Zapalka Na Zakrecie - Siesicka Krystyna - Страница 2
- Предыдущая
- 2/36
- Следующая
– No, swietnie! W ten sam sposob mozesz wybrnac z Tomkiem! Smiechem! Nie wyjmuj tego kozucha, nie wyjmuj!
Do pokoju wpadla zadyszana Alka.
– Gdzie pilka do siatki? Idziemy grac w siatke! Cos ty? Mada! Jeszcze w rosole? A ja juz widzialam wszystkich z twojej paczki! I Maciek jest, i Miska, i ten rudy Julek! Tomka tez widzialam! Ma wasy, daje ci slowo! Mamo, gdzie ta pilka!? O, jest! Ale miekka, flak zupelny. Otworzyli nowy sklep, wiecie? Zaraz przy kosciele! Co ty sie tak patrzysz na mnie, Mada, jakbys pierwszy raz czlowieka
widziala? Ma wasy, przysiegam! Mamo, ona mi nie wierzy, ze Tomek ma wasy!
– Ala, czy ja cos mowie? – rozzloscilam sie.
– Sama zobaczysz, ze ma!
Alusia zlapala pilke i wybiegla z pokoju.
– Nie ide pod "Parasole"! – zdecydowalam desperacko.
– Wasow sie zleklas? – parsknela mama.
– Boze, jakie wy jestescie dziwne! Tak byle czlowiekowi dokuczac! Byle czlowieka zgnebic!
– Daj spokoj, Mada! Chyba nie masz zamiaru plakac! Oczywiscie, jezeli nie chcesz, to nie idz! Kijem cie nie wypedze…
Wlozylam niebieska sukienke i zwiazalam wlosy w dwie kitki nad uszami. Nie podobalo mi sie. Wyjelam z szafy spodnice w bialo-zolte pasy i trykotowy sweterek. Bylo lepiej, ale te kitki nad uszami wydaly mi sie teraz potworne. Rozwiazalam tasiemki i chwycilam szczotke do wlosow.
Mama usiadla na lozku, oparla sie o porecz i przez chwile obserwowala te zimna wojne, ktora zaciekle toczylam ze soba. Rozesmialam sie.
– Dzieki Bogu, ze masz jeszcze odrobine samokrytycyzmu i poczucia humoru! – stwierdzila z ulga.
– Kiedy pomysle, ze za trzy dni bedziesz latac ze wszystkimi, ubrana w pogniecione spodnie i byle jaka bluzke, nie moge pojac tych komedii, ktore robisz teraz!
– Zalezy mi na tym, zeby zrobic dobre wrazenie!- odparlam szczerze. – Wiesz przeciez, jakie to jest wazne. Nie widzielismy sie prawie rok. Bedziemy sie teraz obserwowac, ogladac, porownywac… wiem jak to jest. Po prostu, mamo, mam treme przed spotkaniem z nimi.
Szlam ulica Koscielna i z daleka widzialam juz kolorowe parasole w naroznym ogrodku. Szukalam wzrokiem naszej paczki, ale najwyrazniej nie bylo nikogo. Czyzbym przyszla zbyt wczesnie? Ale nie! Na kosciele zegar wybijal dziesiata. Podeszlam blizej. Od stolika podniosl sie bardzo wysoki chlopiec i szybko przesunal do wejscia. Przyjrzalam mu sie i nagle wszystko minelo. Caly niepokoj i trema.
– Mater Dolorosa! Tomek, jaki ty jestes wielki! – zawolalam zaskoczona.
A wiec to w nim kochalam sie w ciagu ubieglego lata i kilku tygodni jesieni!
– A gdzie reszta? – spytalam, kiedy usiedlismy pod czerwonym parasolem.
– Maja przyjsc za pol godziny! Celowo prosilem, zebys przyszla wczesniej…
Rozesmialam sie wedlug przykazan mamy, bo czulam sie jednak troche nieswojo.
– Masz do mnie jakis interes? – zapytalam.
– Interes? Nie… Czy ja wiem zreszta… Zwyczajnie, chcialem cie przeprosic!
– Za co?
– Nie pisalem do ciebie.
– Alez… to w ogole nieistotne!
Nieistotne! A ile sie namartwilam brakiem wiadomosci od niego, dopoki na imieninach Baski nie poznalam Marka!
– Przeciez ja do ciebie tez nie pisalam i nie uwazam, zeby… – wzruszylam ramionami – nie ma o czym mowic, Tomek!
Byl wyraznie zawiedziony. Widac sadzil, ze nosze w sercu zalobe po nim. Przez chwile usilowal naklonic mnie do ubolewania.
– Widzisz, nie pisalem, bo prawde mowiac robie straszne bledy ortograficzne. To mnie zawsze peszy.
– Och, jezeli o mnie chodzi, Tomek, to nie wysilaj sie na tlumaczenie! Ja naprawde nie jestem na ciebie obrazona – zapewnilam go.
