Выбери любимый жанр

Zwyczajne zycie - Chmielewska Joanna - Страница 20


Изменить размер шрифта:

20

– Alez skad – powiedziala z przekonaniem. – Nigdzie sie nie spiesze. Chodz na gore, porozmawiamy sobie spokojnie.

Pokoj wygladal wzglednie przyzwoicie, mozna go tam bylo wprowadzic. Nauczona koszmarnym doswiadczeniem Tereska kategorycznie postanowila wyrzec sie generalnych porzadkow, dopoki wreszcie nie ustabilizuja sie wymarzone kontakty. Szybkim ruchem wepchnela do szafy porozrzucane po krzeslach drobne fragmenty garderoby i odlozyla na biurko chustke. Bogus z zaciekawieniem rozejrzal sie w kolo i usiadl na tapczanie.

– Widze, ze masz calkiem niezla przestrzen zyciowa – zauwazyl laskawie. – Urzadzasz cos czasem?

Pokoj po rodzinie Tereska miala dla siebie zaledwie od kilku miesiecy i nigdy dotychczas niczego nie urzadzala, ale sens pytania, ktore mozna bylo rozmaicie rozumiec, pojela wlasciwie.

– Och, ostatnio jakos niewiele – odparla niedbale. – Nie mam glowy do tych rzeczy, nawalilo mi sie klopotow.

Bogus uwazniej spojrzal na regal, biurko i szafe.

– Masz jakas muzyke? Puscilabys cos…

– Co? Nie, nic nie mam. Radio jest na dole.

Jak to? Nie masz magnetofonu? Albo chociaz adapteru?

W jego glosie zabrzmialo pelne niesmaku i potepienia zdziwienie. Na dnie serca Tereski zaleglo sie uczucie glebokiego upokorzenia. Nie miala ani magnetofonu, ani adapteru, ani nawet radia tranzystorowego i do tej pory nie przyszlo jej do glowy, ze powinna miec. Panstwo Kepinscy nie inwestowali w dzieci bajonskich sum, a atmosfera w rodzinie kazala godzic sie z istniejaca stopa zyciowa. Dopiero w tej chwili Tereska poczula sie nagle jakas gorsza, uboga, byle jaka. Bogus byl przyzwyczajony do jakiegos poziomu, a ona co…?

– Wlasnie myslalam, zeby sie postarac – powiedziala, usilujac zdobyc sie na ton niedbaly i obojetny i stworzyc wrazenie, ze brak elementarnych przedmiotow codziennego uzytku jest wylacznie wynikiem jej przeoczen i zaniedban, nie zas rezultatem braku pieniedzy.

– Widze, ze do ciebie trzeba przychodzic nie tylko z nastawieniem na niespodzianki, ale rowniez z wlasnym tranzystorem – rzekl z drwiacym humorem Bogus i wyjal papierosy. – Zapalisz?

Tereska az podskoczyla.

– Jak to, ty palisz?!

– Oczywiscie. A ty nie?

Na krotka chwile charakter Tereski wzial gore nad uczuciami.

– To, ze wszyscy pala i ze to jest modne, nie robi na mnie wrazenia – powiedziala wzgardliwie. – Nie pale, bo nie mam checi i moda mnie nie ciekawi. Owczy ped to dla mnie nie jest argument. Na obozie nie paliles…

Bogus wzruszyl ramionami.

– Oboz to byly ostatnie chwile, mojego dziecinstwa – wyjasnil poblazliwie. – W dziecinstwie istotnie nie palilem. Postanowilem sobie, ze nie zaczne z niczym, dopoki sie z tego wszystkiego nie wygrzebie, teraz nie widze powodow do ograniczen. Dopoki byla szkola, wiesz, jak to jest… Nie lubie kryc sie po wychodkach.

Tereska skinela glowa. Uczucie wrocilo na wlasciwe miejsce. Bogus wydal jej sie szalenie dumny, szalenie meski, szalenie dorosly i jeszcze bardziej upragniony niz dotychczas. Cokolwiek czynil czy mowil, moglo budzic wylacznie podziw i uznanie.

– Pewnie, ze nie masz powodu – przyznala skwapliwie.

Bogus przygladal sie jej dosc krytycznie.

– Sluchaj, czy ty sie aby na pewno nigdzie nie wybierasz? Mam wrazenie, ze ci wszedlem w parade i siedzisz jak na szpilkach.

– Alez skad! Dlaczego?

– Chyba, ze to cos, co masz na sobie, to jest twoj domowy stroj. Jako peniuar, przyznaje, nawet dosc oryginalne.

Szczescie posiadania go pod reka, przebywania z nim razem, patrzenia na niego, sluchania go bylo tak potezne, ze odsunelo wszystkie inne sprawy gdzies na nieslychanie daleki margines. Teraz jak grom spadla na nia wyrzucona na chwile z pamieci obrzydliwa rzeczywistosc w postaci oczekujacej na skarpie Okretki ze stolem na kolkach. A takze wlasny wyglad. Przebrac sie, zdjac zakiet, zmienic te przekleta spodnice i odrazajace buty, zaprezentowac mu sie jakos po ludzku… Potem zrobi sie potwornie pozno, Okretka po ciemku nie pojedzie, to juz ostatnia wyprawa.

Zawahala sie.

– Szczerze mowiac… – powiedziala meznie.

Bogus zerwal sie natychmiast.

– No i dlaczego tego od razu nie mowisz?

