Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna - Страница 26
- Предыдущая
- 26/36
- Следующая
– Najwazniejsza, sadze, jest rownowaga. Czlowiek, ktory kieruje sie tylko rozsadkiem w rozstrzyganiu osobistych spraw, latwo moze sie stac oschly i bezwzgledny, chociaz nie musi! Ten znowu, ktory ulega jedynie rytmowi swojego serca i przyspieszone jego bicie traktuje jako sygnal do podjecia odpowiednich decyzji, latwo moze przegrac… chociaz takze nie musi? Sprobuj tego dzemu, kochanie! Robilam go w zeszlym roku, wisniowy, lubisz?
– Babciu, to jest odpowiedz wykretna – zaoponowalam.
– Mozliwe. Nie wiem jednak, do czego chcesz ja dopasowac? Bo przeciez na pewno masz na mysli jakas swoja konkretna sytuacje…
– Wiec moze inaczej, babciu! Prosze mi powiedziec, czy w moim wieku czlowiek jest obowiazany kierowac sie rozsadkiem? Mama twierdzi, ze tak!
Babcia usmiechnela sie z lagodna wyrozumialoscia.
– Mama… – powtorzyla – przez mame przemawia gorycz wlasnych doswiadczen! Nie dziwie sie, ze chce ustrzec ciebie przed podobnymi! Czy ma racje tak twierdzac? No, chyba ma, Magdusiu… Serce dziewczyny w twoim wieku jest bardzo zuchwale, ulegac mu, to ryzykowne posuniecie!
Przygladala mi sie z wyraznym wyczekiwaniem. Moglam jej teraz zawierzyc wszystkie swoje rozterki i obawy, szukac u niej rady, oparcia. Nie zrobilam tego, bo zbyt wiele przemawialo przeciwko Marcinowi, zbyt dokladnie mialam w pamieci spojrzenie tego obcego mezczyzny, ktory tak byl przejety spotkaniem Marcina w pociagu.
Po poludniu poszlysmy na spacer. Byl piekny dzien, sloneczny i cieply. Nie chcialam zajsc z babcia do jej chorej przyjaciolki, ktora odwiedzala codziennie z pakietem swiezej prasy.
– Poczekam tutaj, babciu! O, na tej laweczce kolo fontanny, dobrze?
– Jak chcesz… – zgodzila sie bez entuzjazmu.
Fontanna na rynku to miejsce spotkan mlodziezy z calego miasteczka. Pierwsze dni wiosny spedzily tu tego popoludnia cala gromade, ktorej moglam sie teraz przygladac z boku, bardziej w charakterze widza niz wspoluczestniczki tego wiecu. Chociaz przeciez niczym nie roznilam sie od tych dziewczat, ktore z podniesionymi w gore glowami chwytaly resztki slonca i spojrzenia chlopcow. Chlopcow takich jak Marcin. Strzepki rozmow, halasliwe wybuchy smiechu, docinki – wszystko to znalam, wszystko to bylo moje. Stolica czy powiatowe miasteczko – obojetne. Tkwimy z korzeniami w swoim stylu i nonszalancji, ktora nakazuje. A przeciez kiedy odrzucimy swoje zewnetrzne twarze, mamy oblicza zupelnie inne, zatracamy te szorstkosc, ktora pozornie nas cechuje. Co moze wiedziec o Marcinie obcy czlowiek z pociagu? Czy zna go naprawde, czy sadzi jedynie po pozorach, ktore Marcin stworzyl i ktore moze kiedys przemowily przeciwko niemu?
Tego popoludnia mialam serce bardzo zuchwale – cytujac babcie. Gotowa bylam darowac Marcinowi wszystkie jego potkniecia z ubieglego roku, tylko po to, aby jakos utrzymac wszystko, co miedzy nami bylo. Ostatecznie fakt, ze mama zawiodla sie na ojcu, nie moze przez cale zycie odbijac sie echem na kazdej mojej wlasnej decyzji, tak jak to sugeruje mama i czemu przytakuje babcia! A zreszta… kazdy medal ma dwie strony. Jutro staniemy z tatusiem twarza w twarz. Jestem dorosla i moze ojciec zechce opowiedziec mi cos, co wyjasni jego stanowisko? Tak czy inaczej, zawdzieczam mu fakt swojego istnienia i mam prawo kochac go za to! Dlugo jeszcze myslalam o tych sprawach siedzac na laweczce kolo fontanny i coraz zywiej ogarniala mnie chec powiedzenia glosno: "Tatusiu"!
– Jak babcia mysli? Czy zapyta mnie o mame, o nasze zycie, o dom? zastanawialam sie, kiedy jadlysmy kolacje.
– Jezeli nie zapyta, opowiadaj mu sama! Nie omijaj niczego! Zapewne bedzie mu niezrecznie pytac.
Nie moglam zasnac tego wieczoru. W skrytosci ducha liczylam na to, ze uda mi sie skleic moj rozbity dom. Ale czy mama zgodzilaby sie na powrot ojca? To chyba zalezalo tylko od niego! Musialby mame przeblagac, na pewno nie byloby to latwe. Mogl jednak sprobowac…
Babcia obudzila mnie raniutko.
– Zacznij swoj makijaz, Magdusiu! Za godzine przyjezdza pociag.
Wyskoczylam z betow jak wariatka.
– Babciu, ale sniadania nie jemy?