Przygladal mi sie podejrzliwie, jakby moj dobry humor wydawal mu sie udany. Nieprawda! Bylam w cudownym nastroju. Wystarczyl mi tylko rzut oka na Tomka i krotka rozmowa, zebym sie przekonala, jak dalece wywietrzal mi z glowy! Za kazdym razem, kiedy podobal mi sie jakis chlopiec, bawilo mnie to. Nie umialam traktowac sprawy ze smiertelna powaga. Wiedzialam, ze jest przelotna jak wiosenny deszcz. I jezeli jadac do Osady balam sie spotkania z Tomkiem, to jedynie dlatego, ze w ciagu minionego roku myslalam o nim czesciej niz o innych chlopcach. Sadzilam, ze moze to cos oznacza, ze stlumione przez czas uczucie wybuchnie z nagla sila, kiedy go znowu spotkam. Nic nie wybuchlo. Widocznie prawdziwa milosc przyjdzie do mnie inaczej. Tak sobie myslalam, siedzac z Tomkiem pod czerwonym parasolem.
Po chwili przyszla Miska i Ewa, za nimi wkroczyl Maciek. Marianny i Julka ciagle jeszcze nie bylo.
Witajac sie z Miska wykazalysmy kolosalny brak opanowania. Szoste wakacje spedzone razem – to juz jest cos! Przeciez wlasnie my dwie bylysmy zalazkiem calej pozniejszej paczki, ktora peczniala z roku na rok.
Chlopcy przyniesli z bufetu oranzade i szklanki, Ewa zajela sie ciastkami. Miska nachylila sie do mnie i szeptala niecierpliwie:
– Musimy urwac sie na potezne ploty, ale tylko we dwie! Nie masz pojecia, jak sie za toba stesknilam! Wygladasz cudnie, Mada! Sluchaj, czy ja tez tak wydoroslalam, jak ty?
Podparla brode wierzchem dloni i przygladala mi sie prowokujaco. Miska! Jakzez ta dziewczyna umiala sie zgrywac!
– Sluchaj, ja juz postanowilam! – stuknela reka w stolik. – Sluchajcie wszyscy, co powiem! Ide na archeologie!
– Uwazasz, ze na powierzchni ziemi nie ma juz nic ciekawego? Za rok ci sie zmieni! Zdasz mature i wyjdziesz za maz! – zwatpil Maciek.
– Czy mi sie zdaje, czy ten mlody czlowiek kpi sobie ze mnie? – obruszyla sie Miska i udajac obrazona, znowu nachylila sie w moja strone.
– Co wyscie tu tak sami z Tomkiem gadali? – zapytala szeptem. – Nie przeszlo ci to, Mada?
Skrzywilam sie.
– Dochodze do wniosku, ze nie mialo mi co przechodzic! Bardzo go lubie i to wszystko! Przywiozlas rakiete, Miska?
– Jasne!
– Pojdziemy na korty?
– No! Zaraz po obiedzie!
– Sluchajcie, po poludniu idziemy z Miska na korty! Kto z nami?
Wszyscy. Okazalo sie, ze to pierwsze spotkanie nie bylo wcale takie trudne. Marianne i Julka powitalismy choralna owacja. Ostatni zjawil sie Piotr. I chwila, kiedy podchodzil do naszego stolika, byla jedyna, w ktorej odczulismy jakies zaklopotanie. My, ale nie Miska. Szybko podniosla sie ze swojego miejsca, podbiegla do Piotra, polozyla reke na jego ramieniu. Piotr przechylil glowe i pogladzil jej dlon policzkiem.
– Miska! – zawolal cieplo.
– Usiadz tu, Piotr, na moim miejscu! Julek, postaraj sie o jeszcze jedno krzeslo!
Podczas gdy krzeslo wedrowalo ponad stolikiem, Piotr przysunal twarz do mojej twarzy, zupelnie bliziutko. Nie widzialam jego oczu, ukrytych za ciemnymi szklami.
– Serwus, Piotr! – powiedzialam wyciagajac reke, ktorej nie zauwazyl.
– Serwus, Mada! Tak mi sie zdawalo, ze to ty!
Zdawalo mu sie. A wiec widzial jeszcze gorzej niz w zeszlym roku! Wszyscy patrzylismy na niego z zatroskaniem. Tylko na twarzy Miski widac bylo rozpacz, ktorej nie musiala nawet ukrywac, wiedziala przeciez, ze dla Piotra jej twarz jest jedynie rozmazana, jasna plama.
Siedzielismy pod "Parasolami" do obiadu. Marianna zlekla sie, kiedy zegar wybil pierwsza.
– Sluchajcie, ja powinnam juz dawno byc w domu! U nas obiad o pierwszej! Julek, odprowadz mnie i poczaruj mame.
Wiadomo! Julek swietnie potrafil czarowac nasze mamy!
– Ja ide z wami! – poderwala sie Ewa. – Maciek, zostajesz jeszcze?
– Dogonie was, zalatwie tylko rachunek! Zostalismy przy stoliku we czworke: Miska, Piotr, Tomasz i ja.
– Maciek poszedl placic, a ja mu nie dalem swojej doli- zorientowal sie nagle Piotr.
– Zalozylam za ciebie! Bedziesz moim dluznikiem!- rozesmiala sie Miska.
– Zawsze jestem twoim dluznikiem. Nawet ostatnio: na trzy swoje listy otrzymywalas ode mnie jeden!
– Bogowie! To nie twoja wina, Piotr, ze ja tak lubie pisac!
Miska popatrzyla na mnie, pozniej przeniosla wzrok na zielona furtke. Zrozumialam.
– Tomasz, idziemy! Wiec jak, Misia? Spotykamy sie na kortach?
- Предыдущая
- 2/36
- Следующая