Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 47


Изменить размер шрифта:

47

– Jak to? Kazalas… uciekac… – odparla rownie niespokojnie i z niejakim zdziwieniem Okretka.

– Alez przeciez nie tak nagle!

– Tylko jak? Stopniowo? Mial nas zlapac? Zabierz to!

– Najpierw podrzucic, a potem uciekac!

– Przeciez tam byl!!! O Boze, ja juz nic nie rozumiem!

Po kilku minutach udalo im sie jakos dojsc do porozumienia i omowic sytuacje. Prezentowala sie nie najlepiej. Ukradziony lup wciaz pozostawal w ich rekach, a o podrzuceniu go z powrotem w ogole nie bylo juz mowy. Najrozsadniej byloby oddalic sie stad czym predzej i nikomu w tej okolicy nie pokazywac sie na oczy, ale w tej chwili dzialanie zgodne z rozsadkiem nie lezalo w charakterze Tereski.

– Trudno, skoro to juz mamy, to musimy przy tym pozostac – oswiadczyla stanowczo. – Oddamy na milicji. Na szczescie wiemy, komu ukradlysmy. A skoro tu juz jestesmy, to pojdziemy zobaczyc ten dom. Poprzygladamy sie przez chwile, ty z jednej strony, ja z drugiej.

– Gdzie jest ta druga strona? – spytala Okretka nieufnie.

– Na podworzu. Tam jest przejscie przez takie rozne zakamarki.

– Po zadnych zakamarkach nie bede lazila. Wykluczone! W ostatecznosci moge postac na ulicy, ale tego swinstwa tez nie biore! Jak mam zapisywac, kto wchodzi, to musze miec wolne rece.

– Uwazasz, ze ja bede zapisywac nogami? Zreszta dobrze, niech ci bedzie!

W podejrzanym oknie dawala sie zauwazyc drobna zmiana. Uprzednio zasunieta kolorowa firanka teraz byla odsunieta w polowie. Wewnatrz rysowala sie czyjas sylwetka.

– To tu – powiedziala Tereska szeptem. – Tam jest to okno, a tu drzwi. Ide!

– Czekaj! – odszepnela nerwowo Okretka. – Jak ja cie tam znajde?

– Ja tu wroce. A jakby co, to tez wejdziesz, przejdziesz na durch i zawolasz. I nie drzyj sie za glosno, bo tam sa male podworka, ja uslysze…

Obciazona zlodziejskim lupem Tereska zniknela w ciemnym wejsciu, a poszczekujaca zebami ze zdenerwowania Okretka zostala na ulicy, hipnotycznie wpatrzona w tajemnicze okno, przysiegajac sobie, ze juz nigdy w zyciu nie da sie namowic na ogladanie niczego ciekawego.

Po pewnym czasie oderwala wreszcie wzrok od kolorowej firanki i rozejrzala sie dookola. Przypomniala sobie, ze ma zwracac uwage na wszystkich wchodzacych i wychodzacych z tego domu. Przypomniala sobie takze, ze wsrod tych wchodzacych powinni znajdowac sie bandyci. Ona stoi dokladnie naprzeciwko, oko wychodzacego bandyty padnie prosto na nia…

Ucieczka z tego strasznego miejsca bez porozumienia z Tereska byla nie do pomyslenia. Nalezalo jednak oddalic sie przynajmniej kawalek. Z glebi ulicy wolnym krokiem nadchodzil jakis czlowiek. Szedl wprawdzie druga strona, ale najwyrazniej w swiecie przygladal sie Okretce bardzo uwaznie.

Okretka usilowala udawac, ze w ogole sie nim nie interesuje. Rowniez wolnym krokiem ruszyla z dusza na ramieniu w strone Pulawskiej. Po krotkiej chwili zawrocila i udala sie w strone przeciwna. Ow czlowiek zwolnil przy podejrzanych drzwiach, zajrzal do srodka i powoli poszedl dalej. Okretka znow zawrocila. Ujrzala, jak spacerujacy bandyta przechodzi na jej strone, zbliza sie i zatrzymuje, ukryty w cieniu, za filarem. Po dlugiej chwili ocknela sie z przerazonego odretwienia, drzacymi ze zdenerwowania rekami wyciagnela z torebki notes i jela zapisywac wyglad zewnetrzny zloczyncy.

Z gola glowa – napisala. – Wysoki. W czyms. Plaszczu. W spodniach.

* * *

Krzysztof Cegna, po rozstaniu sie z dzielnicowym, postanowil zadzialac na wlasna reke i wykorzystac okazje dokonania mozliwie duzej ilosci odkryc. Wstapil do domu, zdjal ortalionowa kurtke i wlozyl letni plaszcz. Wiedzial wprawdzie, ze w letnim plaszczu bedzie mu za zimno, ale na wszelki wypadek postanowil zmienic sylwetke. Nastepnie udal sie na ulice Belgijska.

Spenetrowal podworze, obejrzal nadchodzace trzy osoby, dwoch mezczyzn i jedna kobiete, wyszedl na Pulawska i wszedl w Belgijska, decydujac sie na te okrezna droge, zeby nie przechodzic zbyt czesto przez podejrzana sien. Poszedl do konca ulicy, postal tam dluga chwile, zawrocil i z wolna ruszyl ku Pulawskiej.