– Nie! Nakrylam stol w tamtym pokoju, zjemy juz we trojke! Ech, no, moja kochana! Nie rob z siebie takiego kociaka! Mozesz sie podmalowac, ale oglednie! Zrobilas sobie usta od ucha do ucha!
– Teraz lepiej?
– Moze zostac! O! Jaki piekny jest ten lancuch! To od mamy?
Wczoraj zdjelam lancuch, zanim dojechalam do babci.
Balam sie, ze moge go zgubic.
– Nie, babciu, nie od mamy!
– No? Od kogo dostalas? Sliczny!
– Dostalam go od mamy Marcina…
– To brzmi dumnie! – rozesmiala sie babcia. – Nie opowiesz mi nic o… mamie Marcina?
– Nie teraz, babciu, dobrze? Teraz jestem nieludzko zdenerwowana!
– Tak, szykuj sie! Musimy zaraz wychodzic! Przyszlysmy na dworzec chwile przed przyjsciem pociagu.
– Poznasz go? – zapytala babcia.
– Chyba nie… a moze? Jak go zobacze…
– On ciebie nie pozna, musisz byc na to przygotowana.
– Bede stala obok babci, powinien sie domyslic!
– Tez prawda…
Pociag wjechal miedzy perony. Otworzyly sie drzwi wagonow, ale niewiele osob wysiadlo.
Z ostatniego wyskoczyl mezczyzna w popielatym kapeluszu, ciemnym plaszczu, z mala walizka w reku. Tak! To byla ta sylwetka, ktora ostatnio odgrzebywalam w pamieci. Tatus! Czulam, ze nie zdolam opanowac naturalnego impulsu, ktory kazal mi przywitac go tak, jakby te piec lat byly piecioma dniami. Spojrzalam na babcie. Patrzyla w przeciwnym kierunku. Odeszlam kilka krokow, zeby nie stac przy niej, chcialam, zeby tatus poznal mnie nie po babci! Zblizal sie szybko, zrobilam kilka krokow w jego strone i niesmialo pomachalam reka. Postawil walizke i stanal, patrzac na mnie uwaznie, spoza okularow.
– Tatus! – krzyknelam nieopanowanie i juz po chwili trzymal mnie w objeciach.
Ukrylam twarz pod jego kolnierzem, zeby nikt nie widzial dziecinnych lez plynacych mi po twarzy. I nagle slyszalam za soba glos babci, poczulam, jak gwaltownie szarpie mnie za rekaw.
– Przepraszam najmocniej, panie doktorze… moja wnuczka… ona sie pomylila… ona… ona sie pomylila, panie doktorze…
Uscisk ramion nie zelzal ani na chwile. Przeciwnie. Czulam, ze ten obcy czlowiek przytulal mnie teraz do siebie mocniej, serdeczniej, ze zrozumieniem… Kiedy po chwili wyrwalam sie z tego uscisku i stanelam z twarza zaslonieta rekoma, babcia gwaltownie przygarnela mnie do siebie.
Slyszalam, ze cos mowila, slyszalam oddalajace siej kroki.
– Uspokoj sie, Magdusiu… Uspokoj sie, dobrze? Na pewno przyjedzie nastepnym pociagiem!
Nie przyjechal nastepnym ani nastepnym, ani nastepnym. Nie przyjechal wcale. I coz z tego, ze bylam gotowa ofiarowac mu swoja milosc niepomna na wszystko zlo,| ktore wyrzadzil mamie? i nam? Coz warta jest milosc, jezeli ktos moze odrzucic ja od siebie jak niepotrzebny smiec?
– Jest mi nieskonczenie przykro… – powiedziala babcia na dzien przed moim wyjazdem – wyobrazalam sobie, ze bedzie zupelnie inaczej, Magdusiu…
– Mnie tez jest przykro, babciu…
– Jak ja go nie umialam wychowac – powiedziala z zalem – i jak mi jest ciezko myslec o tym teraz, kiedy jest juz za pozno na korekte! A mysle o tym ciagle, bo tyle zla tyle krzywd…
Bylam zmeczona tym pobytem u babci. Czulam sie rozstrojona i pomimo najlepszych checi nie moglam odzyskac rownowagi. Chcialam juz wracac, zobaczyc mame i powiedziec, ze zrozumialam ja lepiej niz sadzi. Ale prze wszystkim chcialam zobaczyc Marcina, zwierzyc mu z porazki, ktora odnioslam, i slyszec, ze on zawsze, zawsze przyjedzie do mnie tym pociagiem, ktorym powinien przyjechac.
– Jedno zlo pociaga za soba drugie! – ciagnela babcia swoje wywody – i tak wlasnie bylo z twoim ojcem…
– Nie, babciu! – zaoponowalam gwaltownie. – Niekoniecznie jedno zlo musi pociagac za soba drugie!
Spojrzala na mnie, zaskoczona moja reakcja na ten zwrot. Nie wiedziala przeciez, ze w ten sposob usilowalam bronic Marcina i wlasnego stosunku do jego sprawy. Byla to troche daremna walka, bo chociaz w dalszym ciagu uwazalam, ze doswiadczenia mamy nie moga wplywac na moj stosunek do zycia, ten tydzien wzbogacil mnie juz o wlasne doznania. Sadzilam jednak, ze pierwsze spotkanie z Marcinem, pierwsze jego spojrzenie i gest przywroci mi wzgledny spokoj.
- Предыдущая
- 26/36
- Следующая