Dolina Smierci - Hitchcock Alfred - Страница 1
- 1/24
- Следующая
Alfred Hitchcock
Dolina Smierci
G. H. Stone
Przelozyla: MIRA WEBER
ROZDZIAL 1. PODNIEBNY LOT
Poznym porankiem mala jednosilnikowa cessna leciala ponad bezkresnym zielonym morzem sosen, porastajacych stoki Sierra Nevada w Kalifornii. Miedzy gorami rozciagaly sie szmaragdowe doliny, granitowe szczyty lsnily w promieniach slonca.
Bob Andrews przylozyl do oczu lornetke i wygladal przez okienko w kokpicie. Zajmowal miejsce obok pilota, ktorym byl jego ojciec.
– Cos idzie przez lake – oznajmil w pewnej chwili chlopiec. – Widzicie?
Pete Crenshaw tracil lokciem Jupitera Jonesa i puscil do niego oko. Dwaj przyjaciele siedzieli w fotelach dla pasazerow, tuz za panem Andrewsem i Bobem. Poslugujac sie na zmiane jedna lornetka, takze wygladali przez okienka i podziwiali z wysokosci kolejne gorskie wierzcholki.
– Sluchaj, to jakas dziewczyna – powiedzial z powazna mina Pete, zwracajac sie do Boba. – Niezla sztuka. Chyba zaraz pomacha ci reka.
– A potem poprosi o numer telefonu. – Jupiter usmiechnal sie szeroko.
– I bedzie sie martwic, czy masz dzis wolny wieczor – dodal Pete.
– Czy w Diamond Lake sa jakies kina, panie Andrews? – spytal Jupe z mina niewiniatka. – Bob raczej bedzie zajety. Ja i Pete musimy cos ze soba zrobic.
Pan Andrews zachichotal.
Boh opuscil lornetke.
– To byla puma, jesli chcecie wiedziec. – Odwrocil sie i spojrzal na przyjaciol. Byl przystojnym chlopcem; mial zmierzwiona blond czupryne, ciemnoniebieskie oczy i powabny usmiech. Gdziekolwiek sie pojawil, jak spod ziemi wyrastaly wokol niego dziewczeta i nie odstepowaly go na krok. – Smiejcie sie z samych siebie. Ja nie naleza do tych, ktorzy musza prosic panienke o zgode na wyjazd.
– Kto musi? – odparl niedbale Pete. Wolal zapomniec, ze w Rocky Beach tlumaczyl sie gesto swojej dziewczynie, Kelly Madigan.
– A kiedy juz umawiam sie z ktoras – tym razem Bob skierowal swoje slowa do Jupe’a – nie zanudzam jej na smierc szczegolowymi opisami struktury atomu.
– Mowila, ze chce poznac wszystko od podstaw – goraczkowo odparl Jupe. Uniosl podwojny podbrodek i z wyzwaniem w oczach spojrzal na Boba.
Pan Andrews ryknal smiechem. Policzki Jupe’a pokryly sie rumiencem. Dopiero w tym momencie zrozumial, co naprawde dziewczyna miala na mysli. Zaczal rechotac glosno wraz z przyjaciolmi, chociaz w jego glosie brzmialo lekkie zaklopotanie. Odznaczal sie niewatpliwie duza inteligencja, jednakze dziewczyny wciaz stanowily dla niego zagadke.
Ostroznie wstal z fotela. Wygladem nie przypominal w niczym gwiazdy rocka. Mial okragla twarz, proste czarne wlosy, dla zamaskowania tuszy nosil obszerna koszule legii cudzoziemskiej. Wierzyl, ze pewnego dnia scisla dieta, ktorej przestrzegal, przyniesie rezultaty. Na razie lubil mowic o sobie, ze jest krzepki. Brzmialo to o wiele lepiej niz “tlusty”.
Kabina cessny byla dosc niska. Jupe pochylil sie i przesunal w strone ogona samolotu, gdzie lezaly wymieszane bezladnie rozne pomocnicze przyrzady i narzedzia.
– Co robisz, Jupe? – spytal Pete.
– Szukam dodatkowej lornetki – odparl Pierwszy Detektyw. – Chce znalezc odpowiednia dziewczyne, ktora zna juz teorie wzglednosci.
W niewielkiej kabinie po raz kolejny rozlegl sie serdeczny smiech i tym razem Jupe smial sie najglosniej ze wszystkich. Letni weekend dobrze sie zaczynal. Slonce swiecilo jasno, na blekitnym niebie nie bylo sladu chmur. Chlopcy mieli przed soba jeden, dwa lub nawet trzy dni beztroskiego pobytu w jednym z najbardziej eleganckich gorskich kurortow w Kalifornii. Wszystko zalezalo od tego, ile czasu zajmie panu Andrewsowi zdobycie materialow do nowego reportazu. Teraz unosili sie w przestworzach, a wszystkie codzienne sprawy zostaly daleko, w Rocky Beach. Nic nie moglo im przeszkodzic w korzystaniu z uciech tego swiata. Chluba Diamond Lake bylo mistrzowskie pole golfowe i basen o olimpijskich rozmiarach. Znajdowaly sie tam rowniez wspaniale korty tenisowe, sauny, stajnie pelne koni, znakomicie przygotowane pola namiotowe. Nie brakowalo nawet pasa startowego. Do kurortu przylatywaly regularnie prywatnymi samolotami rozne znakomitosci i bogaci szefowie resortow. Diamond Lake takze dla nich stanowilo doskonala ucieczke od codziennych trosk.