Naprzeciwko interesujacego go wejscia, po drugiej stronie ulicy, ujrzal nagle Okretke, ktora poznal od pierwszego rzutu oka. Stala i wpatrywala sie w okno z kolorowa firanka z wyrazem twarzy pelnym przerazenia i rozpaczy. Nie mogl zrozumiec, co ona tu robi, a szczegolnie, skad te niepokojace, wyraznie widoczne uczucia. Zauwazyl od razu, ze teraz firanka jest w polowie odsunieta, pomyslal sobie, ze moze to byc jakis znak dla kogos z zewnatrz, trudno mu jednak bylo uwierzyc, ze jest to znak dla Okretki. Na wszelki wypadek postanowil sie jej przyjrzec, przeszedl na druga strone i zatrzymal sie w cieniu.

Okretka ruszyla w glab Belgijskiej. Swiadoma obecnosci przygladajacego sie jej bandyty, wyraznie czula, ze sklada sie tylko z plecow. Ostatecznie jeszcze z tylu glowy. Plecy i tyl glowy sa to jedyne elementy jej anatomii, olbrzymie, rozrosle do nadnaturalnych rozmiarow, zajmujace pol miasta i nieslychanie wrazliwe. Niemal poczula bol skory na lopatkach. Nie wytrzymala i po kilkunastu krokach zawrocila, zdecydowana spotkac sie z niebezpieczenstwem twarza w twarz.

Zloczynca z gola glowa i w spodniach, wbrew jej przekonaniu, nie znajdowal sie tuz za nia. Nadal stal tam, gdzie przedtem, ukryty w cieniu. Druga strona ulicy szedl natomiast inny zloczynca, ktory zblizyl sie do podejrzanego wejscia, rozejrzal na boki i wszedl do srodka. Okretka drzaca reka odwrocila kartke w notesie, zgubila olowek, znalazla go i zaczela opisywac:

Maly. Gruby, dosyc. Czarny. Koltuny… W tym momencie uswiadomila sobie, ze go zna, ze go widziala przed rokiem czy przed kilkunastu laty, kiedy jeszcze stala na placyku za Filmem Polskim, bylo to zapewne w innej epoce czy moze przed kwadransem. Wsiadal do przekletego Fiata. Dopisala zatem pospiesznie, nie wdajac sie w dalsze szczegoly: To ten sam!

Maly czarny nie zniknal w glebi domu definitywnie. Pojawil sie znowu w drzwiach, nie wychodzil jednak, tylko wyjrzal, uwaznie rozgladajac sie po ulicy. Okretka cofnela sie w cien. Pomyslala sobie, ze nie zniesie tego dluzej, dwoch zbrodniarzy, kazdy z innej strony, to dla niej stanowczo za wiele, bezwzglednie trzeba zawiadomic Tereske, ale jak ma tam wejsc, skoro ten straszny, kudlaty bucefal stoi w wejsciu! Boze, na co jej przyszlo, po co jej to, dlaczego pozwolila sie wywlec, tysiace lat temu, z cichego, bezpiecznego, spokojnego domu? Przez cale wieki blaka sie w mokrych ciemnosciach, uczestniczy w kradziezach, czatuje na bandytow, obcych i znajomych, ktorzy ze swej strony niewatpliwie czatuja na nia…

Krzysztof Cegna ujrzal cos, co go zdecydowanie zaniepokoilo. Okretka stala w cieniu jak wmurowana, a w wejsciu do podejrzanego budynku stal maly czarny, spogladal w jej strone i porozumiewal sie z kims, kto znajdowal sie w glebi sieni. Instynkt powiedzial, ze za chwile maly czarny podejdzie do Okretki i wowczas stanie sie cos nieodwracalnego, niedopuszczalnego, nieslychanie szkodliwego. Nie mial najbledszego pojecia, co Okretka moze zrobic i co powiedziec, wiedzial natomiast z cala pewnoscia, ze bedzie to cos, co mu zepsuje cala robote. Niewiele myslac, wyszedl z cienia i cicho, ale pospiesznie, zblizyl sie do niej.

Zajeta bandyta w drzwiach Okretka stracila z oczu i z pamieci bandyte za filarem. Stan dlawiacej paniki doszedl w niej do zenitu. Kiedy Krzysztof Cegna dopadl jej z okrzykiem: – Nareszcie! Dobry wieczor! – i chwycil ja za rece, nie krzyknela przerazliwie tylko dlatego, ze zabraklo jej glosu. Zachlysnela sie, zrobilo jej sie slabo, zamknela oczy i calym ciezarem zawisla mu na ramieniu. Krzysztof Cegna zdazyl jeszcze szybko pomyslec, ze widocznie dzisiaj skazany jest na role amanta i ze w koncu oskarza go o deprawowanie nieletnich.

– Niech sie pani ze mna wita! – zazadal wscieklym szeptem. – No, predzej!

Okretka otworzyla jedno oko. Z pewnym trudem poznala wreszcie Krzysztofa Cegne, widywanego zazwyczaj w milicyjnym mundurze, i czym predzej otworzyla i drugie. Stopniowo wracaly jej sily, a nieopisana ulga, jakiej doznala na widok sprzymierzenca, sprawila, ze gotowa byla natychmiast rzucic mu sie na szyje. Bardziej entuzjastycznego powitania Krzysztof Cegna nie mogl sobie zyczyc. Otoczyl Okretke ramieniem i nie zwlekajac ani chwili poprowadzil ja w kierunku Pulawskiej.

47
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы