Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 22


Изменить размер шрифта:

22

– Nawet nie wiemy, ktory sad jest jego…

Zostawily stol na srodku podworza i zajrzaly za dom. Stwierdzily, ze jedyne otwarte drzwiczki, ulokowane pod schodkami ganku, prowadza do jakiejs piwnicznej komorki. Tereska przykucnela i zajrzala tam, dosc beznadziejnie, bo w ciemnosciach i tak nie bylo nic widac. Nie majac nic wiecej do roboty i wciaz nie widzac dookola zywego ducha, zrezygnowane usiadly na kobylkach do pilowania drzewa. W zaczynajacym zapadac zmroku podworze wygladalo dziwnie martwo i ponuro.

– Nawet kur nie ma – powiedziala Okretka z pretensja.

– Poszly spac – mruknela Tereska.

– A przeciez w tym oknie pali sie swiatlo!

– I dlatego uwazasz, ze powinny byc kury?

– Nie, jakis czlowiek.

– Nie widac, zeby ktos byl, a chalupa zamknieta.

Za nimi rozlegl sie szelest, odwrocily sie i ujrzaly niezwykle pieknego, czarnego kota z biala latka na gorsie.

– Spojrz, jaki sliczny! – zachwycila sie Tereska. – Kici, kici, kici…

Kot zatrzymal sie, przyjrzal sie jej, po czym odskoczyl i przysiadl na skraju trawniczka. Tereska zeszla z kobylki i ruszyla w jego kierunku.

– Kici, kici, kici… Chodz, sliczny kotek, chodz… Nie uciekaj, ty glupi!

Kot odczekal chwile, po czym znow nieufnie odskoczyl kawalek dalej, ogladajac sie podejrzliwie. Tereska zblizala sie ku niemu lagodnymi, powolnymi ruchami, schylona, z wyciagnieta reka, wciaz wabiac go czule. Okretka przygladala sie z zainteresowaniem.

– Poszelesc mu czyms – poradzila.

– Czym? Kici, kici… Chodz, kiciu, przesliczny jestes, przeciez cie nie zezre. Kici, kici, kici…

Podniosla z ziemi patyczek i podrapala nim zwir. Kot okazal zaciekawienie. Tereska drapala coraz blizej. Wpatrzony w patyczek kot zaczail sie do skoku, po czym nagle rozmyslil sie, zawrocil, przemknal za krzakiem i usiadl dwa metry dalej.

– Jestes rownie glupi, jak piekny – oswiadczyla z niezadowoleniem Tereska i poczolgala sie ku niemu, drapiac patyczkiem. Kot zastygl w bezruchu.

Okretka zeskoczyla z kobylki i udala sie za nimi, obserwujac scene z zaciekawieniem. Na podworzu absolutnie nic sie nie dzialo i Tereska z kotem stanowili jedyna atrakcje. Kot byl nieufny i malo towarzyski, drapiacy patyczek intrygowal go wyraznie, ale wolal sie trzymac w oddaleniu. Znow odskoczyl kawalek i znow usiadl.

W ten sposob Tereska i Okretka przedefilowaly na drugi koniec podworza. Kot uciekl pod jakas szope, zatrzymal sie i zaczal sie bawic koncem sznurka, zwisajacego pomiedzy drzewami. Tereska nie zywila do niego urazy.

– Uwielbiam koty! – oswiadczyla z zachwytem. – Popatrz, jaki on jest cudowny!

– Aha – przyswiadczyla Okretka.

– Popatrz, jaki kretynski numer. Kazda cyfra inna, nie sposob zapamietac.

– Gdzie numer?

– A, o tu.

W szopie stal samochod, zwrocony do nich tylem, wystajacy nieco na zewnatrz, z porzadnie wyczyszczona, lsniaca tablica rejestracyjna, na ktorej dawalo sie odczytac numer.

– Rzeczywiscie – przyznala Tereska.

– Zupelnie idiotyczny. WG 5789. Gdyby na poczatku byla jedynka, to bylaby data Wielkiej Rewolucji Francuskiej, a tak, to ta piatka tylko przeszkadza.

– Dwojka by mniej przeszkadzala – zauwazyla z westchnieniem Okretka. – Bardzo latwo jest dostac dwojke z Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Piatke trudniej.

Kot znikl w mroku, w glebi ogrodu. Obie wrocily do swego pojazdu, zniecierpliwione nieco przedluzajacym sie oczekiwaniem, zdecydowane juz zaczac szukac wlasciciela, ktory nie mogl sie przeciez zbytnio oddalic, skoro zostawil zapalone swiatlo. Rozwazaly wlasnie pomysl wydawania glosnych okrzykow, kiedy drzwi budynku otwarly sie nagle i pojawil sie w nich zyczliwie usmiechniety gospodarz.

– Panienki po drzewka, co nie? Prosze, prosze. Cos wczesniej panienki przyjechaly?

– Juz myslalysmy, ze pan gdzies poszedl i nigdy w zyciu sie nie doczekamy – odparla Tereska z ulga. – Wlasnie, tak nam sie wczesniej udalo…

– Predzej niech daje i wracamy! – syknela gniewnie Okretka. – Znow sie ciemno zrobilo!