Tereska powoli, niepewnie, ociagajac sie wstala z krzesla. Niewiele bylo spraw, ktore w ogole moglyby sie liczyc w obliczu wizyty Bogusia. Co za pech, ze akurat to kretynstwo z drzewkami… Trzeba mu to jakos wyjasnic, wytlumaczyc, bo przeciez on sie obrazi, pomysli, ze jest natretny, ile w koncu mozna skladac nieudanych wizyt?! Wykazac mu, ze wbrew jej woli gniecie ja sila wyzsza… Jakos mgliscie czula, ze praca spoleczna i sad dla nieszczesliwych dzieci to nie jest cos, co Bogus moglby zrozumiec i potraktowac powaznie, przeciwnie, moglby to wysmiac, zlekcewazyc… Zreszta, to nawet nie o to chodzi, w gre wchodza inne czynniki…

– Szczerze mowiac – powiedziala w naglym natchnieniu – rzeczywiscie musze wyjsc, bo jade za miasto, a nie wolno mi wracac po ciemku.

– Rodzice ci zabraniaja?

– Nie, milicja.

Bogus, juz w drzwiach, odwrocil sie, nieco zaskoczony.

– Co sie stalo? Zmalowalas cos?

– Glupia historia – powiedziala Tereska, szczesliwa, ze w jej zwyczajna, nieciekawa egzystencje wplatala sie tak atrakcyjna, mogaca budzic zainteresowanie sprawa. – Mowilam ci, ze mam idiotyczne klopoty. Paru facetow usiluje nas wykonczyc, Okretke i mnie. Pamietasz Okretke? To bandyci, planuja zbrodnie i tak sie zlozylo, ze tylko my mozemy ich rozpoznac. Juz wczoraj jechali za nami…

Bogus przygladal sie jej niedowierzajaco i z niklym zaciekawieniem.

– Nie cierpicie przypadkiem na manie przesladowcza?

– Nawet jesli, to w towarzystwie. Razem z nami cierpi cala tutejsza komenda milicji. Zabronili nam petac sie po ciemnych miejscach. Ja sie specjalnie nie boje, ale Okretka jest dziko wystraszona i musze to uwzgledniac. Wlasnie czeka na mnie.

– Interesujace – rzekl Bogus schodzac po schodach. – Jasne, ze nie bede stwarzal trudnosci. Co to za afera?

– Pojecia nie mam. Wiemy, ze chodzi o morderstwo, ale nie wiemy dokladnie, jakie. Milicja sie tym zajmuje, my sie nie wtracamy.

– I slusznie, ich rzecz. To znaczy, ze od zmroku jestes uwieziona w domu?

– No nie, to juz bylaby glupota. Po miescie moge sobie chodzic, byle nie tam, gdzie odludnie i ciemno. Moglibysmy na przyklad isc do kina, potwornie dawno nie bylam w kinie.

Wielki, surowy, twardy kartofel wyraznie utkwil jej w gardle. Jezeli sie z nia nie bedzie chcial umowic… Pojdzie, znow zginie, znow pojawi sie w jakims idiotycznym momencie… Przeciez to jest cos niemozliwego, cos potwornego, ona tego nie zniesie…

– Do kina? – powiedzial Bogus. – A wiesz, ze to niezla mysl. Na co bys poszla?

– Wszystko mi jedno, na niczym nie bylam.

– Zdaje sie, ze w Palladium idzie cos interesujacego. Moglibysmy sie wybrac ktoregos dnia.

– Moze jutro? – zaproponowala Tereska, niepewnie, z niesmiala nadzieja i niemal bez tchu.

– Jutro? Nie, jutro nie moge, ale pojutrze. Na osiemnasta.

Zamilkl, myslac, ze pojscie do kina z potencjalna ofiara morderstwa moze okazac sie nawet dosc atrakcyjne. Ciekawilo go przy tym, jak Tereska bedzie ubrana.

– Doskonale, pojutrze – zgodzila sie Tereska, usilujac przytlumic eksplozje szczescia. – To jak sie spotkamy?

– Gdzies na miescie. Najlepiej przed Orbisem na Brackiej. O wpol do szostej. Co ty na to?

Tereska wyrazilaby radosna zgode nawet na propozycje spotkania sie o polnocy w remizie tramwajowej, nie wnikajac w przyczyne wyboru miejsca i pory. Nie wiedziala, oczywiscie, ze Bogus ma po prostu interes w Orbisie i wybiera Orbis w poblizu kina w obawie, ze jej wyglad zewnetrzny moglby przyniesc mu wstyd, gdyby musial leciec z nia przez cale miasto. Gdyby jednakze o tym wiedziala, w niczym nie umniejszaloby to jej szczescia. Nareszcie zaczyna sie to wszystko ukladac tak, jak powinno!

Stali na ulicy przed furtka i ziemia palila im sie pod nogami. Dopiero teraz Bogus obejrzal Tereske dokladniej, stwierdzil, ze zabrala ze soba owa scierke od podlogi, i zrobilo mu sie goraco na mysl, ze ktos moglby go z nia zobaczyc. Gwaltownie usilowal znalezc jakis pretekst, zeby jej nie odprowadzac. Swiadoma spoznienia Tereska nade wszystko w swiecie pragnela byc przez niego odprowadzona, rownoczesnie jednak za nic nie zgodzilaby sie, zeby ujrzal uzytkowany przez nie pojazd i zdal sobie sprawe z rodzaju ich zajec. Okretka na pewno trzyma tego potwora na otwartej przestrzeni, a moze nawet siedzi na nim… Mysl, ze jest z Bogusiem na pojutrze umowiona, dodala jej sil.

20
Перейти на страницу:

Вы читаете книгу


Chmielewska Joanna - Zwyczajne zycie Zwyczajne zycie
Мир литературы