Jupe halasliwie przetrzasal lezace w tyle samolotu torby z narzedziami.
– Moze dzieki lornetce wypatrze informatora pana Andrewsa – zazartowal. – Jak on sie nazywal?
– Tego wam nie mowilem – zastrzegl sie natychmiast ojciec Boba.
– Wydalo sie! Panski informator jest mezczyzna! – zawolal Jupe. – Powiedzialem: “on”, a pan nie zaprzeczyl. Mamy pierwszy slad, chlopaki!
– Bzdura – odparl pan Andrews, ale sie usmiechnal. Jupe mial racje.
– No mow, tato – ponaglil ojca Bob. – Kim on jest? Nikomu nie zdradzimy.
– Przykro mi, ale to tajemnica. – Pan Andrews potrzasnal glowa.
Ojciec Boba byl szczuplym, dobrotliwym czlowiekiem. Mial troche ponad metr osiemdziesiat wzrostu. Ciagle byl nieco wyzszy niz jego syn, ale juz wkrotce Bob mial szanse go przescignac. Nosil ciemne okulary, czapeczke z emblematem baseballowej druzyny z Los Angeles i granatowa wiatrowke. Z gornej kieszeni tej wiatrowki wystawalo z pol tuzina dlugopisow.
– O czym pan bedzie pisal? – zapytal Pete. – O jakims wyczynowcu, trenujacym na duzych wysokosciach w Diamond Lake? – Pete, urodzony sportowiec, interesowal sie cwiczeniami fizycznymi o wiele bardziej niz jego przyjaciele. Byl wysokim, dobrze umiesnionym mlodym czlowiekiem; dzieki jego sile Trzej Detektywi nie raz wydostawali sie z trudnych sytuacji. – Juz wiem! O bokserze! W nastepnym miesiacu zaczynaja sie stanowe mistrzostwa w boksie.
– Nic ze mnie nie wyciagniecie. Reporter musi chronic swoich informatorow – przypomnial chlopcom pan Andrews.
– Wiemy, wiemy – westchnal Bob. – Bo tylko dzieki ich pomocy czesto jest w stanie poznac cala historie – powtorzyl slyszane milion razy slowa.
– A jesli reporter ujawni zrodla informacji, natychmiast wyschna! – Pete zakonczyl znajomy refren.
– Rozumiemy, jak wazne jest dochowanie sekretu – zapewnil pana Andrewsa Jupe – i moze pan na nas polegac. Nie pisniemy nikomu ani slowa.
– Pewnie! – Pan Andrews usmiechnal sie szeroko. – Nie mozna powiedziec tego, czego sie nie wie!
Trzej chlopcy jekneli. Pan Andrews mial nieugiety charakter. Nic dziwnego, ze byl jednym z najlepszych reporterow glownego dziennika wychodzacego w Los Angeles. W zaden sposob nie dalo sie go sklonic, by zdradzil chocby najmniejszy szczegol sprawy, nad ktora pracowal.
Dzien wczesniej Bob podsluchal, jak ojciec ustalal z kims, ze skorzysta z jednego z malych samolotow nalezacych do wydawnictwa, by poleciec do Diamond Lake z jakas specjalna misja. Chlopiec zorientowal sie, ze sprawa zostala nagrana, ale umknelo jego uwagi przez kogo i o co dokladnie chodzilo.
– Jak w ogole cie przekonalem, bys pozwolil nam z toba poleciec? – dziwil sie Bob.
– Zadzialal twoj nieodparty czar – odparl pan Andrews. – Ten sam, ktorym zniewalasz wszystkie dziewczyny. – Poslal synowi spojrzenie pelne podziwu, po czym dodal srogim tonem: – I szczera obietnica, ze bedziecie pilnowac wlasnego nosa. Przypominam, ze to nie jest sprawa dla Trzech Detektywow.
Chlopcy pamietali o tym. Od lat prowadzili wlasna polprofesjonalna agencje detektywistyczna – polprofesjonalna dlatego, ze byli niepelnoletni, pracowali bez stanowych licencji i nie mieli prawa pobierac oplat za wykonane zadania, jednakze nigdy nie mogli sie oprzec pokusie rozwiklania tajemniczej zagadki. Niedawno skonczyli po siedemnascie lat, a zdazyli juz rozwiazac wiele zawilych spraw, wyjasnic sporo dziwnych zdarzen i nawet oddac w rece sprawiedliwosci paru zlodziei i kanciarzy.
- 1/24
- Следующая