– Prosze, prosze – zachecal gospodarz – panienki wejda. Meble sobie na gorze przestawialem, moze chcecie zobaczyc?

Ogladanie czegokolwiek zupelnie nie lezalo w ich zamiarach, ale propozycja badylarza byla tak zaskakujaca i nieoczekiwana, ze w pierwszej chwili troche zglupialy i nie zdolaly zaprotestowac. Wahajac sie, wbrew woli, weszly do domu.

Zamaszystym gestem gospodarz otworzyl drzwi sasiedniego pokoju, zapalil swiatlo i rozejrzal sie po pomieszczeniu, jakby je pierwszy raz widzial na oczy. Tereska i Okretka odruchowo rozejrzaly sie rowniez. Gospodarz cofnal sie i wszedl do kuchni. Nieco oszolomione i coraz bardziej zaskoczone weszly za nim. Zostaly przeprowadzone przez nastepny pokoj za kuchnia, wyprowadzone znow na korytarz, po czym wpedzone po waskich, stromych schodach na gore.

– Sluchaj, po co my tam idziemy, na litosc boska? – wyszeptala niespokojnie Okretka. – Czego on tak lata po calym domu, zwariowal, czy co?

– Cicho! – odszepnela Tereska. – Badzmy uprzejme, moze nam sie uda wycyganic pare sztuk wiecej…

Gospodarz szalal po pieterku z pochylym dachem, otwierajac drzwi do rozmaitych pokoikow i komorek i prezentujac smetne, archaiczne graty.

– Miejsca tu jakos malo, wiec przestawilem szafe – mowil z ozywieniem, przepychajac sie z trudem obok przedpotopowej komody, otwierajac drzwi wielkiej, staroswieckiej szafy, zajmujacej cala sciane w niewielkim pokoiku. – Lepiej teraz, co nie? Kozetke wyrzucilem do drugiego pokoju…

Tereska i Okretka, nie mogac pojac przyczyn, dla ktorych z takim zapalem prezentuje sie im wnetrze tak pomieszczen, jak i co pokazniejszych mebli, niepewnie przyswiadczaly, ze istotnie, lepiej. Na wszelki wypadek wolaly nie krytykowac niczego, w obawie, iz zganiony moglby zapragnac naprawic blad i pod ich okiem wziac sie do przestawiania na nowo.

– Ty, skad on te szafe przestawil? – szepnela w oslupieniu Okretka. – Gdzie ona mu sie przedtem miescila?

– Jesli teraz ma wiecej miejsca, to w ogole nie wyobrazam sobie, jak tu przedtem wchodzil – szepnela w nie mniejszym oslupieniu Tereska. – I w ogole jakim cudem…

Urwala, bo gospodarz uznal nagle oprowadzanie za skonczone. Zostawiajac za soba otwarte drzwi i zapalone swiatlo, zaczal schodzic ze schodow.

– Zona pojechala do miasta, to jej chcialem zrobic niespodzianke. Ale sie zdziwi, jak wroci, co nie?

– Na pewno. Okropnie sie zdziwi – przyswiadczyla z przekonaniem Okretka.

– A lazienke pan tu gdzies ma? – spytala Tereska, chcac intensywniej okazac zyczliwe zainteresowanie.

Gospodarz nagle zatrzymal sie i spojrzal na nia podejrzliwie.

– Lazienke? – powtorzyl. – Ja tu nie mam zadnego drugiego wyjscia – dodal raczej bez zwiazku. – Prosze, moze panienka zobaczyc.

Tereska zastanowila sie mimo woli, co tez on moze rozumiec pod slowem „lazienka” i jakiego rodzaju pomieszczenie okresla tym mianem. Moze werande? Nie zdazyla zdecydowac sie na zadne przypuszczenie, bo oryginalny pan domu zblizyl sie do drzwi w drugim koncu sieni.

– Prosze bardzo, panienka sobie obejrzy lazienke! – ryknal glosem tak straszliwym, ze szyby zadrzaly.

Okretce dreszcz przerazenia przelecial po plecach. Niewatpliwie wariat, i to akurat w ataku szalu. Czy one w ogole wyjda z tej imprezy z zyciem?

Oniemiala z zaskoczenia Tereska, nic nie pojmujac, patrzyla, jak gospodarz szarpie sie z klamka, najwyrazniej w swiecie nie stawiajaca zadnego oporu. Nacisnal ja kilkakrotnie, uchylil skrzydlo, zatrzasnal ja na powrot, znow uchylil, znow zatrzasnal i wreszcie, powtorzywszy te dziwna operacje kilkakrotnie, otworzyl szeroko.

Za drzwiami znajdowala sie zwyczajna, dosc obskurna i zagracona lazienka. Na przeciwleglej scianie miala wysokie, waskie okno, dolem zastawione jakimis skrzynkami, ktore siegaly az do szyby. Otumaniona osobliwym przyjeciem Tereska odruchowo zastanowila sie, na co tez to okno wychodzi, robilo bowiem takie wrazenie, jakby za nim znajdowalo sie jeszcze jedno pomieszczenie, nie zas wolna przestrzen. Nim zdazyla uprzytomnic sobie, ze wlasciwie nic ja to nie obchodzi, zblizyla sie i wyjrzala, przysuwajac twarz do szyby.

22
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы