto Montalban! Trzeba ostrzec Mortimera! O ile nie wrocila mu pamiec. O ile wie, o co tu chodzi?
– O zloto! – wyszeptal Bob, stukajac w klawiature. – O zloto, panowie! DUUUzo zlota!
Nastepnego dnia kazdy z Trzech Detektywow robil to, co do niego nalezalo. Bob sprawdzal stare mapy w Instytucie Geologii. Jupiter Jones uzgadnial szczegoly z George’em Lawsonem na posterunku policji. Najbardziej ekscytujace zajecie przypadlo Crenshawowi. Tak sie do niego przygotowywal, ze az wylal na siebie pol butelki ojcowskiej wody kolonskiej.
– Tato, nie badz sknera. Ide na randke z piekna dziewczyna.
– Trzydziesta szosta w tym tygodniu! – papa Crenshaw zatkal nos. W lazience unosily sie opary nie do wytrzymania. – Jak sie nazywa dzisiejsza ofiara, synku?
– Juanita. Juanita Montenegro. Dziewczyna z biura podrozy o nazwie Palermo Travel. Ale ona jeszcze nie wie, ze idzie ze mna na randke.
Godzine pozniej juz wiedziala. Elegancki i pachnacy woda Armaniego chlopak o bicepsach sportowca i urzekajacych zielonych oczach zauroczyl ja calkowicie.
– Zalatwi mi pani ten wyjazd? – oczy Crenshawa blyszczaly wewnetrzna goraczka. Jego usmiech numer dwanascie byl zniewalajacy.
– Za… zalatwie – wyjakala Juanita, czujac, jak jej miekna nogi.
– A pojdzie pani ze mna na kawe? – czarowal.
– Ja… pracuje – wyszeptala, czujac jego oddech na karku.
– To zrobi pani sobie przerwe – rzekl, biorac ja za reke. – Jakie sliczne paluszki…
Dwadziescia minut pozniej siedzieli w kawiarni hotelu, “Majestic”. Pete, procz wloskich pachnidel, wydusil od ojca zaliczke. Mogl wiec spokojnie zamowic aperitif.
- Предыдущая
- 17/21
- Следующая